[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadające się do przewozu morzem, spakowałem więcej ni\ zazwyczaj tobołów, po
czym wyruszyłem z Bagdadu do Basry. Tam załadowałem moje toboły na okręt i
spotkałem się z ludzmi nale\ącymi do najwykwintniejszego towarzystwa w tym
mieście. Następnie wyruszyliśmy w podró\ i okręt nasz popłynął, korzystając z
błogosławieństwa Allacha, przez wzburzone morze z huczącymi falami dokoła.
Poniewa\ mieliśmy pomyślny wiatr, \eglowaliśmy długo przez wiele dni i nocy od
wyspy do wyspy i z morza na morze, a\ nagle pewnego dnia natarła na nas
nawałnica. Kapitan kazał zarzucić kotwicę i zatrzymał okręt w obawie, aby na
pełnym morzu nie zatonął. I chocia\ zaczęliśmy w naszej niedoli modlić się,
wznosząc korne błagania do Allacha, spadł nagle na nas jeszcze gwałtowniejszy
huragan, podarł \agle na strzępy i cisnął ludzi, wraz z ich towarami, całym ich
mieniem i dobytkiem, do morza. Wraz z innymi i ja wpadłem do wody, ale przez pół
dnia utrzymywałem się na powierzchni pływając. W końcu, kiedy uwa\ałem się ju\
za straconego, Allach zesłał mi jakąś deskę z naszego rozbitego okrętu.
Wdrapałem się na nią, a to samo uczyniło i kilku spośród kupców. Zobaczywszy, \e
nas się tylu uratowało, poczuliśmy się razniej i trzymaliśmy się ju\ razem,
wiosłując nogami w morskiej topieli. Przy tym wiatr i fale okazały się dla nas
łaskawe. W takim poło\eniu spędziliśmy cały dzień i jedną noc. Nazajutrz o
świcie wybuchła znów nowa burza i morze zaczęło szaleć, wiatr podnosił olbrzymie
bałwany, a\ w końcu morze wyrzuciło nas na jakąś wyspę. Byliśmy na wpół martwi z
bezsenności i wysiłku, zimna i głodu oraz strachu i pragnienia. Mimo to
poszliśmy zaraz w głąb wyspy i znalezli tam przeró\ne rośliny, które jedliśmy,
aby utrzymać się przy \yciu i powrócić do sił. Noc spędziliśmy na brzegu wyspy.
Skoro jednak nastał poranek i opromienił świat swoim blaskiem i światłem,
wstaliśmy i zaczęli zwiedzać wyspę. W oddali zabłysnął nagle przed nami biały
gmach. Poszliśmy w tym kierunku i nie zatrzymaliśmy się wcześniej, a\ stanęliśmy
przed jego wrotami. Ale zaledwieśmy tam doszli, jak z owych wrót wybiegła cała
gromada nagich mę\czyzn. Nie powiedziawszy ani słowa pojmali nas i zawlekli
przed oblicze swojego króla. Ten skinął na nas, abyśmy usiedli. A skorośmy to
uczynili, wniesiono potrawy, jakichśmy nie znali i nigdy podobnych nie widzieli.
Dusza moja ostrzegła mnie przed nimi i nie wziąłem nic do ust, chocia\ moi
towarzysze potrawy te spo\ywali. Temu właśnie, \e wówczas powstrzymałem się od
jedzenia, zawdzięczam, i\ obecnie \yję. Zaledwie bowiem moi towarzysze owych
potraw skosztowali, postradali rozum i zaczęli wić się obłąkańczo, a cały ich
wygląd zmienił się nie do poznania. Po czym dzicy przynieśli im oleju z
kokosowych orzechów, dali go do picia i namaścili ich nim. Napiwszy się owego
oleju moi towarzysze zaczęli przewracać oczami i ponownie rzucili się na podane
im potrawy, całkiem inaczej ni\ zazwyczaj to czynili. Byłem wielce niespokojny o
stan ich umysłów i litowałem się nad nimi bardzo. Równocześnie bałem się mocno i
o moje \ycie wśród owych nagich dzikusów. Tymczasem przyjrzałem się im nieco
bli\ej. Był to jakiś bardzo dziki lud, a królem ich był odmieniec. Ka\dego, kto
przybył do ich kraju lub kogo spotkali w dolinie czy na drogach, które tam
wiodły, przyprowadzali do swojego króla, częstowali nieszczęsną ofiarę owymi
nieznanymi potrawami i namaszczali ją owym olejem. Wtedy \ołądek takiego
nieszczęśnika tak się rozszerzał, \e mógł po\reć o wiele więcej, ni\ był zwykle
jadać, rozum zachodził mu mgłą, a myśli plątały się. Wtedy dawano mu jeszcze
więcej owych potraw do jedzenia i owego oleju do picia, a\ stawał się gruby i
tłusty, a wówczas zarzynano go i przyrządzano z niego wykwintne danie dla króla.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]