[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ścianę na parking, po którym biegł mężczyzna, popychając przed
sobą wózek.
Dominik wypadł na zewnątrz i jak szalony pognał za porywaczem.
Płacz Jamiego mieszał się ze szczękiem kółek i odgłosem szybkich
kroków. Uciekający miał przewagę, ale przeszkadzał mu wózek.
Dominik zbliżał się do porywacza, płacz przestraszonego dziecka
kazał mu biec, ile sił w nogach.
Mężczyzna obejrzał się tylko raz, ale tak szybko odwrócił głowę,
że Dominik nie mógł dostrzec jego twarzy. Rozpoznanie dodatkowo
utrudniał kaptur ciemnej bluzy, naciągnięty na głowę.
Porywacz, dobiegłszy do końca parkingu, chwycił nosidełko z
dzieckiem, odepchnął wózek i popędził dalej. Znalazł się na Main
Street, a Dominik struchlał, gdy ujrzał, że mężczyzna, zamiast biec
chodnikiem, kluczy po jezdni między samochodami. Ruszył za nim,
słysząc pisk opon i przekleństwa rozwścieczonych kierowców.
Był coraz bliżej - tak blisko, że poczuł zapach uciekającego, zapach
potu i przerażenia. Miał go w zasięgu ręki, był w stanie rzucić się na
niego, podciąć mu nogi, obezwładnić, ale bał się o Jamisona. Na myśl,
że chłopczyk mógłby wypaść z nosidełka, strach chwycił go za
gardło.
Biegli tak aż do następnej przecznicy. Nagle porywacz upuścił
nosidełko z dzieckiem - upadło na ziemię, szczęśliwie się nie
przewracając - i znikł za rogiem.
Dominik przykucnął przy nosidełku. Jamison aż zsiniał od krzyku.
Dominik delikatnie wyjął go i przytulił, szepcząc uspokajające słowa.
123
RS
Dobry Boże! Niewiele brakowało. Pocałował chłopczyka w czoło,
wdychając słodki zapach niemowlęcia. Na myśl o tym, że mógłby
utracić to dziecko, zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.
Po kilku chwilach niemowlę ucichło, Dominika jednak nie
opuszczały strach i gniew. Co się tu, u diabła, dzieje? Dlaczego ktoś
chciał porwać synka Melissy? Jakie to szczęście, że porywacz, z sobie
wiadomych powodów, zrezygnował. Może chciał ich tylko
przestraszyć? Ale dlaczego? Co i kto się za tym kryje?
Wyprostował się, wciąż tuląc do siebie Jamisona. Odwrócił się i
ujrzał biegnącą Melissę. Azy płynęły jej po policzkach.
- Och, dzięki Bogu, nic mu się nie stało. - Objęła ich, całując
najpierw główkę dziecka, potem policzek Dominika. - Dzięki Bogu,
nic wam się nie stało!
Oddał jej synka. I wówczas dostrzegł olbrzymi guz na środku
czoła Melissy. Dotknął go delikatnie i ponownie ogarnął go gniew.
- Dobrze się czujesz? - Przytulił ją, starając się nie przygnieść
dziecka, które trzymała w ramionach. Kto ważył się na coś takiego? Z
jakiego powodu?
Zadrżała w jego objęciach i wiedział, że opuszcza ją napięcie i
strach. Odsunął się, chwytając nosidełko.
- Opowiedz mi, co się stało. Przycisnęła dziecko mocniej i
ucałowała.
- To stało się tak szybko. Upadły mi pomarańcze, a kiedy
chciałam jedną podnieść, ktoś przewrócił mnie na podłogę. Gdy się
podniosłam, wózka już nie było.
- Chodz, wrócimy do sklepu i zawiadomimy policję.
- Dominik, dlaczego tak się stało? Dlaczego ten człowiek chciał
porwać mojego synka, takie maleństwo?
- Sam chciałbym to wiedzieć.
Wracając do supermarketu, stwierdzili, że ktoś już wezwał policję.
Ujrzeli dwa wozy patrolowe z migającymi światłami. Policjanci stali
przed sklepem i rozmawiali z personelem.
- Och, nie, to Mawlins - jęknęła Melissa, kiedy podeszli
dostatecznie blisko, by rozpoznać twarze policjantów.
124
RS
Dominik zwalczył chęć natychmiastowego wsadzenia Melissy i
dziecka do samochodu i zabrania ich do domu. Ależ z niego głupiec!
Był przekonany, że oboje są całkowicie bezpieczni, bo przez miesiąc
nic złego się nie stało. Już chciał się wyprowadzić, powodowany
wątpliwościami natury osobistej, gdy tymczasem powinien skupić
się na tym, do czego został zaangażowany - do ochrony Melissy i jej
synka. Doprawdy, zachował się nieodpowiedzialnie!
Minęła prawie godzina, zanim Mawlins uporządkował sobie
przebieg wypadków i sporządził raport. Dominik nie potrafił
dokładnie opisać porywacza. Nie widział jego twarzy ani włosów, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl