[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Znamy się już tak długo, Jane, czy nie sądzisz, że nadszedł czas, by
pomyśleć o małżeństwie? Nie chcę cię ponaglać, ale moglibyśmy się zaręczyć!
Wiesz przecież, że bardzo mi na tobie zależy - zakończył.
- Pomyślę o tym - odpowiedziała machinalnie, bo w tym momencie cała
jej uwaga znowu była skupiona na Lyallu.
- To świetnie! - ucieszył się. - Obiecujesz?
- 67 -
S
R
Nagle dotarło do niej, co Alan powiedział i co ona zrobiła!
- Niczego nie obiecuję! - zawołała przerażona i wyrwała rękę z jego
uścisku. Ostatnia rzecz, na którą teraz miała ochotę, to zaręczyć się z Alanem!
- Rozumiem, że potrzebujesz czasu, ale pomyślisz o tym, prawda? - znów
wziął ją za rękę.
- Ach, kogo my tu widzimy - słodki głosik Dimity rozległ się tuż nad ich
głowami. Była wyraznie zainteresowana towarzyszem Jane.
Lyall patrzył z ironicznym uśmiechem na dłoń Jane uwięzioną w uścisku
Alana. Nie powiedział słowa, ale wiedziała, co myśli o niej i Alanie.
Zaczerwieniła się.
- Witam - powiedziała Jane chłodno.
- Dziwię się, że spotykamy cię w takim miejscu... Hotel  Starbridge", to
chyba nie twój styl? - wetknęła jej szpileczkę Dimity.
- Ja się też dziwię, myślałem, że jesteś zajęta - wpadł jej w słowo Lyall.
- Nigdy nie jestem aż tak zajęta, żeby nie móc zobaczyć się z Alanem -
Jane ciągnęła swoją grę.
Alan znów się rozpromienił.
- Nie przedstawisz nas? - spytał Lyall, choć świetnie wiedział, kim jest
Alan.
- Jane mi wszystko o tobie opowiedziała, wydaje mi się, jakbym Cię znał
- powiedział przyjaznie Alan, ściskając rękę Lyalla.
- Naprawdę? Wszystko? - Lyall patrzył na Jane prowokująco.
- Tak, o Multipleksie i o naszej współpracy przy renowacji zamku -
odpowiedziała sztywno.
Nigdy nawet nie pisnęła słówka Alanowi o tym, co ich łączyło dziesięć lat
temu. Na pewno by tego nie zrozumiał. To byłoby prawie tak głupie, jak teraz
opowiedzieć o tym Dimity, pomyślała. Lyall przecież świetnie zdaje sobie z te-
go sprawę!
- 68 -
S
R
- Podobno powstanie tu nowe centrum badawcze? - dopytywał się Alan,
który w końcu wyczuł napięcie między Jane i Lyallem. Patrzył raz na jedno, raz
na drugie i nie rozumiał, co się między nimi dzieje. - Pewnie nie będziesz
spędzał w Penbury wiele czasu? - wyraznie jednak coś podejrzewał.
- To Jane nic ci nie mówiła? - udał zdziwienie Lyall.
- Właśnie kończymy mój prywatny apartament i myślę, że będę tu
częstym gościem.
- Przecież miałeś przyjeżdżać tylko w czasie konferencji - zaniepokoiła
się Jane.
- Naprawdę? No, to właśnie zmieniłem zdanie. Dużo więcej mnie tu
zatrzymuje, niż poprzednio myślałem - odpowiedział tajemniczo. Wziął Dimity
pod rękę i szybko się pożegnał.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki on na ciebie patrzy - powiedział lekko
zdenerwowany Alan.
- Co przez to rozumiesz? - Jane udawała, że nie wie, o co chodzi.
- Nie wiem... ale miałem wrażenie, że on mnie nie lubi. Nic was nie łączy,
prawda? - spojrzał uważnie na Jane.
- Nie, oczywiście, że nie - odparła chłodno. - Poza tym on się interesuje
Dimity Price... Jak myślisz, dlaczego chce spędzać tu więcej czasu?
