[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jomych. Gdy dotarła do męża, czuła, że adrenalina
buzuje w jej żyłach. Uśmiechnął się do niej, gdy
położyła rękę na jego przedramieniu.
- Kelsey, to Clarisse Andover. Clarisse, poznaj
moją żonę Kelsey.
Clarisse chłodno skinęła jej głową.
- Takie przyjęcie musi być dla ciebie bardzo
meczÄ…ce.
- Ależ skÄ…d. - Kelsey uÅ›miechnęła siÄ™ promien­
nie do Luke'a. - Mąż chce się mną popisać. Bardzo
mnie to cieszy.
- Pewnie do tego nie przywykłaś. Jesteś ze wsi,
prawda?
- WychowaÅ‚am trzech mÅ‚odszych braci, Claris­
se. Jestem mistrzyniÄ… dostosowywania siÄ™ do roz­
maitych sytuacji.
- To dobrze, bo czeka ciÄ™ sporo zmian. Wiesz,
niektóre z nas znają Luke'a lepiej niż ty.
Kelsey poczuÅ‚a, że mięśnie Luke'a tężejÄ…. Szyb­
ko, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odparła:
- Czy ja wiem? Kiedy mieszka się z mężczyzną
i spędza się z nim czas dniem i nocą, nie ma
mowy o udawaniu. Wszystko jest jasne. - UÅ›mie­
chnęła się poufale do męża. - Zresztą taka bliskość
jest cudowna.
TYDZIEC NA BAHAMACH 137
KÅ‚amaÅ‚a, ile wlezie, ale tylko Luke o tym wie­
dział, a on na pewno nie zamierzał jej zdradzić.
- Z pewnością nie jesteś aż tak naiwna, żeby
wierzyć w trwaÅ‚ość małżeÅ„stwa? - Clarisse z pogar­
dą wydęła usta.
- Wierzę w to, że kiedy porządny człowiek
składa obietnicę, to jej dotrzyma. Ufam swojemu
mężowi.
- Jakie to słodkie - wycedziła jej rozmówczyni
z pogardÄ….
- Raczej prawdziwe. -I z autentycznym współ­
czuciem dodała: - Mam nadzieję, że znajdziesz
szczęście u boku kogoś innego, Clarisse. To, jak
reagujemy na zmiany, wiele o nas mówi, prawda?
- Dobrze znam Luke'a. Przekonasz się, że
w twoim życiu będzie więcej zmian, niż byś sobie
tego życzyła.
- Może nie znam go tak długo jak ty, ale założę
się o swoje nowe brylanty, że znam go lepiej. Przy
okazji, śliczna suknia... To Valentino, prawda?
Clarisse nie zdołała ukryć furii w fiołkowych
oczach. Bez sÅ‚owa wyciÄ…gnęła szyjÄ™, żeby pocaÅ‚o­
wać Luke'a prosto w usta, ale on odwrócił głowę,
więc jej wargi natrafiły na jego policzek.
- Mam nadzieję, że będziesz bardzo szczęśliwy,
skarbie - powiedziaÅ‚a tonem, który wyraznie suge­
rowaÅ‚, że nie uważa tego za prawdopodobne. - Po­
rozmawiamy pózniej.
Kiedy odeszła, Kelsey zauważyła z zadumą:
- Więc to jest ta słynna Clarisse. Zaczynam
powątpiewać w twój gust, Luke.
138 SANDRA FIELD
- Nie dziw się jej, przegrała. Tego wieczoru,
kiedy wyleciałaś z Bahamów, niemal rzuciła się na
mnie. Kazałem się jej odczepić, a wtedy wyjaśniła
mi ze szczegółami, co sądzi o moim charakterze
i o moich seksualnych możliwoÅ›ciach. No i dzisiej­
szego wieczoru też postanowiÅ‚a siÄ™ mÅ›cić. - Roze­
Å›miaÅ‚ siÄ™ niechÄ™tnie. - MuszÄ™ przyznać, że jÄ… zaÅ‚at­
wiłaś, Kelsey.
- Bardzo w to wątpię. Ona z pewnością tak nie
myśli. No dobrze, skubnę trochę tego pysznego
ciasta, a potem spalę kalorie, tańcząc z tobą.
- Nie zaprosiÅ‚em Clarisse, przyszÅ‚a tu jako oso­
ba towarzysząca - powiedział nagle. - Ale mogłem
pomyÅ›leć, zanim rzuciÅ‚em ciÄ™ w tÅ‚um tych wszyst­
kich ludzi.
- DajÄ™ sobie radÄ™.
- Owszem. - Popatrzył na nią i w jednej chwili
zapomniaÅ‚a o otaczajÄ…cych ich ludziach. - Powie­
działaś, że mi ufasz... To prawda?
- Tak.
Uniósł jej dłoń do ust i pocałował.
- Dziękuję - szepnął. - Zdaje się, że chciałaś
ciasta.
Nagle znów poczuła się szczęśliwa. Luke nie
powiedział, że ją kocha, ale miała wrażenie, że
dzielący ich mur częściowo runął. Na razie musiało
jej to wystarczyć.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Dni mijały. Niestety, bliskość na przyjęciu nie
wpłynęła na ich codzienne życie. Nadal żyli jak
dwoje wsóołlokatorów. Gdyby Luke był innego
rodzaju czÅ‚owiekiem, podejrzewaÅ‚aby, że ma ro­
mans. W to jednak nie mogła uwierzyć - może jej
nie chciał, ale dotrzymywał obietnic, bez względu
na koszty. PowiedziaÅ‚a Clarisse prawdÄ™ - rzeczywi­
ście mu wierzyła.
