[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Potrzebujemy doświadczonego detektywa, prawda? Zaangażujemy
go.
-Nie!
Zdumiony Harve spojrzał na córkę z ukosa.
- Dlaczego nie?
Zaczęła chodzić po pokoju. Jak z tego wybrnąć? Nie wierzyła, że Sam
Nichols przyjąłby ofertę, nawet gdyby sama ją złożyła, czego zresztą nie
miała zamiaru robić. Ale jak przekonać Harve'a, że dokonał złego wyboru?
- To okropny facet, Harve - powiedziała, spacerując po pokoju. -
Nigdy nie przystosuje się do nas. Arogancki, agresywny, lubi rywalizować.
Nie nadaje siÄ™ do pracy w zespole.
 To jeszcze nie wszystko - pomyślała. -On jest maniakiem
seksualnym". Harve zachichotał.
- Porządny, stary Sam! Cieszę się, że się nie zmienił. Och,
przyzwyczaisz się do stylu tego supermena, Bev. To sposób bycia Sama.
62
RS
Wychował się na ulicy i jest czasem trochę nieokrzesany, ale to diabelnie
dobry detektyw. Zaufaj mi, dziecko, nie ma lepszego!
Bev zatrzymała się na chwilę, machnęła ręką i jęknęła głośno.
- Posłuchaj, tato - powiedziała, odwracając się do niego. - Mówiłam ci,
że to nie zda się na nic. Ja się nie martwię o siebie, tylko o agencję. Sam
zniszczyłby ją. Skłóciłby nas wszystkich. Więc zapomnijmy o nim, dobrze?
Dam sobie radÄ™ sama ze sprawÄ… pani Covington.
Harve wzruszył ramionami.
- Uspokój się, dziewczyno. To była tylko sugestia. Coś wymyślimy.
Była tak zaaferowana, że nie zwróciła nawet uwagi na ustępstwo ojca.
Nie zauważyła także błysku zainteresowania w jego oczach, gdy
obserwował, jak zarumieniona usiłuje go przekonać. Domyślny uśmiech
pojawił się na jego twarzy, ale tego również nie dostrzegła. Gdyby była
bardziej spostrzegawcza, wiedziałaby, że nad jej głowę nadciągają chmury.
63
RS
Rozdział piąty
Bev siedziała w biurze, słuchając przytłumionego szlochu pani
Covington. Klientka - ładna, kulturalna kobieta w wieku około czterdziestu
pięciu lat - skończyła właśnie opisywać, jak poślubiony sześć miesięcy temu
mąż oszukał ją na pół miliona dolarów, nielegalnie inwestując pieniądze. A
jednak płakała, ponieważ był takim wspaniałym człowiekiem. Bev nie
mogła jej zrozumieć.
- Ależ, pani Covington - powiedziała łagodnie - on uciekł z pani
pieniędzmi, z olbrzymią sumą pieniędzy.
- Tak, wiem - wyszeptała Lydia łamiącym się głosem. -Wiem, co
Arthur zrobił, ale gdyby go pani znała, zrozumiałaby mnie pani. - Dreszcz
przebiegł po plecach Bev. - Mój mąż to święty, pani Brewster, przysięgam.
Aagodny i wrażliwy, nie miał żadnych złych cech. Tak dobrze odnosił się do
psów! Moje złote teriery kochały go. - Spojrzała na Bev wilgotnymi,
smutnymi oczami. - Zwierzęta lepiej rozpoznają charaktery niż ludzie, nie
sądzi pani? Cały czas się zastanawiam, czy nie zaszła jakaś pomyłka. Może
Arthur został wzięty jako zakładnik?
Bev westchnęła. Lydia Covington nie dramatyzowała. Naprawdę
kochała Arthura Blankenshipa, matrymonialnego oszusta. Co gorsza, w
świetle zebranych przez Bev informacji, mąż Lydii wyglądał na
prawdziwego aferzystę. Miał niejedną sprawkę na sumieniu. Nie mogła
jednak powiedzieć o tym swojej klientce. To by ją załamało.
Podeszła do krzesła, na którym siedziała klientka, i uklękła obok niej.
- Znajdę go dla pani - obiecała, ujmując ją za rękę. Kobieta wzięła się
w garść.
- Dziękuję pani - powiedziała.
64
RS
W tym samym momencie zabrzęczał dzwonek telefonu. Bev podniosła
się i wcisnęła guzik wewnętrznego połączenia.
