[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się kurzyło, jeden samochód znikł mi gdzieś poza domami. Drugi zakręcił się, przechylił i
stanął. Wysypało się z niego trzech ludzi i - właśnie wtedy dopadł ich mój Sherman. Dwóch -
oficer i podoficer - podniosło ręce do góry. Trzeci leżał na ziemi i jęczał. Kazałem im włazić
na czołg. Rannego wciągnęli koledzy.
Trzeba go było zostawić, bo okazało się, że miał rozpruty brzuch i to wciąganie... No, ale
było za pózno... ?
W czasie gdy pułkownik Skibiński uganiał się w Shermanie po polu za niemieckimi
samochodami pancernymi, sztab 10 brygady wraz z dowódcą po prostu przeniósł się w inne
miejsce. W sytuacji bojowej taka niespodzianka może zdenerwować każdego.
Na "Maczudze" tymczasem zacięte, ciężkie zmagania nie ustawały ani na chwilę.
Obserwatorzy artyleryjscy musieli nie tylko dyktować cele, ale i sami prowadzić ogień z
dział, wyskakiwać z płonących czołgów, których nie oszczędził ogień prowadzony z
niemieckich Panter i Tygrysów.
Ranny został porucznik Kasprzycki. Z załogi porucznika Rupniaka padł zabity
radiotelegrafista bombardier Pilch, rany odniósł kierowca, reszta uratowała się,
wyskoczywszy w porÄ™.
Czołg porucznika Stępnia znalazł się przy 1 pułku pancernym w momencie, gdy Pantery
zapaliły tam pięć Shermanów.
- Każ się cofać! - woła Stępień do radiotelegrafisty, podchorążego Straszewskiego.
- Cofaj się! - krzyczy Straszewski do mikrofonu. Zapomniał przestawić przełącznik; nie wie,
że zamiast do kierowcy, słowa jego biegną daleko w przestrzeń.
136
Czołg stoi. Dlaczego? - dziwi się podchorąży. - Ano, trzeba przekręcić.
Kierowca włącza tylny bieg. A przeciwpancerne pociski Panter wciąż lecą i lecą.
- Barbara raz, czy żyjecie? - pyta z troską stanowisko dowodzenia.
Czołg obserwacyjny wystrzelał całą amunicję. Kapral Paschak zwijał się jak w ukropie. To do
działa, to znowu do kaemu, w zależności od rodzaju celu i odległości.
Paschak miał wówczas czterdzieści trzy lata i bogatą przeszłość. Trzynaście lat służby w
angielskiej marynarce handlowej, praca przy budowie kolei w Chinach, udział we włosko-
angielskiej wyprawie naukowej w dorzeczu Amazonki, ba, nawet poszukiwania złota w
Argentynie... Storpedowany na Atlantyku, leczył się w szpitalu w Kapsztadzie i tam właśnie
zrodził się pomysł ochotniczego zaciągu do 1 dywizji pancernej PSZ. Zrealizował go wkrótce
po dojściu do zdrowia. Okazał się dobrym żołnierzem, strzelał z pasją, z jeszcze większą
pasją "polował" na jeńców. Przyprowadził ich kilkunastu.
Kapitan Sevigny, Kanadyjczyk z Quebecu, pochodzi właściwie z Francji, gdzieś stąd, z jednej
spośród normandzkich wiosek. Powrócił, by walczyć o wolność swojej poprzedniej ojczyzny.
Przydzielony do czołgu z polską załogą, doskonale sobie poczynał do momentu, gdy wraz z
innymi musiał wyskoczyć z płonącego Shermana.
W nocy z 20 na 21 sierpnia spadł deszcz. Po upałach, które we dnie były naszym utrapieniem,
nastąpił chłód.
Amunicji zużyto bardzo dużo. Miny żołnierzy nie były tęgie. Jeśli tak dalej pójdzie - mówili
sobie - nie będzie się czym odgryzać szwabom.
