[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dopiąć swego. Za każdym razem, kiedy zmierzał w jej stronę, kłoś go zatrzymywał z prośbą o
wywiad albo po prostu o rozmowę. Najczęściej, ku irytacji Holly, były to dziewczęta w bikini.
Denise zamknęła szufladę kasy biodrem i podała klientowi paragon.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem, który szybko zniknął z jej twarzy, kiedy klient odwrócił się od
lady. Głośno westchnęła, widząc długą kolejkę. Podminowana, wzięła od następnego klienta
zakupione ubranie, zdjęła przywieszkę, wczytała, zapakowała.
- Przepraszam, czy pani Denise Hennessey? - usłyszała niski, zmysłowy głos. Przed nią stał
policjant. Zaczęła grzebać w pamięci, czy ostatnio dopuściła się jakiegoś występku. Uznała jednak,
że nie ma nic na sumieniu i uśmiechnęła się.
- Owszem.
- Porucznik Ryan. Proszę, żeby zechciała pani udać się ze mną na komisariat.
Właściwie było to żądanie, a nie prośba. Denise oniemiała. Absolutnie nie widziała w nim
atrakcyjnego funkcjonariusza, lecz złego glinę, który na pewno zamknie ją w ciasnej celi bez ciepłej
wody i bez dostępu do makijażu. Przełknęła ślinę.
- Za co?
- Wszystkiego dowie siÄ™ pani na komisariacie.
Policjant obszedł ladę, Denise spojrzała bezradnie na długą kolejkę. Wszyscy się na nią gapili.
- Sprawdz jego dokumenty, złotko - poradziła jedna z klientek. Głos jej drżał, kiedy poprosiła go o
legitymację służbową, co i tak nie miało sensu, bo nigdy nie widziała legitymacji policyjnej ani nie
wiedziała, jak wygląda.
Ręce jej się trzęsły, kiedy na nią patrzyła, ale nie przeczytała ani litery.
- Nie pójdę, dopóki mi pan nie powie, o co chodzi - uparła się.
- Panno Hennessey, radzę się podporządkować, w przeciwnym razie będę musiał zastosować inne
środki.
I wyciągnął parę kajdanków.
- Przecież ja nic nie zrobiłam! - zawołała, wpadając w panikę.
- Omówimy to na komisariacie. On też już wpadał w złość.
Denise skrzyżowała ręce.
- Powiedziałam, że nie pójdę, dopóki się nie dowiem, o co chodzi.
- No dobrze. - Wzruszył ramionami. - Skoro pani nalega.
Miał jeszcze coś dodać, ale Denise krzyknęła, bo poczuła, że na nadgarstkach zatrzaskuje jej zimne
srebrne kajdanki. Wstrząśnięta, nie odezwała się słowem, kiedy wyprowadzał ją ze sklepu.
- Powodzenia, złotko - zawołała za nią życzliwa klientka.
W głowie wirowały jej wizje wspólnej celi z psychopatycznym mordercą. Może znajdzie ptaszka ze
złamanym skrzydłem, otoczy go opieką i nauczy latać, żeby jakoś przeżyć lata za kratami.
Aż spąsowiała, kiedy wyszli na Grafton Street. Tłum natychmiast się rozstąpił. Szła ze spuszczoną
głową w nadziei, że nikt znajomy jej nie zauważy. Serce waliło jej jak oszalałe, kiedy policjant
prowadził ją do wysłużonego mikrobusu z zaciemnionymi szybami, w znanym granatowym
policyjnym kolorze. Usiadła w pierwszym rzędzie dla pasażerów za kierowcą i chociaż czuła, że
ktoś siedzi za nią, trzymała się sztywno, zanadto przerażona, żeby się odwrócić i poznać przyszłych
towarzyszy niedoli.
- Dokąd jedziemy? - zapytała, kiedy minęli komisariat.
Porucznik Ryan milczał.
- Halo, pan mówił, że mamy jechać na komisariat. Brak odzewu.
- Ja nic nie zrobiłam! Nadal brak odzewu.
- Do cholery, przecież mówię panu, że jestem niewinna!
Denise zaczęła kopać fotel, żeby zwrócić uwagę funkcjonariusza. Zagotowało się w niej, kiedy
włożył kasetę do magnetofonu. Zdumiał ją wybór piosenki.
Porucznik Ryan wstał z promiennym uśmiechem.
- Denise, byłaś bardzo niegrzeczna. - Podszedł bliżej. Przełknęła ślinę, kiedy zaczął ruszać biodrami
w takt piosenki GorÄ…cy numer .
Już miała kopnąć go w krocze, kiedy usłyszała śmiechy i wiwaty. Odwróciła się i zobaczyła swoje
siostry, Holly, Sharon i pięć innych koleżanek. Wreszcie się połapała, o co chodzi, kiedy siostry
zarzuciły jej welon na głowę i zaczęły wykrzykiwać:
- Wesołego wieczoru panieńskiego!
- Zwinie! Splunęła w ich stronę.
Dziewczyny trzymały się za brzuchy ze śmiechu.
- Masz szczęście, że cię nie kopnęłam w jaja! - rozdarła się na wirującego gliniarza.
- Poznaj Paula - powiedziała roześmiana Fiona. - To twój dzisiejszy striptizer.
Denise zmrużyła oczy.
- Omal nie dostałam zawału. A co sobie pomyślą moi klienci? I pracownicy?
Sharon roześmiała się.
- Wszyscy sÄ… wtajemniczeni.
- Po powrocie do pracy zwolnię cały personel.
- Nie denerwuj się - pocieszyła ją siostra. - Poprosiłyśmy twoich pracowników, żeby po twoim
wyjściu ze sklepu poinformowali klientów, co się za tym kryje.
- Jak ich znam, na pewno tego nie zrobiÄ… i wylecÄ™ z pracy.
- Denise, przestań się zamartwiać! - poprosiła Fiona. - Twój szef też uznał to za fajny pomysł. No
więc, odpręż się i dobrze baw przez cały weekend.
- Weekend? DokÄ…d zabieracie mnie na weekend?
Popatrzyła zdziwiona na dziewczęta.
- Jedziemy do Galway. Więcej nie musisz wiedzieć - oznajmiła tajemniczo Sharon.
Cały pokój wirował. Zamknęła oczy, ale nadal nie mogła zasnąć. Była piąta rano, to znaczy, że piła
blisko dwanaście godzin. Dręczyły ją mdłości, usiadła na łóżku.
Odwróciła się do Denise, żeby porozmawiać, ale chrapanie przyjaciółki wykluczało wszelkie próby
nawiązania kontaktu. Westchnęła. %7łałowała, że tyle wypiła, ale kiedy dziewczyny zaczęły
rozmawiać o mężach, przeraziła się, jak przeżyje najbliższe dwa dni. Koleżanki Denise okazały się
jeszcze gorsze od niej. Jeszcze bardziej jazgotliwe, rozwydrzone i rozbawione, jak to bywa na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]