[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Może i jesteś. Ale najpierw sprawdzimy, co z ciebie za ziółko.
Wiese nie zrozumiał, o co chodzi.
- Was möchten Sie von mir?! Warum?! - skuliÅ‚ siÄ™ w oczekiwaniu kolejnego ciosu.
- Rozbieraj się! - rozkazał Kaczmarek. - Zieh dich aus! Sofort!
- Biniu, czy ty... - Krzepki chwycił go za rękę, ale komisarz nie zamierzał go słuchać.
- Cicho bądz, Janie! Jak już brniemy, to do końca. A nuż znajdziemy ten cholerny
bagnet albo coś równie ważnego!
Wiese stał bez ruchu, zaskoczony rozkazem Kaczmarka. Komisarz nie wytrzymał.
Wyciągnął zza koszuli rewolwer i skierował go w stronę więznia.
- Schneller! - zakomenderował głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Niemiec powoli zaczął zdejmować z siebie odzienie, protestując cicho pod nosem.
Kaczmarek odbierał od niego poszczególne części garderoby i szczegółowo je obmacywał.
Przez moment wydawało mu się, że znalazł coś zaszytego w kołnierzu koszuli, ale kiedy
rozpruł go scyzorykiem, jego podejrzenia okazały się bezpodstawne. Niczego nie znalazł też
w spodniach ani w marynarce.
Po chwili Wiese stał przed nimi na bosaka w samych majtkach, trzęsąc się z zimna.
Ogłupiałym wzrokiem przyglądał się, jak gruby policjant z pasją drze jego podkoszulek.
- To bez sensu, Biniu. - Krzepki miał już dosyć tego przedstawienia. - To nie on.
Musimy się z tym pogodzić...
- Daj mi spokój - szarpnął się komisarz. - Działam zgodnie z procedurą. Lepiej
obejrzyj jego skarpetki.
- Biniu, odpuść. Przecież widać, że to nie ten, którego szukamy...
Kaczmarek podszedł do Wiesego tak blisko, że mógł mu splunąć prosto w oko. Raz
jeszcze zamachnął się na niego, by po raz ostatni go nastraszyć. Niemiec odruchowo podniósł
prawą dłoń, by się zasłonić. I wtedy komisarz zobaczył coś, co podcięło mu ostatki nadziei.
Na wewnętrznej stronie ramienia Wiesego widniał niewielki, czarnogranatowy tatuaż.
Miał kształt dwóch błyskawic.
Kaczmarek pojął w lot, że te zygzaki zapowiadają burzę. Prawdziwą nawałnicę z
piorunami.
- SS... - wyrwało mu się z szeroko rozdziawionych ust.
Poznań, sobota sierpnia , czwarta dwadzieścia
Krzepki dopadł do Niemca i przytrzymał jego rękę w górze, by przyjrzeć się
demaskującemu go tatuażowi. Charakterystyczny znak ss był aż nadto widoczny na zsiniałym
z zimna ramieniu.
Kaczmarek szybko ochłonął z zaskoczenia. Na wszelki wypadek znowu wycelował w
Wiesego swojego służbowego browninga.
Chłód ciężkiej stali w dłoni przywrócił mu jasność myślenia. Wiedział, że w tym
momencie już nie tyle wpadł w szambo, co zanurzył się w nim po same uszy. I podskórnie
czuł, że żadna siła nie jest w stanie go z tego bagna wydobyć. Co robić? - myślał gorączkowo,
wpatrując się w butną twarz Niemca, który odzyskał nagle pewność siebie i stanowczo
odepchnął Krzepkiego. Cokolwiek zrobimy, i tak będzie draka na skalę międzynarodową.
Skandal dyplomatyczny jak cholera murowany... A wszystko przez...
- Pan wybaczy - w jednej chwili uznał, że pozostaje mu już tylko jedno wyjście -
zaszÅ‚o... hm... kolosalne nieporozumienie. Totale Missverständnis, verstehen Sie?...
Entschuldigen Sie bitte... Das war ein Missverständnis...
Pełen skruchy podał Niemcowi ubranie i buty. Usłużnie pomógł mu włożyć koszulę, a
potem marynarkÄ™.
Zaskoczony Wiese był z początku nieufny, ale szybko odzyskał wigor, wdziewając
kolejne elementy dopiero co odebranej mu garderoby. Zanim skończył, wskazał palcem na
rozpruty kołnierzyk, a na jego wychudłej, antypatycznej twarzy wykwitł pogardliwy,
ironiczny uśmieszek.
- Das war ein grosser Fehler, Herr Polizmeister - wycedził przez zaciśnięte szczęki, a
w jego zimnych oczach rozbłysła złowroga determinacja. - Das ist ein Skandal und
Provokation! Ich werde protestieren!
- Ja, ja... - Kaczmarek puścił tę grozbę mimo uszu. - Janek, skocz po bułkę i jakąś
piersiówkę dla szanownego pana - zaproponował. - Na Garbarach na pewno otworzyli już
jakiÅ› sklep...
Poznań, sobota sierpnia , wpół do piątej
Rozedrgany od emocji, ale również z powodu porannego chłodu, wyłonił się z
piwnicznych ciemności na szarzejący, nabierający z wolna kolorów świat. Kopnął drzwi
dzielące piwnicę od klatki schodowej i znalazł się przed kamienicą. Przed sobą miał skwer i
widok na wyłaniający się z porannej nadwarciańskiej mgły most Zwiętego Rocha.
Co my, do licha, tu robimy? - pomyślał. To wszystko śmierdzi wielkim
międzynarodowym skandalem. Porwanie z nadużyciem siły, przemoc fizyczna i psychiczna,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]