Pewnego majowego popoÅ‚udnia stanęła w ok­
nie apartamentu i podziwiaÅ‚a wiosnÄ™ na Man­
hattanie. Zwykle uwielbiała tę porę roku, gdyż
kojarzyła się jej z nowym początkiem. Teraz
jednak byÅ‚a zbyt nieszczęśliwa, żeby siÄ™ niÄ… roz­
koszować.
Zamarła, gdy usłyszała, że Luke wchodzi do
pokoju. Na widok bukietu w jego dłoniach poczuła
dziwną złość.
- Tulipany. - WyciÄ…gnÄ…Å‚ ku niej kwiaty. - pew­
nie o tej porze roku brakuje ci twojego ogrodu-
Pomyślała, że powinna mu podziękować, ale nie
potrafiła ukryć gniewu.
- Połóż je w kuchni - warknęła. - Pózniej znajdę
jakiÅ› wazon.
Luke patrzył na nią w milczeniu. Już od dłuższego
140 SANDRA FIELD
czasu zastanawiaÅ‚ siÄ™, kiedy nadejdzie pora kon­
frontacji i nawet byÅ‚ zdziwiony, że Kelsey wy­
trzymała tak długo.
- O co chodzi? - spytał.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Wyrzuć to z siebie, Kelsey.
- StraciÅ‚am czas i pieniÄ…dze na kupowanie dodat­
ków do domu, ale trudno nazwać domem miejsce,
w którym nigdy cię nie ma.
- Teraz jestem.
- W ostatnich trzech tygodniach nie było cię
przez trzynaście dni, w biurze siedziałeś do pózna
w nocy, a resztÄ™ czasu spÄ™dzasz przed telewi­
zorem.
- Celowo trzymam się na dystans - przyznał.
- Jesteś bystra, na pewno sama na to wpadłaś.
- Wstydzisz siÄ™ mnie, tak? Nie chcesz siÄ™ ze mnÄ…
pokazywać. Wrobiłam cię.
- Co ty wygadujesz?!
- Podsłuchałam na przyjęciu, jak Clarisse i jej
koleżanki mówiły, jaka ze mnie szczęściara, że
ciÄ™ wrobiÅ‚am, i jakie bÄ™dÄ™ miaÅ‚a wysokie alimen­
ty, kiedy już uznasz, że żona i bachor - cytuję
- nie sÄ… ci w smak. ZmiejÄ… siÄ™ z ciebie, Luke.
Z miliardera załatwionego przez prowincjonalną
gęś.
Podszedł bliżej i położył dłonie na jej ramionach.
- To bzdury i dobrze o tym wiesz.
- Skoro siÄ™ mnie nie wstydzisz, dlaczego ni­
gdzie razem nie chodzimy?
- Brak mi czasu. Zresztą możesz chodzić sama,
TYDZIEC NA BAHAMACH 141
dałem ci wolność, której tak potrzebowałaś - dodał
gniewnie.
Dopadły ją wyrzuty sumienia, ale postanowiła je
zignorować.
- W ostatnich dniach byÅ‚eÅ› w Bangkoku, Pary­
żu, Sztokholmie i Oslo. Więcej rozmawiałeś przez
telefon niż ze mnÄ…. To ma być wolność? To od­
rzucenie.
- UsiÅ‚ujÄ™ zrekompensować ci ciążę. NiewÄ…tp­
liwie odebrała ci nieco tej wolności.
- Pozwól, że ja o tym zadecyduję. - Oparła
dłonie na biodrach i patrzyła na niego w milczeniu.
Po chwili oświadczyła: - Już cię nie pociągam,
prawda? To jest nasz prawdziwy problem.
- Chyba żartujesz. Na litość boską, nawet
w dziewiątym miesiącu ciąży będziesz najseksow-
niejszÄ… kobietÄ… na tej planecie.
- Naprawdę? - Jej oczy wypełniły się łzami.
- Nie płacz, nie cierpię tego.
- Skoro jestem taka seksowna, dlaczego siÄ™ nie
kochamy, odkąd wzięliśmy ślub?
- To nie takie proste. Z trudem trzymam siÄ™
z dala od ciebie. Częściowo dla bezpieczeństwa
dziecka.
- Seks nie szkodzi dziecku! - zaprotestowała.
- Nawet taki, jaki my uprawialiśmy? Doszedłem
do wniosku, że powinniśmy na jakiś czas ostudzić
nasze relacje.
- Czyli podjąłeś decyzję, która dotyczy nas
obojga, bez konsultacji ze mną. Nie miałeś prawa
- oświadczyła.
142 SANDRA FIELD
- Mam dość tej dyskusji, chodzmy coś zjeść
- powiedział nieoczekiwanie. - Włóż któryś ze
swoich nowych ciążowych strojów, zabiorę cię do
jakiejÅ› wytwornej restauracji.
Jej oczy zabÅ‚ysÅ‚y. PodeszÅ‚a do Luke'a i za­
rzuciła mu ręce na szyję, po czym go pocałowała.
- Nie rób tego. - Opuścił jej ręce.
Nie mogła się rozpłakać. Nie mogła.
- Nie chodzi tylko o wolność i bezpieczeństwo
dziecka, prawda? Nie chcesz bliskości, Luke. Przez
cały czas chcesz wszystko kontrolować, w każdej
sekundzie. - Przygryzła wargę. - W łóżku tracisz tę
kontrolÄ™ i za to mnie nienawidzisz.
- No dobra, nie chcę bliskości. I co z tego?
Wiedziona intuicją, zapytała:
- Czy to przez matkę? Przez to, co zrobiła ci
w dzieciństwie?
- Nie twoja sprawa.
- Jeśli nie chcesz, żebym wyszła tymi drzwiami, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl