[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domości, lecz teraz, gdy myślała o tej parze na trybunach w małym miasteczku,
wszystko znowu od\yło. Jest więc w jej duszy miejsce na takie marzenia i tęsknoty,
które, jak niedawno jeszcze myślała, wraz z rozwodem wyrzuciła z siebie.
Rodzina, silna więz. Wspólnota. Czy pewni ludzie potrafią lepiej
dotrzymywać obietnic ni\ drudzy? zastanawiała się. A mo\e niektórzy nie potrafią
połączyć swojego \ycia z innym \yciem, dostosować się, iść na kompromisy?
Patrząc wstecz, uwa\ała, \e oboje z Robem naprawdę się starali, lecz zabrakło
duchowego porozumienia. Dwa odmienne sposoby myślenia, które nigdy nie trafiały
w potrzeby drugiej osoby. Gdyby mieli podobne przyzwyczajenia i oczekiwania od
\ycia, na pewno wszystko potoczyłoby się inaczej. Czy to jednak znaczy, \e powo-
dzenie związku polega na tym, by węzłem mał\eńskim połączyły się dwie osoby,
których myślenie biegnie tymi samymi torami?
Westchnąwszy, wyjechała na główną szosę w kierunku Tennessee. Doszła do
wniosku, \e je\eli w istocie tak jest, to o wiele lepiej \yć samotnie. Spotkała
wprawdzie wielu ludzi, których naprawdę polubiła i z którymi było jej wesoło, ale
nigdy nie natknęła się na kogoś, kto myślałby tak jak ona. Dotyczy to zwłaszcza
mę\czyzny, który siedzi obok niej po uszy zagłębiony w swojej gazecie. Ju\ choćby w
tym ró\nili się diametralnie.
Czytał tę gazetę, jak i ka\dą gazetę w ka\dym mieście, w którym się
zatrzymywali, od deski do deski, pochłaniając ka\de słowo, ona zaś przelatywała
wzrokiem tytuły, rzucała okiem na modę i kronikę towarzyską, i szybko przechodziła
do komiksów. Gdy jej zale\ało na wiadomościach, wolała je usłyszeć w radiu lub
telewizji. Czytanie miało być relaksem, zaś analizowanie światowej polityki
przynosiło tylko stres.
Związki. Cofnęła się do dyskusji, jaką przed paroma tygodniami odbyła z Lee.
Nie, nie nadawała się do stałego, wieloletniego związku. Nawet Shade zauwa\ył, \e
pewni ludzie są po prostu niezdolni do tego. Czy\ nie zgodziła się z nim? Dlaczego
więc tak ją to raptem przygnębiło?
Jakiekolwiek byłyby jej uczucia wobec Shade'a, a przecie\ nale\y je uznać za
satysfakcjonujące, nie miała najmniejszego zamiaru jeszcze raz poczuć zapachu
ślubnego wianka. To, \e coś w niej parę razy drgnęło, a nawet zakłuło na widok par,
które zdawały się raczej dopełniać nawzajem, ni\ konkurować ze sobą, było czymś
zupełnie naturalnym, nie zmieni jednak swojego stylu \ycia, by dopasować się do
drugiej osoby. Jest absolutnie zadowolona z tego, co ma.
Gdyby była zakochana... Znowu poczuła ukłucie, ale postanowiła je
zbagatelizować. Gdyby się zakochała, cała sprawa niesłychanie by się skomplikowała,
ale fakt pozostaje faktem, \e jest bardzo szczęśliwa, bo odnosi zawodowe sukcesy,
jest wolna i ma atrakcyjnego, bardzo interesującego kochanka. Byłaby szalona, gdyby
nie była szczęśliwa, i musiałaby zwariować, gdyby chciała cokolwiek zmienić.
- To nie ma nic wspólnego ze strachem - powiedziała na głos.
- Co?
Odwróciła się do Shade'a i, ku zdumieniu ich obojga, zaczerwieniła się.
- Nic - wybąkała. - Myślę na głos.
Przyjrzał się jej z uwagą. Mo\na by powiedzieć, \e jest wytrącona z
równowagi, a co najmniej nadąsana. Odruchowo wyciągnął rękę i dotknął jej
policzka.
- Nie jesz swojego hot doga.
Była bliska płaczu. Z jakiegoś idiotycznego powodu chciała zatrzymać
samochód, oprzeć głowę na kierownicy i zalać się łzami. Bo\e, co się z nią dzieje?
- Nie jestem głodna - wydusiła.
- Bryan... - Zobaczył, jak nerwowo chwyta okulary przeciwsłoneczne i choć
słońce było nisko, wciska je na nos. - Dobrze się czujesz?
- Zwietnie. - Wzięła głęboki oddech i spojrzała przed siebie. - Po prostu
świetnie.
To nieprawda, poznał to po jej napiętym głosie. Jeszcze kilka tygodni temu
wzruszyłby ramionami i powrócił do swojej gazety, jednak teraz szybko ją odło\ył i
cisnął na podłogę.
- Co siÄ™ z tobÄ… dzieje?
- Nic. - Była na siebie po prostu wściekła. Włączyła radio, które Shade bez
słowa wyłączył.
- Zjedz na bok.
- Po co?
- Po prostu zjedz na bok.
Gwałtownie skręciła na pobocze, zwolniła i stanęła.
- Daleko nie ujedziemy, zatrzymując się ju\ po dziesięciu minutach.
- Daleko nie zajedziemy, je\eli mi nie powiesz, co jest nie tak.
- Wszystko w najlepszym porządku! - Zagryzła wargi i oparła się plecami o
fotel. Mówienie, \e wszystko jest w porządku, nie miało sensu, skoro się jednocześnie
warczy jak rozezlone, opryskliwe dziecko. - Jestem zdenerwowana, to wszystko.
- Ty?
Popatrzyła na niego zawziętym, mściwym wzrokiem.
- Ja te\ mam prawo do parszywych nastrojów, Colby. Nie masz na to patentu,
przyjemniaczku.
- Ale ty z pewnością masz - powiedział łagodnie.
- Skoro po raz pierwszy jestem tego świadkiem, powiedz mi, o co chodzi.
- Nie bÄ…dz taki cholernie protekcjonalny.
- Szukasz zaczepki? Popatrzyła przed siebie.
- Mo\e.
- OK. - Podejmując wyzwanie, poprawił się na fotelu. - Chodzi ci o coś
konkretnego?
Szybkim ruchem odwróciła głowę, gotowa przejść do rękoczynów.
- Musisz zawsze siedzieć z nosem w gazecie, ilekroć ja prowadzę?
Uśmiechnął się irytująco.
- Tak, kochanie.
Najpierw mruknęła coś niezrozumiałego, potem znów spojrzała w dal, a\
wreszcie warknęła:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]