[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którym musisz żyć, lecz o którym nie chcesz wiedzieć?
- Niepokój? Jaki niepokój?
- Dlaczego biegłeś teraz?
- Tak, biegłem.
- Przed czym, czy przed kim uciekałeś?
- Uciekałem?
- Musisz to wiedzieć. Cofnij się nieco wstecz, o godzinę, kiedy szedłeś tutaj.
- Wiem. Było ciemno. Omal nie zabłądziłem.
- Po drodze przypomniałeś sobie słowa, których przed latami użył biskup
Aużański jako wstępu do jednego ze swoich kazań rekolekcyjnych.
- Pamiętam.
- Był to fragment z traktatu św. Cypriana O nieśmiertelności . Z pięciu zdań,
jak pięć okrzyków piętrzących się jedno za drugim, utkwiły ci w pamięci dwa
środkowe.
- I teraz je pamiętam: Niech się boi umierać, kto nie ma przynależności do
Krzyża i męki Chrystusa. Niech się boi umierać, kto z tej śmierci przejdzie do śmierci
drugiej.
- A kiedy zobaczyłeś Siemiona? Kiedy zostałeś z nim sam?
- Widziałem wielu umierających.
- Lecz oni bali się. Ty mogłeś wówczas nie bać się. Ich cierpienie zabierało
twój strach. Czy nie spodziewałeś się ujrzeć w oczach Siemiona lęku? Byłeś pewny,
że jego usta rwać będą jakieś słowa nieprzytomne i przerażone. Miałeś gotową
formułkę na strach. A gdy go nie znalazłeś, cóż uczyniłeś ze swoim własnym
strachem? Przypomnij sobie, o czym myślałeś, słuchając grzechów Siemiona? Czy
spowiadając go byłeś z nim razem? Uciekłeś o wiele wcześniej, niż pozwoliłeś sobie
to jawnie uczynić wobec siebie samego.
- Dosyć już. Nie chcę o tym myśleć teraz. Jutro...
- Gdy patrzę na jakiegoś człowieka lub myślę o nim, prześladują mnie nieraz
dwa obrazy. Jeden ukazuje mi tego człowieka jako dziecko, a drugi zmienia żyjące
rysy w umarłe. Są ludzie, których łatwo wyobrazić sobie leżących w trumnie. Można
również o nich myśleć i jako o dzieciach. Inni dają się uchwycić tylko w tej chwili,
którą przeżywają. Gdy tacy nagle umrą, śmierć ich musi przerażać. Zwiadomość, że
już nie żyją, nie znajduje wtedy w moim odczuwaniu żadnego pokrycia, żadnego
usprawiedliwienia i wytłumaczenia. Pozostaje ciągle żywa pamięć o kimś śmiejącym
się, działającym, pełnym radości i siły, pamięć zupełnie rozbieżna z myślą o śmierci.
Jak obcować ze śmiercią cudzą, aby ta śmierć nie stawała się moją własną? O, Panie!
Czyż nie napiętnowałeś nas śmiercią, abyśmy żyli w okrutnym lęku i żebyśmy
musieli sobą pogardzać? Któż bez drżenia serca może stanąć wobec Twego znaku?
Gdyby na Zaduszki ludzie zamiast składania białych kwiatów i palenia łagodnych
świateł musieli z odkrytymi głowami zstępować w ogromną i mroczną dolinę, gdyby
czczono pamięć zmarłych chóralnym śpiewem żałobnych pieśni pod niebem nocy,
wśród łopocących czarnych chorągwi, gdyby krzyże z umierającym Chrystusem
znaczyły wędrówkę pokutników, iluż odważyłoby się wejść na tę drogę, ilu zniosłoby
prawdziwy obraz śmierci w całej jego grozie? Współczucie? Nie, to nie ono budzi
strach. Kiedy ktoś nagle umiera, boję się o siebie, a współczuciem i żalem bronię się
tylko przed strachem. Czy można inaczej? Od chwili narodzin żyjemy zawsze ze
swoją śmiercią. Z każdą minutą śmierć dojrzewa w nas, rozrasta się i umacnia. W
każdą radość, w każde uniesienie wplątany jest ten posępny cień. %7łyjemy, powoli
umierając. Może się nam wydawać, iż jesteśmy po brzegi wypełnieni życiem, a
tymczasem jest w nas sama już tylko śmierć. Budząc się rano, nie mogę wiedzieć, czy
zobaczę bliski wieczór lub jeszcze bliższe południe. I wiem: nie boję się śmierci,
dlatego że mogę być potępiony. Nie chcę umierać i myśl o śmierci przeraża mnie,
ponieważ kocham siebie, kocham nawet w nienawiści i pogardzie, jaką do siebie
czujÄ™.
- A przynależność do Krzyża?
- Krzyż? Chrystus też się bał. Czyż nie prosił na Górze Oliwnej: Ojcze,
wszystko Ci jest możliwe, oddal ode mnie ten kielich? Czy nie zawołał w godzinę
męki: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
- Ale czy twój strach jest cierpieniem ofiary? A twoja samotność?...
Ksiądz Siecheń podzwignął się i jak lunatyk, wyciągnąwszy przed siebie ręce,
począł się przedzierać przez gąszcz zagajnika. Szedł wolno, co krok potykając się o
nierówny grunt. Gałęzie, których kształtu nie mógł w mroku rozpoznać, uderzały go
po głowie i ramionach. Zasłonił więc twarz dłońmi i posuwał się naprzód po omacku,
ogarnięty ze wszystkich stron ciemnością. Nie myślał teraz o niczym. Chciał się jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]