[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeszywać całe ciało. Uszczęśliwiał ją sam fakt podobania się komuś tak szaleńczo
atrakcyjnemu. Cały czas nie mogła w to uwierzyć, więc nigdy nie pozbyła się obawy, czy to
aby nie sen.
To, co właśnie odczuwała w obecności Rhysa, było najzupełniej realne i intensywne
prawie do bólu.
Ten upał musiał ci zaszkodzić uznał Rhys. Wyglądasz, jakbyś miała za chwilę
zemdleć. Lepiej pochyl się i potrzymaj głowę między kolanami, powinno pomóc.
Wątpiła, by pomogło, lecz posłuchała, gdyż wolała wyjść na nieprzytomną z upału niż z
pożądania. Siedziała więc przez ładnych parę minut z pochyloną głową, a Rhys opiekuńczym
gestem trzymał dłoń na jej karku co bynajmniej nie działało na nią uspokajająco!
Lepiej? spytał, gdy wreszcie się wyprostowała.
Tak skłamała. Nie wiem, co mi się stało... Rozejrzała się. Gdzie dziewczynki?
Zobaczyły jakieś koty i poleciały do nich. Wskazał zaciszny zakątek ruin, gdzie
zachwycone dziewczynki wydawały z siebie ochy i achy . Pewnie są dzikie i mają
pchły, ale wytłumacz to tym uparciuchom!
Nie przejmuj się pchłami, dziewczynki tyle siedzą w basenie, że nawet jeśli zabiorą
jakieÅ› na sobie, to szybko je utopiÄ….
Oby tylko nie przekazały ich chłopcom Paine ów, bo Kate da nam popalić!
Wybuchnęła śmiechem, dzięki czemu poczuła się trochę lepiej.
%7ładna pchła nie ośmieli się skoczyć na Paine'a, uwierz mi. Już Kate palnęłaby jej
kazanie na temat niestosowności podobnego zachowania!
Wiesz co? Przy tobie można naprawdę odpocząć powiedział nieoczekiwanie Rhys.
Jak to?
Większość kobiet, jakie znam, natychmiast odgoniłaby dzieci od tych kotów. Bałyby
się, że dziewczynki czymś się od zwierząt zarażą albo co najmniej zostaną podrapane,
nalegałyby na zwiedzanie z przewodnikiem i obejrzenie wszystkiego, potem miotałyby się,
urządzając piknik albo szukając odpowiedniego lokalu, w którym można zjeść lunch,
przynaglałyby do powrotu, bo niedobrze jezdzić po ciemku... wyliczał, po czym nagle
uśmiechnął się ciepło.
Nie masz pojęcia, o ile przyjemniej jest jechać na wycieczkę z kimś takim jak ty. Nie
robisz zamieszania, nie wprowadzasz nerwowej atmosfery, siedzisz sobie spokojnie na murku
i przyjmujesz rzeczy takimi, jakie sÄ….
Co po prostu oznacza, że jestem leniwa skwitowała melancholijnie. Przynajmniej
tak uważa Harry.
Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, jak często Harry wyrzucał jej lenistwo.
Równie często, jak próbował wpłynąć na jej wygląd. Chciał, by wyglądała bardziej
elegancko, namawiał ją na kupienie sobie nowych ubrań, wyregulowanie brwi, zrobienie
balejażu... Krótko mówiąc, miała choć trochę upodobnić się do Isabelle! Czemu wcześniej to
do niej nie dotarło?
Nie wiem, czy jesteś leniwa. Za to na pewno jesteś wyrozumiała, niekonfliktowa,
wielkoduszna, spokojna...
Przesadził, zwłaszcza z tym ostatnim, bo spokój był ostatnią rzeczą, jaką mogła odczuwać
w jego obecności.
Nudna jak flaki z olejem... podsunęła.
Z dezaprobatą potrząsnął głową i podniósł się.
Theo Martindale, trzeba porządnie popracować nad twoim poczuciem własnej wartości!
Wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać. Lepiej trzymaj się mnie, dopóki czegoś nie zrobimy
z tym twoim brakiem wiary w siebie.