- O co chodzi, Cory? - spytała młodego recepcjonistę. Cory był
studentem, mieszkał w akademiku i marzył o karierze detektywa. Siedział
przy tym samym biurku, przy którym zaczynali wszyscy detektywi agencji
Brewsterów.
- Przyszedł jakiś mężczyzna. Chce się z tobą widzieć, B. J. Nazywa się
Sam Nichols i mówi, że to pilne.
Bev westchnęła, z trudem kryjąc irytację.
- Powiedz mu, że nie mam czasu, Cory. - Uśmiechnęła się ponad
słuchawką do pani Covington.
- Twierdzi, że zabrałaś jego okulary słoneczne. -Ni e zabrałam.
- Mówi, że wzięłaś je, gdy powaliłaś go wczoraj. Chce odebrać swoją
własność.
Serce zamarło jej na chwilę. Położyła okulary na końcu stołu, aby ich
nie rozgnieść, a pózniej po prostu zapomniała mu je oddać. Znowu
uśmiechnęła się do klientki, choć tym razem uczyniła to raczej odruchowo.
- Wez jego adres, Cory. Wyślę mu je pocztą.
- O rany, czym uderzyłaś tego faceta, B. J. ? Młotem? Ma na głowie
strusie jajo.
- Zapisz adres, Cory. - Odłożyła słuchawkę i odwróciła się do pani
Covington. - Poczyniłam już pewne kroki w pani sprawie - powiedziała,
grając na zwłokę. Chciała być pewna, że Sam Nichols odejdzie, zanim ona
wyprowadzi swoją klientkę. - Poznała pani męża na wycieczce statkiem po
Morzu Zródziemnym, prawda?
Kobieta uśmiechnęła się ze smutkiem.
65
RS
- Tak, Arthur zupełnie mną zawładnął na tej wycieczce. Nigdy tego nie
zapomnÄ™.
- Cóż, mogę panią zapewnić, iż Arthur nie został porwany.
Sprawdziłam jego karty kredytowe. Wygląda na to, że zarezerwował
miejsce na wycieczkę statkiem na Karaiby. Mój plan - to znalezć pani męża
i zwabić go z powrotem do Stanów. Gdy już wróci, będzie pani mogła
podjąć odpowiednie kroki.
- Ja tylko chcę, aby mi wyjaśnił, dlaczego to zrobił - powiedziała
cicho, zalewając się łzami. Wyciągnęła chusteczkę z torebki i osuszyła oczy.
Bev poczuła ból w sercu. Jak ktoś mógł wykorzystać taką dobrą
duszę? Nagle zapragnęła z całych sił znalezć Arthura Blankenshipa. Znalezć
i ukarać go.
- Ma pani prawo wyciągnąć wobec niego wszelkie konsekwencje.
- Och, nie, proszę! Nie chciałabym mieszać do tego policji.
Przynajmniej dopóki nie usłyszę od niego wyjaśnień. Musi być jakieś
wytłumaczenie.
 Na przykład zachłanność" - pomyślała Bev, obserwując zapłakaną
kobietÄ™.
Poczuła gorycz, której nigdy się całkowicie nie pozbyła po odejściu
Paula. Nie ukradł jej pieniędzy, ale okradł z poczucia własnej wartości i
prawie całkowicie zniszczył jej zmysł kobiecości.
 Mężczyzni "- pomyślała, krzywiąc się z niesmakiem. Zacisnęła
szczęki i uśmiechnęła się twardo, napotykając spojrzenie swojej klientki.
- Zaangażowała pani do tego zadania właściwą osobę, pani Covington.
Po odprowadzeniu kobiety do wyjścia wróciła do biura pełna zapału.
Statek wycieczkowy wypływał z Fort Lauder-dale następnego dnia
wieczorem. Nie miała aktualnej fotografii Arthura Blankenshipa.
66
RS
Zrozumiałe, że unikał pozowania do zdjęć, ale Lydia opisała męża bardzo
dokładnie. Dzięki znajomościom w policji Bev przejrzała także teczkę z do-
kumentami dochodzeniowymi. Nigdy nie był skazany za przestępstwo, ale
teczkę zapełniały skargi od innych kobiet o złamanych sercach. Pieniądze
tych pań również zainwestował w podejrzane interesy. Co ciekawe,
podobnie jak Lydia, żadna z nich nie chciała wnosić sprawy do sądu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl