[ Pobierz całość w formacie PDF ]
By ją zatrzymać, posunie dłoni...
Dziewczyna w pędzie zwija się... broni...
Fletnią zuchwałość karcąc młodzików;
I przodek bierze i w każdej chwili
Coraz siÄ™ od nich odsuwa daléj.
Niektórzy konie nazad zwrócili;
Inni w połowie mety zostali;
Jeden ją ścigał, konia nie szczędził,
Zbliżał się... równał... aż ją dopędził,
A kiedy wbiegli na kurhan razem.
Tak ją zaklinał czułym wyrazem:
* * *
Demelo!... słuchaj!... dłużej nie zwlekaj...
Teraz czas... teraz ze mnÄ… uciekaj.
Ja ci przysięgam... jak Allach w niebie,
Dla ciebie jednej tylko dla ciebie
Zrzekłem się mojej zemsty na wieki!...
Tu już gościnnej dla mnie opieki
Nie ma nadbiegnÄ….., patrz... niedaleko...
I bezbronnego w sztuki rozsiekÄ…...
Jeżeli nie chcesz, by ta mogiła
Krwią moją w twych się oczach zbroczyła,
Uciekaj!... czas jest... ujdziem pogoni,
Noc wkrótce swym nas cieniem osłoni.
Mówił wzruszony i ręką drżącą
Chwycił jej konia cugle puszczone,
I tak w pól chcącą i w pół niechcącą
W największym pędzie powiódł w tę stronę,
Kędy zarośle, jak modra wstęga,
Kończyły w dali skraj widnokręga.
* * *
Wtem trzech się konnych z tłumu oddziela.
Widać, że pogoń bo w ślad za niemi
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
31
Pędzą, zaledwie tykając ziemi.
Patrz!... patrz!... mój ojciec! krzyknie Demela
Nie bój się, droga jezdziec odpowie
Odstęp dość znaczny, a słońce nisko...
I konie dzielne... i krzaki blisko...
To Bij nieprędko o nas się dowie,
A jutro!... już nas nikt nie rozdzieli!...
Zwisnął i na wschód jak wiatr lecieli.
* * *
Jedni i drudzy mkną stepem chyżo;
Lecz raz rzucony między nich przedział
Nie uległ zmianie. Kto by powiedział,
%7łe się do siebie nigdy nie zbliżą.
Wnet słońce zaszło, wiatr wiał zachodni.
Coraz to ciemniej, coraz to chÅ‚odniéj;
Zmierzch padł na stepy przez chwilkę jeszcze
Jezdzcy jak plamki czerniÄ… siÄ™ w mroku;
I coraz, coraz niknÄ… we wzroku...
Tylko spod kopyt trawa szeleszcze.
* * *
Stójcie Bij krzyknął do swej drużyny
Już nic nie widzę noc taka ciemna...
Dalsza gonitwa całkiem daremna,
Wszak co najlepsze konie z stadniny
Mają pod sobą. Droga szczęśliwa!...
Niech lecą!... wrzasnął z dzikim uśmiechem;
A step szyderczym powtórzył echem:
Niech lecÄ…! Jak to?... Bij siÄ™ odzywa
Mam wrócić?... wrócić... i żyć zhańbiony?...
O nie!... wiatr z dobrej wieje nam strony...
Puścim za nimi takie pogonie,
Od których żadne nie ujdą konie.
Wy dwaj jak można ode mnie dalej
W prawo i lewo ruszcie a żywo,
Macie przy sobie krzemień, krzesiwo...
Niechaj z was każdy stepy zapali.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
32
* * *
Wnet na trzech punktach stal iskry ciska...
Iskry w garść suchej trawy ujęte,
Podmuchem wiatru silnie rozdęte,
Trzy śród przestrzeni tworzą ogniska,
Co tak pełzają promieńmi mdłemi,
Jakby trzy gwiazdy legły na ziemi.
Ogień się rzuca na zeschłe zioła,
Wiatr go rozdyma, miota, roztrÄ…ca...
I już się palą trzy wielkie koła,
Jak gdyby z niebios spadły trzy słońca.
Z tych kół ognistych przez podmuch świeży
%7Å‚ar siÄ™ wylewa w jasnych potokach;
A każdy potok w step czarny bieży
W liniach, zygzakach, wężach, przeskokach.
Już wichrem gnane w przestwór daleki
Z trzaskiem i z sykiem płoną trzy rzeki,
Płyną... wzbierają falą płomieni;
Niebo siÄ™ krwawÄ… Å‚unÄ… czerwieni.
* * *
Luby!... patrz!... jak siÄ™ niebo oÅ›wiéca...
Czy księżyc wschodzi?... O! blask księżyca,
Droga Demelo, nie takiej mocy...
To pewnie błyszczy zorza północy.
* * *
Ogień z wściekłością ciągle rosnącą,
Coraz siÄ™ szerszym korytem leje
Bucha... iskrami sypie... szaleje...
I już trzy rzeki z boków się łączą,
I straszny pożar w lewo i w prawo
Płomienną, długą toczy się lawą.
Zbudzony światłem, z pobliskich krzaków,
By dzień powitać, leci rój ptaków..
Leci... na skrzydłach waży się śpiewa...
I milknie w paszczy otchÅ‚ani wrzÄ…céj...
Paszcza wciąż zieje a krzaki, drzewa,
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
33
Gdy je obejmie oddech palÄ…cy,
StawajÄ… w ogniu i jak gwiazdami
Chwilę złotymi trzęsą liściami...
Przeszło... i drzewa w popiół się sypią...
A jako fale wzburzone kipiÄ…,
Tak hucząc leci powódz płomieni,
Niebo siÄ™ coraz krwawiej czerwieni.
* * *
Luby!... jak widno!... czyż to być może,
By tak okropnie świeciło zorze?...
Patrz!... jak za nami błyska czerwono!
Ha!... krzyknął jezdziec to stepy płoną!
I nim od ogni oczy odwrócił,
Zmienił kierunek i w bok się rzucił.
O, moja droga! jak zajrzÄ™ okiem,
Tak wszędzie pożar... pasem szerokiem
Przez całe stepy zdaje się płynąć...
Ale się nie trwóż... miej więcej męstwa...
Oby nam tylko prąd ognia minąć,
Wyjdziemy zdrowo z niebezpieczeństwa...
* * *
Lecą... wiatr świszcze... coraz gęstszemi
Step się kłębami dymu ocienia.
A dym jak goniec, gdzie dotknie ziemi,
Rozwija czarny sztandar zniszczenia.
Demelo!... konie nierówno biegą...
Twój siÄ™ opóznia... Å›piesz... czasu nié ma...
Allach! twój pada!... przesiądz na mego...
Zbawienie blisko... patrz, przed oczyma
Las... byle tylko stanąć w tym lesie,
Wiatr od nas pożar bokiem przeniesie!...
* * *
Rzekł Demela lekko na koń wsiada;
Jezdziec ręką wpół kochankę chwyta,
Pędzi konia... wzrokiem ognisk bada...
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
34
I drży... a koń, jezdziec i kobieta,
Kłębem dymu jak chmurą owiani,
Falą ognia jak piekłem ścigani,
Umykają z największym pośpiechem.
Wtem wiatr z ognisk takim żarem wionął,
%7łe duszącym objęty oddechem
Padł koń drugi i ducha wyzionął.
* * *
Jezdziec grozno wzniósł oczy do nieba,
Twarz mu dzikim pałała wyrazem
Luba!... luba!... tu rozstać się trzeba!...
Zmierć już blisko!... umierajmy razem!
I zbłąkany wzrok topiąc w jej lice
Dodał głosem najświętszej żałości:
Och!... już nigdy, nigdy nie nasycę
Ani zemsty, ani mej miłości...
Jak dwie wierzby przy jednym strumieniu
Gałązkami ujmą się, pochwycą...
Tak młodzieniec z stepową dziewicą
W tym ostatnim, smutnym uściśnieniu
Pocałunkiem usta do ust zlali;
Duch się z duchem, tchnienie zbiegło z tchnieniem,
Pocałunkiem i tym uściśnieniem
Tu na całą wieczność się żegnali.
I przeszło przez nich morze płomieni...
Przeszło... a w miejscu zgasłych pożarów
Dziś znowu cisza pośród obszarów
I jeszcze bujniej step siÄ™ zieleni.
NASK IFP UG
[ Pobierz całość w formacie PDF ]