Jak zwykle ogarnęło ją rozkoszne ciepło, gdy poczuła jego dotyk, a potem poczucie
zawodu, gdy Rhys cofnął rękę.
Masz rację. Będę się ciebie trzymać.
Kiedy pózniej wspominała te dwa tygodnie, każdy z dni wydawał jej się cudownie długi,
prześwietlony słońcem, przeniknięty zapachem tymianku, rozwibrowany dzwonieniem cykad.
Clara i Sophie, gdyby to od nich zależało, w ogóle nie wychodziłyby z basenu, lecz
czasem dawały się z niego wyciągnąć, oczywiście pod warunkiem, że potem będą mogły
znowu iść do wody. Rhys najchętniej chodziłby na długie piesze wycieczki, lecz szarmancko
uległ przewadze trzech kobiet żądnych słodkiego letniego nieróbstwa i przesiadywał z nimi
nad basenem lub woził je na piękną pustą plażę w urokliwej zatoczce. Raz tylko i to z
wielkim trudem udało mu się je namówić na pójście w góry. Na początku dziewczynki
narzekały, przestały jednak, gdy na dnie dzikiego wąwozu zobaczyły koryto prawie zupełnie
wyschniętej rzeki, które okazało się świetnym miejscem do zabawy. Bawiły się w chowanego
między głazami i z upodobaniem brodziły w kałużach płytkiej wody.
Urządzili sobie piknik wśród skał i jakichś pachnących krzewów, potem dziewczynki
znów zbiegły na dno rzeki, Thea zaś wyciągnęła się wygodnie wprost na ziemi, zupełnie się
nie przejmując, czy się nie pobrudzi. Obserwowała profil Rhysa, wpatrującego się gdzieś w
dal. W mocnym greckim słońcu doskonale widziała siateczkę zmarszczek wokół jego oczu,
kilka srebrnych włosów na skroni, kiełkujący na brodzie ciemny zarost.
W pewnym momencie Rhys spojrzał na nią, jego zdumiewająco świetliste oczy były
pełne ciepła.
Podoba ci siÄ™ tutaj?
Bardzo odparła, czując na jego widok dokładnie to samo, co poprzednio w Knossos.
Na szczęście leżała, więc nie było po niej widać, jak słabo jej się zrobiło.
W ciągu tych dni coraz trudniej przychodziło jej pamiętać zarówno o Harrym, jak i o tym,
że miała nie angażować się w związek w Rhysem. Nie myślała też o upływie czasu. Wakacje
nieuchronnie musiały się skończyć, lecz wciąż jeszcze każdy ranek wstawał pełen słońca,
Rhys czekał na tarasie, jedli śniadanie we czwórkę, potem spędzali razem praktycznie cały
dzień, a wieczorem robili wspólnie kolację, po której dziewczynki zamykały się w pokoju
którejś z nich, gdzie długo coś sobie opowiadały i chichotały, podczas gdy Thea i Rhys
zostawali na tarasie i równie długo rozmawiali na wszelkie możliwe tematy, czasem poważne,
czasem nie. Ani razu nie próbował jej dotknąć, zaś ona uparcie tłumaczyła sobie, że tak jest
lepiej i że wystarcza jej jego przyjazń.
Na dwa dni przed końcem pobytu znów pojechali na ulubioną plażę.
Nie wchodzisz? zawołał z wody Rhys, gdy zorientował się, że Thea jako jedyna z ich
czwórki została na brzegu.
Wchodzę, tylko na tej płyciznie są te okropne małe rybki, które lubią człowieka
podgryzać wyjaśniła z ociąganiem. Poprzednio potraktowały mnie jak obiad i wcale nie
było to przyjemne.
Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że boisz się paru małych rybek?
Nie, ale... ale nie mam ochoty znowu spotkać tych minipiranii.
Ze śmiechem zawrócił przez płyciznę i nim Thea zdążyła się zorientować, co on zamierza
zrobić, porwał ją na ręce i zaniósł w stronę głębszej wody.
Na poły rozbawiona, na poły zakłopotana, odruchowo otoczyła ramionami szyję Rhysa.
Dotyk jego nagiej skóry działał na nią tak, że ledwo mogła myśleć, ledwo mogła oddychać,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]