Sytuacja pogarszała się z godziny na godzinę. Jeńcy, wyznaczeni do grzebania zabitych,
ledwie mogą nadążyć. Ogień artyleryjski szaleje bez przerwy, co chwila wyrywając kogoś z
szeregów żyjących. Dotkliwie dawał się we znaki - tak rannym, jak zdrowym - brak wody.
Nie było co jeść. Ambulans od dawna już był przepełniony. Wielu rannych umierało, nie
otrzymawszy na czas skutecznej pomocy.
Oddziały na "Maczudze" wzmagają uwagę. Czujki pilnują dzień i noc, łowią każdy
podejrzany szmer.
Nieprzyjaciel ma jeszcze amunicję - co pewien czas to tu, to tam spadają na zbocza góry
pociski artyleryjskie. Od czasu do czasu któraś z czujek posyła kilka serii w krzaki, między
którymi przemykają jeszcze grupkami Niemcy.
Od rana 21 sierpnia znów zaczynają się niemieckie natarcia. Ale są to już natarcia anemiczne,
w niczym nie przypominające poprzednich, pełnych furii, połączonych z ogromną siłą ognia,
jaki spadał na polskie pozycje. Wszystko wskazywało, że są to ostatnie przejawy niemieckiej
aktywności.
Jeszcze uderzyła na wzgórze niemiecka kompania. Z krzykiem, jak zawsze dla dodania sobie
animuszu, wdzierali się żołnierze na zbocza, torując drogę granatami. Nie na wiele się to
jednak zdało. Było to tylko kolejne samobójcze natarcie. Kompania zmieciona została w
strasznym ogniu świetlnych pocisków z samobieżnych dział przeciwlotniczych *. Brawurowe
dotychczas krzyki zmieniły się w nieludzkie wycie. Hitlerowcy ginęli rażeni ogniem, płonęli
wraz z trawą i poszyciem, po których pełzały gęsto migotliwe płomyki.
Jeszcze jednÄ… PanterÄ™ unieszkodliwia kapral Wojak, innÄ… plutonowy Gruszecki.
Widać, że hitlerowcy wyłamali sobie zęby, że nie zdołają już tutaj niczego dokonać. "Korek"
w butelce siedzi mocno, ani drgnie. Mimo to ciągle jeszcze nie wolno osłabić czujności. To
tu, to ówdzie kluczy przecież jakiś spózniony czołg-maruder. Trzeba go zatrzymać, a załogę -
o ile nie ulegnie gorszemu losowi - zaprosić do licznego już grona jeńców.
Nie skończyły się również straty po stronie zwycięzców. Ich też czeka niejedna przykra
niespodzianka.
Oto wachmistrz Boryna - pełen energii i inicjatywy, bohaterski, traktujący walki z Niemcami
jak wielką przygodę, w której jego nieokiełznana natura
* DPanc dysponowała m.in. samobieżnymi działami przeciwlotniczymi typu Crusader AA Mk 2, lekko opancerzonymi
na podwoziu gąsienicowym. Ciężar - 18 ton, załoga - 4 osoby, uzbrojenie - 2 sprzężone armaty 20 mm w obrotowej
wieży, silnik - 340 KM, prędkość - 42 km/h.
znajduje upust - widzi przemykającą wśród krzaków grupę Niemców. Podskakuje
natychmiast ku nim na swym carrierze i wypuszcza kilka serii. Przeliczył się, bo oto
nadbiegająca niespodziewanie inna grupa Niemców rzygnęła w stronę jego transportera
ogniem karabinów maszynowych. Przegrał pojedynek. Zamiast odnieść kolejny sukces,
podziurawiony został jak sito. W ten sposób ubył na zawsze z szeregów samodzielnego
szwadronu cekaemów wspaniały żołnierz. Pośmiertnie awansowano go do stopnia
podporucznika i odznaczono Krzyżem Orderu Virtuti Militari.
Ale to już właściwie koniec niemieckiej aktywności. Artyleria strzela coraz słabiej, cichną
mozdzierze. Polscy żołnierze na "Maczudze" uśmiechają się do siebie radośnie. Są zmęczeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl