[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poświęceniem. Któżby podejrzewał je o jakieś skryte flirty, ba konszachty z lenistwem?
A jednak... Poprzednio opisałam działania pana i pani perfekcjonistów. Pan uważał, że
wszystko m u s i być zrobione superporządnie. A więc odkładał rozpoczęcie naprawy schodka
do momentu, kiedy uda mu się zgromadzić naraz i dobre narzędzia, i dobry materiał, które to
przedmioty powinny jeszcze trafić w dobry czas kiedy nie pada, kiedy inna robota nie
popędza... Pan perfekcjonista wykłada swoje racje przekonująco i logicznie, tylko dziecko
może ich nie pojąć. No i właśnie dziecko nie pojmując , trafia czasem w sedno: E tam, tata
tylko tak gada o dwucalowej desce, a naprawdę to mu się robić nie chce .
Pani perfekcjonistka ogarnięta nagłym a nieodpartym musem wyczyszczenia sztućców i
kredensu też może usłyszeć: Zajmujesz się głupstwami, a robota czeka! Na takie dicta pan
się obraża, pani jest rozżalona. Niesłusznie.
Ludzie starsi, starej daty, zwykli mówić podlotkom upierającym się, że m u s z ą mieć taką
a taką spódnicę, chłopcom, że m u s z ą jechać na mecz: Tylko umrzeć człowiek m u s i .
Tak radykalne postawienie sprawy, choć zasadniczo nie do odparcia, nie uwzględnia faktu,
że póki żyjemy, pewne rzeczy jednak naprawdę musimy robić, po prostu żeby żyć. I że
istnieją obowiązki, przymusy i musy, będące konsekwencją naszego wcześniejszego wyboru,
czasem w pełni suwerennego. Jeśli decyduję się założyć rodzinę, to muszę potem zapewnić
jej środki utrzymania. Jeśli chcę iść na studia, muszę potem słuchać wykładów i zdawać
egzaminy. Jest to tak oczywiste, jak to, że jeśli chcę pływać, muszę wlezć do wody.
Istnieje jednak wcale liczne stado przypadków, kiedy muszę znaczy właściwie: chcę .
Przypadki skrajne to owa dziewczyna, która m u s i mieć bluzkę, i chłopiec, który m u s i iść
na mecz. Mamy tu do czynienia w gruncie rzeczy tylko z niewłaściwym użyciem słowa:
każde z nich, zamiast muszę powinno powiedzieć: okropnie, szalenie, do obłędu c h c ę .
Ludzie dojrzali sÄ… bardziej wprawni i przebiegli w samooszukiwaniu siÄ™ i mydleniu oczu
innym. Za wzniosłym muszę to zrobić kryje się często: Robię to, bo nie chce mi się robić
tamtego albo Chcę to zrobić, bo mnie to bawi .
Co do mydlenia oczu innym, to z całym cynizmem trzeba stwierdzić, że niekiedy jest
potrzebne. Przyznaj się tylko, że lubisz prasować, to panowie z twojego domu będą ci
wrzucać do prania trzy koszule w jeden dzień , aż w końcu je znienawidzisz. Ale przed sobą
radzę nie udawać, przeciwnie, pilnie dociekać prawdy: chcę czy muszę? Bo uświadomienie
sobie, że jakieś zajęcie wykonuję, gdyż je po prostu lubię i chcę wykonywać, przesuwa je ze
strefy obowiązkowej w przyjemnościową, daje nam luz i poczucie, że jednak nie całkiem
jesteśmy zaharowaną szkapą roboczą.
Przykład z własnego doświadczenia: wiele tekstów piszę ostatnio pod przymusem
ekonomicznym, jest tego w końcu za dużo, coś trzeba by skreślić. Najbardziej kwalifikuje się
do skreślenia comiesięczne opowiadanie dla radia, bo pieniądze za to są jakby żadne, sława
tak samo, widoki na wydanie drukiem też żadne (wydawcy obecnie w ogóle z niesmakiem
traktują propozycje pisarzy polskich, a już opowiadań unikają jak ognia). Utrwalenie na
piśmie różnych dziwnych bądz pouczających zdarzeń z mojego życia bawi mnie jednak i
cieszy, więc jeśli mówię, że muszę w tym tygodniu napisać kolejną opowiastkę, to znaczy
41
to tylko tyle, że mam pamiętać o terminie. Kiedy naprawdę będę musiała coś skreślić, to już
prędzej jakąś publicystykę niż tamte opowiastki.
Ten przykład jest dość specyficzny, ale mam w zapasie i inne, o bardziej ogólnym
zastosowaniu. Na przykład ogródek.
Uprawianie działki czy ogródka to dziedzina, na której najlepiej można przetestować
pytanie postawione w tytule rozdziału. Twierdzę stanowczo, że ogrodem zajmują się tylko ci,
którzy chcą. Pośrednim dowodem na to są nierzadko spotykane ogródki czy ogrody przy
willach lub domkach, zapuszczone w sposób haniebny, aż się serce kraje. Oczywiście serce
się kraje tylko temu, kto ogródkowanie lubi. Właściciele zaniedbanych spłachciów ziemi
nie lubią, więc się w nich nie babrzą, bo nie muszą i już.
Ogródkowicze zresztą sami ochoczo wyznają, że praca na zagonkach to najlepszy relaks, a
pożytki z niej są też raczej przyjemnościowe ( miło jest mieć własny, świeży owoc, o którym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]