[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ry prosił, żeby się za niego pomodlić. Nawet Elias zachowuje się dziwacznie, wyskaku-
jąc z propozycją kupienia stacji radiowej za trzydzieści milionów dolarów, żebyśmy mo-
gli powiedzieć ludziom... to, co on tam ma ludziom do powiedzenia. Obok sprzedawa-
nia im domowych zestawów stereo i premii w postaci darmowego chrztu. Tak jakby im
rozdawał pluszowe zwierzątka.
Zwierzę, pomyślał. Belial jest zwierzęciem. To, co przed chwilą słyszałem przez radio,
to był głos zwierzęcia. Nie silniejszy od ludzkiego, ale niższy. Zwierzęcy w najgorszym
176
sensie: podludzki i nieokrzesany. Przebiegł go dreszcz. A Rybys sobie śpi, śniąc o swoich
chorobach. Ta jej nieustanna aura choroby, we śnie i na jawie, zawsze wokół niej, stale
obecna. Ona jest swoim własnym patogenem, sama się zaraża.
Pogasił światła, wyszedł ze sklepu, zamknął frontowe drzwi i poszedł do zaparko-
wanego samochodu, zastanawiając się, dokąd pojechać. Do chorej, wiecznie kwękającej
żony, czy do Kalifornii, do mechanicznego obrzmiałego obrazu, który widział na ekra-
nie telefonu?
Na chodniku, koło jego samochodu, kręciło się coś małego. Coś, co z wahaniem cof-
nęło się przed nim, jakby ze strachu. Zwierzę, większe od kota. Ale chyba nie pies.
Herb Asher zatrzymał się, pochylił i wyciągnął rękę. Zwierzę niepewnie zbliżyło się
i nagle, w jednej chwili, usłyszał jego myśli w swoim umyśle. Stworzenie porozumiewa-
ło się z nim telepatycznie. Pochodzę z planety w układzie CY30-CY30B, myślało zwie-
rzę do niego. Jestem jedną z autochtonicznych kóz, które w dawnych czasach składano
w ofierze Jahowi.
 Co ty tu robisz?  spytał Herb Asher wstrząśnięty. Coś tu się nie zgadzało, to było
niemożliwe.
Ratuj mnie, pomyślało kozokształtne stworzenie. Przywędrowałem tu, na Ziemię,
w ślad za tobą.
 Kłamiesz  powiedział, ale otworzył samochód i wyjął latarkę. Schyliwszy się,
skierował na zwierzę strumień żółtego światła.
Rzeczywiście, miał przed sobą kozlę i to niezbyt duże, ale nie mogło to być zwykłe
ziemskie kozlę: łatwo było dostrzec różnicę.
Proszę, wez mnie i zaopiekuj się mną, myślało do niego kozo-dobne stworzenie.
Zgubiłem się. Oddaliłem się od mojej matki.
 Dobrze  powiedział Herb Asher. Wyciągnął rękę i koziołek podszedł do nie-
go lękliwie. Jaka dziwna zasuszona mordka i jakie ostre kopytka. To jeszcze maleństwo,
myślał, całe drży. Pewnie jest zagłodzone. Tutaj je ktoś przejedzie.
Dziękuję, pomyślał do niego koziołek.
 Zaopiekuje się tobą  obiecał Herb Asher.
Boję się Jaha, pomyślało stworzenie. Jah jest straszny w gniewie.
Myśli o ogniu i o podrzynaniu gardła. Herb Asher zadrżał. Pierwotna ofiara z nie-
winnego zwierzęcia. %7łeby przebłagać gniew boga.
 Ze mną jesteś bezpieczny  powiedział i wziął koziołka na ręce. Jego spojrzenie
na Jaha było szokujące. Widział teraz Jaha oczami tego stworzenia jako coś budzącego
grozę, potężne i gniewne bóstwo góry, które domagało się ofiary z małych istotek.
Czy obronisz mnie przed Janem? Kozopodobne stworzenie zadrżało, a jego myśli
przepełniał strach.
177
 Jasne, że cię obronię  powiedział Herb Asher i ostrożnie ułożył zwierzątko na
tylnym siedzeniu samochodu.
I nie powiesz Jahowi, gdzie jestem, dobrze? błagało zwierzątko.
 Obiecuję  powiedział Herb Asher.
Dziękuję ci, powiedział koziołek i Herb odczuł jego radość. I, co dziwne, jego poczu-
cie triumfu. Zastanawiał się nad tym, siadając za kierownicą i uruchamiając silnik. Czy
to dla niego oznacza jakieś zwycięstwo? zadawał sobie pytanie.
Po prostu cieszę się, że jestem bezpieczny, wyjaśnił koziołek. I że znalazłem opieku-
na. Tutaj, na tej planecie, gdzie jest tyle śmierci.
Zmierć, pomyślał Herb Asher. To boi się śmierci, tak samo jak ja. To, podobnie jak ja,
żywy organizm. Chociaż pod wieloma względami jest bardzo odmienny.
Byłem dręczony przez dzieci, myślało do niego kozopodobne stworzenie. Przez dwo-
je dzieci, chłopca i dziewczynkę.
W umyśle Herba Ashera pojawia się obraz: para okrutnych dzieci z dzikim wyrazem
twarzy i wrogimi, płonącymi oczami. Ten chłopiec i dziewczynka znęcali się nad ko-
ziołkiem, który bał się, że znów wpadnie w ich ręce.
 To się już nigdy nie powtórzy  obiecał Herb Asher.  Możesz mi wierzyć. Dzieci
potrafią być bardzo okrutne dla zwierząt.
W jego umyśle stworzenie wybuchło śmiechem, Herb Asher odczuł jego radość.
Zdziwiony odwrócił się, ale w ciemności za jego plecami koziołek był niewidoczny.
Wyczuwał jego obecność tam, na tylnym siedzeniu, ale nie mógł go dojrzeć.
 Nie bardzo wiem, dokąd lecieć  powiedział Herb Asher. Tam, dokąd początko-
wo chciałeś, pomyślało stworzenie. Do Kalifornii, do Lindy.
 Dobrze  powiedział Herb.  Tylko że ja...
Tym razem policja cię nie zatrzyma, pomyślał koziołek. Już ja się tym zajmę.
 Przecież jesteś małym zwierzątkiem  powiedział Herb Asher.
Koziołek się roześmiał. Możesz mnie dać Lindzie w prezencie, pomyślał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl

  • >