[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bliżej i rzekł:
- Jesteś niemądra! Wiesz doskonale, że jeśli ogłosimy
nasze zaręczyny i urządzimy huczny ślub, każdy mężczyzna,
który był u mnie na polowaniu, rozpozna cię.
- Zapomniałam... - zmieszała się Lavina. - Och, kochanie,
jak... mogę wyjść za ciebie?
- Bardzo prosto - odparł markiz. - Twój ojciec udzieli
nam ślubu jutro rano. Potem natychmiast udamy się na bardzo
długi miesiąc miodowy.
Urwał na chwilę.
- Nie mogę cię zabrać do Tybetu, ale myślę, że Indie
spodobają ci się również, a ponieważ nie byłem w Sarnath,
gdzie wygłaszał kazania Budda, zabierzesz mnie tam.
Lavina wydała okrzyk szczęścia.
- Naprawdę... mówisz... serio?
- Oczywiście, że mówię serio - oświadczył markiz. - I nie
mogę wyobrazić sobie nic bardziej podniecającego, kochanie,
niż pokazanie ci Indii i wielu innych miejsc, które dotychczas
zwiedzałaś tylko w wyobrazni.
- To nie jest prawda... to nie może być prawdą... ja śnię! -
powiedziała Lavina cichym, niepewnym głosem.
- Od tej chwili będziemy śnili razem i będziemy
dwojgiem najszczęśliwszych ludzi na świecie - obiecał
markiz.
Scałował łzy z jej policzków. Potem dodał:
- Na co czekamy? Jeżeli twój ojciec pisze książkę w
gabinecie, musimy iść i powiedzieć mu o naszych planach.
- Ale... nie o tym, że byłam... w twoim domu?
- Oczywiście, że nie - obiecał markiz. - Spotkałem cię w
Londynie na bardzo przyzwoitym przyjęciu wydanym przez
Katherine i Ruperta Wicka i zakochałem się w tobie od
pierwszego wejrzenia. Przynajmniej to jest prawdÄ…!
- Nigdy... więcej nie skłamię - przysięgła Lavina.
- Dopilnuję tego - zapewnił markiz - chociaż gdybyś nie
usiłowała udowodnić, że debiutantki są mądrzejsze od
dziewcząt z Gaiety, moglibyśmy się nie spotkać.
Lavina roześmiała się.
- Rupert powiedział, że Katherine udowodniła, iż
dziewczęta z Gaiety mogą mieć rozum.
- Ale ty, najdroższa moja, masz i urodę, i rozum -
stwierdził markiz - więc nie mogę się uskarżać!
- Mam nadzieję, że zawsze tak będziesz... o mnie mówił -
powiedziała Lavina.
- Będę mówił wiele innych rzeczy poza tym - stwierdził
markiz - ale musisz na to zaczekać, aż będziemy po ślubie.
Och, moje kochanie, uwielbiam cię tak bardzo, że ciężko mi
zaczekać do jutra!
Lavina śmiała się tak, że aż wstała.
- Chodzmy i powiedzmy od razu papie. Musimy obiecać,
że przywieziemy mu więcej wiadomości o Indiach, aby
uzupełnić jego książkę.
Zaledwie wypowiedziała te słowa, gdy markiz schwycił ją
w ramiona i pocałował.
- Uwielbiam cię! Kocham cię! Ubóstwiam cię! -
powiedział - Zostaliśmy pobłogosławieni, bardziej
pobłogosławieni niż ktokolwiek na świecie, gdyż znalezliśmy
siebie.
- To prawda - szepnęła Lavina - a ja kocham cię, gdyż
jesteś taki wspaniały... taki miły... taki wspaniałomyślny...
taki, jaki powinien być mężczyzna.
Ostatnie słowa stłumił pocałunek markiza.
Całował ją, aż cały pokój zaczął wokół niej wirować.
Wydawali się szybować wysoko na niebie pośród gwiazd i
światła, jakim lama otoczył ich oboje.
Było to światło pochodzące z wieczności, które samo jest
wieczne.
Zwiatło miłości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]