[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jutro spróbuje znalezć słowa, które mogłyby przekonać ich, co widziała. Ale
dzisiaj? Jeśli spróbowałaby coś tłumaczyć, zmarszczyliby brwi i kazali przestać
opowiadać bzdury. Spróbowaliby jej wmówić, że miała halucynacje. A jeśli
upierałaby się, na pewno daliby jej środki odurzające, co jeszcze pogorszyłoby
sprawę. Potrzebowała czasu do namysłu.
Przemyślała to wszystko, zanim przyszli. Jeśli zapytają, miała już gotowe
kłamstwo pod ręką. Powie im, że wszystko pamięta jak przez mgłę. Nawet nie za
bardzo pamięta, jak się nazywa.
Lekarze kupili kłamstwa i stwierdzili, że pamięć wróci z czasem. A ona na to,
że ma nadzieję. Kazali jej spać. Ona im powiedziała, że tylko o tym marzy.
Ziewnęła. Wyszli.
- Aha - powiedział jeden z nich, kiedy zbierali się do odejścia - byłbym
zapomniał.
Lekarz miał w ręku kostkę Franka.
- Trzymała to pani w ręku, kiedy panią znaleziono. Mieliśmy cholerny
problem, żeby to pani wydrzeć z ręki. Czy to się pani z czymś kojarzy?
Powiedziała, że z niczym.
- Policja to obejrzała. Na kostce była krew. Może pani, może nie.
Zbliżył się do niej:
- Czy pani chce ją? - zapytał i dodał: - Została umyta.
- Tak - odparła. - Proszę.
- Może to pozwoli pani odzyskać pamięć -powiedział i postawił kostkę na
podłodze obok stolika.
Co teraz zrobimy? - zapytała Julia po raz setny. Człowiek siedzący w kącie
nie odpowiedział. Jego zniszczona twarz nie wyrażała żadnego uczucia.
- Czego ty właściwie od niej chciałeś? - zapytała, - Wszystko zepsułeś.
- Zepsułem? - zapytał potwór. Nie wiesz chyba, co to słowo znaczy.
Przełknęła gniew. Jego pouczanie denerwowało ją.
- Frank, musimy stąd zniknąć - powiedziała miękkim głosem.
Rzucił jej lodowate spojrzenie.
- Przyjdą szukać - powiedziała. - Ona im powie wszystko.
- Może...
Nic ciÄ™ to nie obchodzi?
54
Kupa bandaży wzruszyła ramionami:
- Obchodzi - powiedział. - Oczywiście. Ale nie możemy stąd teraz wyjechać,
kochanie.
Kochanie! Słowo uderzyło ich oboje. Jak oddech sentymentu i czułości w
pokoju, który znał tylko ból.
- Nie mogę się tak nigdzie pokazać - wskazał na swoją twarz. - Powiedz sama!
- rzekł, patrząc na Julię wyczekująco. - Po prostu spójrz na mnie.
Spojrzała.
- I co, mogÄ™?
- Nie.
- Nie - wrócił do kontemplowania podłogi. -Julio! Ja potrzebuję skóry.
- Skóry?
- Więc może... może pójdziemy razem potańczyć. Czy nie tego chcesz?
Mówił o tańcu i o śmierci z taką samą nonszalancją, jakby obie te rzeczy nie
miały dla niego prawie żadnej wartości. Słuchając, Julia uspokajała się.
- Jak? - zapytała w końcu. Znaczyło to: jak możemy ukraść skórę i jak
wytrwać przy zdrowych zmysłach?
- Są sposoby - powiedziała rozmyta twarz i posłała jej całusa.
Gdyby ściany nie były tak przerażająco białe, nigdy by nie podniosła kostki.
Gdyby był jakiś obraz, na którym mogłaby zatrzymać wzrok - wazon ze
słonecznikami, widok na piramidy - cokolwiek, co urozmaiciłoby monotonię
pokoju. Kirsty byłaby naprawdę zadowolona, gdyby miała coś, na co mogłaby się
gapić. Miała już dość pustki, więc sięgnęła pod stolik i podniosła kostkę.
Była nieco cięższa niż ją zapamiętała. Musiała usiąść i dokładnie ją zbadać.
Nie było wiele do oglądania. Nie było dziurki na kluczyk. Nie było też zawiasów.
Bez względu na to, czy oglądała ją tysiąc razy, czy jeden raz - nie potrafiła jej
otworzyć. Była pewna, że kostka nie jest wykonana z jednej części. Musiał istnieć
sposób, by ją otworzyć. Jaki?
Trzaskała nią o stolik, potrząsała, ciągnęła, naciskała. Wszystko bez rezultatu.
Dopiero kiedy obróciła się na bok, w jasnym świetle lampy zobaczyła drobne
szczegóły konstrukcji. Na ścianie kostki były mikroskopijnej wielkości przerwy,
gdzie jeden kawałek łamigłówki zachodził na inny. Byłyby całkiem niewidoczne,
ale zostały tam drobinki krwi, zdradzając skomplikowane połączenia części.
Pracując systematycznie, rozpoznawała konstrukcję, metodą prób i błędów
naciskała i popychała części. Po liniach zorientowała się w ogólnej geografii
zabawki. Bez nich mogłaby się nią bawić bez rezultatu do końca. Możliwości
manewru były jednak znacznie ograniczone dzięki odkrytym krawędziom
elementów składowych zabawki.
Przez jakiś czas usiłowała rozpracować układankę, aż w końcu jej cierpliwość
została nagrodzona. Delikatny trzask i nagle oczom jej ukazały się
polakierowane, lśniące ścianki wewnętrzne. W środku była po prostu piękna.
Wypolerowane powierzchnie, jak najszlachetniejsza perła, ukazywały kolorowe
cienie. Zdawało się, że poruszają się w świetle.
Dała się też słyszeć muzyka. Prosta melodyjka, dobywała się z wnętrza
elementów kryjących mechanizm pozytywki. Zachęcona sukcesem, pracowała
55
nad zabawką dalej. Mimo że udało jej się usunąć jedną część, reszta ani drgnęła.
Każdy segment stawiał wobec jej umysłu i palców nowe zadania. Każde
zwycięstwo nagradzane było kolejną frazą melodii.
Zdejmowała już czwarty element, kiedy usłyszała bicie dzwonu. Przestała się
bawić i spojrzała w górę.
Coś było nie tak. Albo jej zmęczone oczy myliły ją, albo mglisto białe ściany
poruszyły się nieco. Odłożyła kostkę, wstała z łóżka i podeszła do okna. Dzwon
wciąż dzwonił jednostajnym biciem. Odsunęła nieco zasłony. Była noc. Za oknem
wiał przejmujący wiatr. Liście przewalały się po trawniku przed szpitalem.
Jednak odgłos dzwonu nie dochodził z zewnątrz. Raczej zza jej pleców.
Wypuściła z rąk zasłonę i odwróciła się.
Kiedy spojrzała na pokój, lampka nocna przy łóżku zamigotała niczym żywy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]