[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słyszałem o takiej restauracji... bardzo turystyczne miejsce - Roscoe's Chicken and
Waffles? Zaburczało mi w pustym żołądku.
- Och! Z przyjemnością... Cholera!
- To znaczy, brzmi ciekawie... - odparłam z szerokim uśmiechem. Markus wziął mnie za
rękę. Serce waliło mi jak młotem.
- Chodzmy.
Pół godziny pózniej siedzieliśmy z Markusem na przednim siedzeniu wspaniałego
zielonego cadillaca, którego wypożyczył na czas wyjazdu, chrupiąc pieczonego kurczaka i
zużywając chyba z tysiąc serwetek. Starałam się trzymać dłonie tak daleko od sukienki
Cariny, jak to możliwe.
- Niezle. Głodna? - spytał Markus, gdy wrzuciłam kolejną kość z udka do torebki, w
której zbieraliśmy śmieci.
- Prawie nic nie zjadłam na kolację - wyjaśniłam.
- Dobrze. Dzięki temu zostało ci więcej miejsca na najlepszego kurczaka na świecie -
odparł nonszalancko Markus.
- Zgadza się. - Oblizałam palce z tłuszczu, jeden po drugim.
- Księżniczko Carino! - Markus udawał, że jest zaszokowany. - Co by powiedziała
królowa?
Chociaż żartował, serce mi zamarło. Odkąd opuściliśmy ambasadę, kilka razy dałam się
zaskoczyć. W końcu oprowadzałam Markusa po moim rodzinnym mieście. Ale muszę
ciągnąć tę grę pozorów, bo Markus, jak do tej pory, mnie nie rozszyfrował. Zwietnie się
bawimy... choć on bawi się z kimś innym, niż sądzi.
- Masz rację - powiedziałam, poprawiając się na siedzeniu. - Powinnam użyć serwetki.
Gdy wycierałam ręce, w samochodzie zapadła niezręczna cisza. Nagle zaczęłam siebie
nienawidzić. Nienawidziłam tej nocy. Nienawidziłam wszystkiego, co robię. Bo wszystko
robię nie tak. Miałam zrazić Markusa, a zamiast tego uciekam z nim, siedzę w
zaparkowanym samochodzie... i dostaję palpitacji za każdym razem, gdy na mnie spojrzy.
Carina mnie zabije, pomyślałam. O ile Ingrid albo Killroy nie zrobią tego wcześniej.
- Carino, żartowałem. Nie chciałem cię zdenerwować. - Wiem... Ja tylko...
- Tęsknisz za mamą? - spytał ostrożnie Markus. - Wiem, że twoja babcia jest chora i...
- Możemy porozmawiać o czymś innym? - przerwałam mu. Im więcej mówił o mojej"
rodzinie, tym bardziej czułam się przyparta do muru. Zaczęło denerwować mnie to ciągłe
przypominanie, kim jestem. Siedzenie z Markusem sam na sam było największym
kłamstwem tego dnia. To, co działo się wcześniej, było tylko występem, a to, co działo się
teraz, stawało się coraz bardziej... osobiste.
- Dobrze, to o czym chcesz rozmawiać? - zapytał Markus. Co będzie bezpieczne? -
zastanawiałam się, próbując coś wymyślić. Nie mogę mu powiedzieć niczego o sobie,
więc...
- Opowiedz mi więcej o architekturze - powiedziałam, odwracając się do niego. - Gdzie
chcesz studiować?
Markus zgniótł serwetkę i wrzucił ją do torby na śmieci, którą schował za siedzeniem.
Odwrócił się i oparł o drzwi.
- Dobrze, ale niech to zostanie między nami.
- Słowo harcerza. - Co? Zacisnął mi się żołądek.
- To takie powiedzonko, którego się tu nauczyłam.
- Ach, w każdym razie zawsze kochałem architekturę, od dziecka. Pamiętasz, jak zawsze
bawiłem się klockami lego?
- Aha... - skłamałam.
- Potem przerzuciłem się na fortyfikacje, a pózniej na każdą Gwiazdkę chciałem
dostawać książki o architekturze - opowiadał z rosnącym ożywieniem. - Mój ojciec
zachęcał mnie, bo myślał, że to tylko hobby, ale kiedy powiedziałem mu, że chcę studiować
architekturę, wybuchła awantura.
- Poważnie? Dlaczego? - zdziwiłam się. - Architekt to dobry zawód.
- Ale to nie dla mnie - odpowiedział Markus, a jego spojrzenie stało się surowe. Owinął
sobie sznurówkę wokół palca. - Trochę wiesz o oczekiwaniach, Carino. Wiesz, jak to jest.
W jego głosie wyczułam poczucie porażki. Nie wiem, jak to jest, tak dokładnie, ale
zaczynałam rozumieć. Jego ton sprawił, że poczułam się tak samo, jak czułam się za
każdym razem, gdy przychodziły zawiadomienia o zaległościach w czynszu. Jakbym
zupełnie nic nie mogła zrobić.
- Próbowałeś jeszcze raz z nim porozmawiać?
- Jeszcze nie, ale mam taki zamiar. Tak myślę...
Roześmiał się i zerknął na mnie kątem oka. Odpowiedziałam uśmiechem. Wiedziałam,
że ponowna rozmowa z ojcem będzie wymagała od niego sporo odwagi, ale z jakiegoś
powodu wierzyłam, że da sobie radę. Markus nie sprawiał wrażenia kogoś, kogo łatwo
przestraszyć.
Markus zgniótł serwetkę i wrzucił ją do torby na śmieci, którą schował za siedzeniem.
Odwrócił się i oparł o drzwi.
- Dobrze, ale niech to zostanie między nami.
- Słowo harcerza. - Co? Zacisnął mi się żołądek.
- To takie powiedzonko, którego się tu nauczyłam.
- Ach, w każdym razie zawsze kochałem architekturę, od dziecka. Pamiętasz, jak zawsze
bawiłem się klockami lego?
- Aha... - skłamałam.
- Potem przerzuciłem się na fortyfikacje, a pózniej na każdą Gwiazdkę chciałem
dostawać książki o architekturze - opowiadał z rosnącym ożywieniem. - Mój ojciec
zachęcał mnie, bo myślał, że to tylko hobby, ale kiedy powiedziałem mu, że chcę studiować
architekturę, wybuchła awantura.
- Poważnie? Dlaczego? - zdziwiłam się. - Architekt to dobry zawód.
- Ale to nie dla mnie - odpowiedział Markus, a jego spojrzenie stało się surowe. Owinął
sobie sznurówkę wokół palca. - Trochę wiesz o oczekiwaniach, Carino. Wiesz, jak to jest.
W jego głosie wyczułam poczucie porażki. Nie wiem, jak to jest, tak dokładnie, ale
zaczynałam rozumieć. Jego ton sprawił, że poczułam się tak samo, jak czułam się za
każdym razem, gdy przychodziły zawiadomienia o zaległościach w czynszu. Jakbym
zupełnie nic nie mogła zrobić.
- Próbowałeś jeszcze raz z nim porozmawiać?
- Jeszcze nie, ale mam taki zamiar. Tak myślę...
Roześmiał się i zerknął na mnie kątem oka. Odpowiedziałam uśmiechem. Wiedziałam,
że ponowna rozmowa z ojcem będzie wymagała od niego sporo odwagi, ale z jakiegoś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]