[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tę zatrwa\ającą tajemnicę swego ojca? Zapewne nigdy dotąd nie poddał w wątpliwość uczciwości i
przyzwoitości Caleba Rylanda. Całe lata nienawiści do Lockhardów okazały się bezpodstawne,
bezsensowne.
- O Bo\e - westchnęła cię\ko. - Jak trudne są takie chwile.
Ale dlaczego Gabe nie oddał jej listu osobiście? Nie wiedziała, ale miała wra\enie, \e zmienił
zamiary w ostatniej chwili.
ROZDZIAA DWUNASTY
Gabe siedział na schodach domu. Wokół panowała kompletna cisza. Nagle Fang zaczął warczeć.
Jako pierwszy usłyszał warkot silnika, znak, \e zbli\a się samochód. Dopiero po chwili Gabe wstał i
spojrzał na drogę. W oddali dostrzegł światła. W nocy ktoś obcy? W dzisiejszych czasach nie mo\na
nie być ostro\nym. Samochód zatrzymał się nieopodal schodów. Fang wystrzelił jak z procy i
donośnie szczekając, obiegał go raz po raz wkoło.
- Fang, chodz tutaj! - huknÄ…Å‚ Gabe.
Pies niechętnie wykonał rozkaz swego pana, wskoczył na schody i usiadł przy nodze Gabe'a,
wciÄ…\ powarkujÄ…c.
- Bądz ju\ cicho! - syknął Gabe. Kto te\ to mo\e być? W środku nocy biały, błyszczący jaguar?
A mo\e to jakiś sen? Dopiero gdy ze środka wyłoniła się dobrze mu znana, drobna postać, wszystko
stało się jasne. - Mój Bo\e, to Caprice - wymamrotał głucho.
Najpierw, tak jak wtedy, gdy ujrzał ją po raz pierwszy, przysłoniła oczy ręką przed padającym
wprost na nią światłem, a potem ruszyła pewnym krokiem przed siebie.
- Wiem, \e jest ju\ pózno, ale czy nie zechciałby pan zaoferować schronienia zdro\onemu
podró\nemu?
- Caprice! - Rozpierała go ogromna radość. - Caprice... - powtórzył uszczęśliwiony.
Przypomniała mu się jednak uroczystość w Marsden House. Nie, to nie miało sensu, po co tu wróciła,
przynale\eli przecie\ do dwóch ró\nych światów... - Nie spodziewałem się ciebie - wydusił w końcu i
zszedł na dół, \eby się przywitać. - Proszę, wejdz.
Fang te\ nie miał ju\ ochoty dłu\ej czekać. Podbiegł do Caprice i zaczął ocierać się o jej nogi.
- Cześć, piesku. - Schyliła się i delikatnie pogłaskała go po łebku. - Miło cię znowu widzieć.
- Niezła bryka - mruknął Gabe z uznaniem. - Przyjechałaś a\ z Chicago?
- Lubię prowadzić, a poza tym planuję zostać tu nieco dłu\ej, więc będzie mi potrzebny
samochód. Mam do niego wielki sentyment, dostałam go od ojca na dwudzieste piąte urodziny.
- Chcesz zamieszkać w Holly Cottage? - Wcią\ jeszcze nie pojmował.
- Nie, w schronisku, razem z tobą i Willow i spróbuj mnie od tego odwieść!
Zatkało go tak, \e przez moment nie mógł wydusić / siebie słowa.
- Ooo! To dopiero niespodzianka! - rzucił wreszcie po chwili. Ale, cholera, jak ona sobie
wyobra\a ich wspólne \ycie? Tego nie da się zrobić. Ju\ sam jaguar był wart więcej, ni\ on mógł
zarobić w ciągu całego roku...
- Ach, zapomniałabym... - powiedziała lekko. Wróciła do samochodu, wyjęła z baga\nika torbę,
a po chwili stała obok niego.
Nie ma co, sprawa jest ju\ przesądzona i wszelka obrona będzie nieskuteczna, pomyślał nie bez
zadowolenia.
Wziął więc od niej baga\, ujął ją pod ramię i razem weszli do środka.
Caprice rozejrzała się dokoła. Tak, czuła się tu jak w domu. Nie bacząc na gapowaty wyraz
twarzy Gabe'a, odwiesiła na wieszak płaszcz, zsunęła buty i wsadziła je do szafki.
- Wiesz, napiłabym się herbaty. - Nie czekając na jego reakcję, poszła do kuchni i nastawiła
wodÄ™.
Gabe po chwili ruszył za .nią. Bo\e, jaka ona jest cudowna, tak bardzo jej pragnął. Jeśli stąd zaraz
nie wyjdzie, nie ręczy za siebie. Gdy usiedli przy stole, oparł swoim zwyczajem ręce o blat i zaczął
powoli:
- Caprice, nie powinnaś była tu wracać. Widzisz, to co do ciebie czułem, to było chwilowe
zauroczenie. - Rany boskie, co on chrzani?
- Zauroczenie? - Uniosła jedną brew.
- Tak, wybacz, jeśli pozwoliłem ci wierzyć, \e było inaczej.
- Inaczej?
- Bardzo mi przykro, jeśli pomyślałaś, \e zakochałem się w tobie.
- Faktycznie, takie miałam wra\enie i muszę przyznać, \e wcześniej obawiałam się wyznać, \e
ja cię te\ kocham. Teraz mogę to powiedzieć i wierz mi, gdyby tak nie było, nie przyje\d\ałabym tu.
Wstrzymał oddech, zdawało mu się, \e za chwilę się udusi.
- Nie sądziłem, \e wezmiesz wszystko na serio.
- Faktycznie, chyba wzięłam to na serio. - Sięgnęła do stojącej na stole puszki po ciasteczko. -
Ach, jakie pyszne. Sam je piekłeś? Musisz mi koniecznie dać przepis. O czym to mówiliśmy? A,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]