- Sądzisz, że mu na niej zależy? - zastanowił się. - Ona faktycznie jest
bardzo ładna! Ale nie sądzę, żeby taka słodka i miła dziewczyna chciała się
wiązać z takim aroganckim typem... - Przerwał, bo nagle zdał sobie sprawę, że
jego zachwyty nad Dimity są zbyt entuzjastyczne. Znów chwycił Jane za ręce. -
Ale cóż mnie to obchodzi, póki nie interesuje się tobą! Widzisz, kochanie, jaki
jestem o ciebie zazdrosny?
Jane uśmiechnęła się z wysiłkiem i próbowała uwolnić swoje ręce.
- Naprawdę muszę już iść. - Czuła, że nie jest zupełnie w porządku w
stosunku do Alana. Zła była też na Lyalla. Wiedziała, że specjalnie
- 69 -
S
R
sprowokował tę sytuację. Na dodatek Alan nie dawał za wygraną, nie puścił jej
rąk, zaglądał przymilnie w oczy.
- Pomyśl, jacy będziemy szczęśliwi, gdy się już pobierzemy - starał się
obudzić w niej entuzjazm dla swojego pomysłu.
Cóż mu mogła na to odpowiedzieć? %7łe jej zachowanie było tylko
przedstawieniem dla Lyalla?
- Dobrze, zastanowię się nad tym - obiecała.
Jane zawsze dotrzymywała obietnic. Nie chciała zranić Alana, ale jej
uczucia do niego dalekie były od miłości. Zaczęła sobie wyobrażać, jak by
wyglądało jej małżeństwo z Alanem. Zawsze sprawdzałby olej w samochodzie,
płacił na czas rachunki, nie spózniał się na obiad. Mogłaby na nim polegać w
każdej praktycznie sprawie. Nigdy by się nie musiała zastanawiać, gdzie jest i
co robi, Na pewno nie wpadłby na żaden głupi pomysł. Byłby idealnym mężem.
Tylko że... gdy ją całował, nigdy nie doprowadzał do zmysłowego zauroczenia.
Gdy zamykała oczy, widziała błyszczące, błękitne oczy Lyalla. Zdała sobie
sprawę, że nawet nie wie, w jakim kolorze są oczy Alana. Nie był Lyallem i to,
niestety, była jego największa wada!
Gdy spotkała Alana kilka dni pózniej, starała się bardzo delikatnie mu
wytłumaczyć, że lepiej będzie, gdy zostaną tylko przyjaciółmi.
Zrozumiał ją jednak opacznie i doszedł do wniosku, że powinien jak
najszybciej kupić jej pierścionek zaręczynowy. Protesty Jane brał za dobrą
monetę, uważał, że przemawia przez nią tylko skromność i panieńskie
zmieszanie. Powiedział jej, że doskonale rozumie ją i wie, że każda kobieta
potrzebuje trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do myśli o małżeństwie...
Czuła się jak w pułapce, nie miała jednak odwagi powiedzieć mu prawdy,
która na pewno musiałaby go zranić.
Jane poszła na spacer do lasu koło zamku, gdzie chciała jeszcze raz
przemyśleć swoją sytuację. Zawsze tu przychodziła, gdy miała jakieś kłopoty.
Przyszła także wtedy, gdy Lyall odszedł, i wówczas, gdy umarł jej ojciec, i gdy
- 70 -
S
R
miała problemy z firmą. A teraz ciągle martwiła się nie tylko Alanem, ale i
Kitem. Znów przysłał kartkę z prośbą o pieniądze. Większą kwotę mogła
uzyskać jedynie ze sprzedaży domu. To rozwiązanie wydawało jej się tak
straszne, że już wolała myśleć o Alanie.
Od wielu dni nie było deszczu, ale w. cienistych, leśnych zakątkach było
całkiem wilgotno. Szła uważnie, żeby nie przemoczyć butów. Układała sobie w
myśli, co powie Alanowi, jak mu wyjaśni, że nie może zostać jego żoną. Uświa-
domiła sobie, że prawda jest taka: otóż nie może zostać żoną Alana z powodu
Lyalla. Czuła, jakby jej zmysły nie należały do niej. Na samo wspomnienie
pocałunków Lyalla dostawała gęsiej skórki. Nie mogła myśleć o innym
mężczyznie.
Dlaczego on wrócił? Obudził tak mocno uśpione uczucia! Jej życie znów
się niebezpiecznie skomplikowało. Jane, zamyślona, nie zwracała uwagi, dokąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl