[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poddawano go gdzieÅ› temu samemu procesowi stopniowego
rozczłonkowania. Odeszły grorgi; Blug Lugug pochwycił ich niemal
116
ultradzwiękowe lamentujące krzyki z dalszej części pokoju. Nagle
bezsensowność wybuchła w nim ponownie i już nie słyszał grorgów...
Chociaż był zdolny do... był zdolny do czego? Znowu coś zniknęło.
Odczuwał zawroty głowy, a w przerwach między nimi dostrzegł, że do
postaci w bieli przyłączył się nowy cienkonogi. Mimo oszołomienia
utodowi wydało się, że go rozpoznaje. Była to osoba albo ktoś do niej
bardzo podobny która jakiś czas temu odprawiła przy nich rytuał
wydalenia.
Teraz osobnik ów zawołał coś i Trzeci Polita wśród narastających fal
szoku usiłował powtórzyć ten okrzyk, starając się w ten sposób pokazać, że
rozpoznał cienkonogiego:
Nie-mogę-patrzeć-jak-robicie-mu-coś-na-co-nikt-nigdy-nie-
powinien-był-pozwolić !
Niestety cienkonogi, jeśli to był ten znany utodowi, nie okazał żadnego
znaku rozpoznania. Przykrył przednią część swej górnej głowy rękami i
wyszedł szybko z pokoju, niemal jakby...
Znowu pojawiło się uczucie bezsensowności i wszystkie postaci w bieli
wpatrzyły się niecierpliwie w swoje urządzenia.
* * *
Dyrektor EgzoZoo leżał na swoim teraperacu i wykonywał ćwiczenie
polegające na przerzucaniu nóg nad głowę. Gdy palce jego nóg zrównały
się z głową, zastygł, przez chwilę ssąc glukozową mieszaninę przez rurkę.
Uspokajał go pewien młody człowiek, obecnie członek Korpusu
Badawczego z dyplomem Odkrywcy, który kiedyś odbywał staż pod
kierunkiem Pasztora w EgzoZoo. Gussie Phipps, bo o nim mowa,
przyleciał z Makau, by pocieszyć dyrektora.
Nie jest już pan taki twardy jak kiedyś, panie Mihaly. Powinien się
pan przestawić na jedzenie syntetyczne. Posłuży panu znacznie lepiej niż
tradycyjne. Wiem, że denerwuje pana wiwisekcja! Ale ile sekcji wykonał
pan sam?
Wiem, wiem, nie musisz mi przypominać. Po prostu poruszyło mnie
117
spojrzenie tego biednego stworzenia leżącego tam na śliskim od krwi stole,
powoli ćwiartowanego i patroszonego żywcem i nie okazującego w żaden
widoczny sposób bólu czy strachu.
Fakt, że nie cierpiało, powinien pana raczej pocieszyć niż zasmucić.
Na litość boską, wiem, że powinien! Jednak to było tak cholernie
niesprawiedliwe! Przez moment odnosiłem wrażenie, że ludzkość już
zawsze będzie w ten sposób traktować każdy inteligentny opór, jaki
kiedykolwiek napotka. Wskazał ogólnikowo ku wzorzystemu sufitowi.
A może chcę powiedzieć, że pod naukową etykietą stołu wiwisekcyjnego
słyszałem dzikie bębny barbarzyńcy z odległej przeszłości, który ciągle bije
w nie jak szalony po każdej bitwie. Do czego jeszcze ludzie są zdolni,
Gussie?
Taki wybuch pesymizmu zupełnie mi do pana nie pasuje. Odchodzimy
od błota, od pierwotnego szlamu, od zwierzęcości... kierując się ku
duchowości. Mamy długą drogę do przejścia, lecz...
Tak, sam czasem używałem tej wymówki. %7łe może teraz nie jesteśmy
zbyt mili, ale będziemy milsi kiedyś w jakimś nieokreślonym punkcie
przyszłości. Jednak czy to prawda? Czy nie powinniśmy pozostać w
błocie? Czy nie bylibyśmy tam zdrowsi fizycznie i na umyśle? A my tylko
tłumaczymy się nieuchronnym marszem do przodu, tak jak zawsze.
Pomyśl, jak wiele pierwotnych obrzędów nadal nam towarzyszy, skrytych
pod kiepskim przebraniem: wiwisekcja, kontrakty małżeńskie, kosmetyki,
polowanie, wojny, obrzezanie... Nie, nawet nie chcę myśleć o kolejnych.
Kiedy naprawdę osiągamy postęp, okazuje się, że zmierzamy w upiornie
fałszywym kierunku... Przykładem chwilowa moda na syntetyczne
jedzenie, inspirowana dietetycznym szaleństwem z ubiegłego stulecia i
lękiem przed zawałem. Czas się wycofać, Gussie, czas odejść, póki nie
jestem jeszcze zbyt stary, zaszyć się w pewnej prymitywnej mieścinie o
przyjemnym słonecznym klimacie. Zawsze wierzyłem, że liczba chorych
pomysłów rodzących się w ludzkiej głowie jest odwrotnie proporcjonalna
do natężenia światła słonecznego.
Zabrzęczał dzwonek do drzwi.
Nikogo siÄ™ nie spodziewam warknÄ…Å‚ Pasztor z rzadko okazywanÄ…
drażliwością. Idz, Gussie, zobacz, kto przyszedł, a pózniej go przegoń.
Chcę posłuchać twojej opowieści o Makau.
118
Phipps zniknął, po chwili wrócił z zapłakaną Enid Ainson.
Szczypiąc z chwilową wściekłością koniec glukozowego smoczka,
Pasztor przyjął mniej odprężającą pozycję i wysunął nogę z
terapeutycznego materaca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]