[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Camilla złapała jedno z wypracowali i zaczęła je poprawiać gwałtownymi
pociągnięciami pióra.
–
Idź sobie.
Gwen siedziała nieporuszona.
–
Ani myślę, muszę się zastanowić. Dlaczego kobieta nie chce iść na lunch z
takim mężczyzną jak ten? Z powodu jego wyglądu? Chyba tak, Jon Campbell jest
niezwykle przystojny. Do tego jest bardzo miły, bogaty, ma urocze dzieci, jednym
słowem doskonale zrobiłaś, że z nim nie poszłaś. Brawo, Camillo, takich facetów
trzeba unikać.
Camilla uśmiechnęła się wbrew sobie.
–
Zupełnie niepotrzebnie się wyzłośliwiasz. A teraz koniec, nie chcę o tym
mówić.
Gwen podskoczyła na swej grzędzie.
–
Ale ja wcale nie skończyłam.
Camilla spojrzała na nią ze zniecierpliwieniem.
–
Gwen, przecież on jest moim studentem.
- Co z tego? Przecież oboje jesteście dorośli!
- Po prostu nie wypada, to wszystko.
75
anula - emalutka
- Nie ty pierwsza, nie ty ostatnia. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale
na naszym kampusie to się zdarza. Takie randki.
- To nie miała być randka!
- Powiedz mi szczerze, dlaczego nie chcesz mieć nic wspólnego z tym
mężczyzną. Powiesz mi, i już mnie nie ma. Przyrzekam.
Camilla przez chwilę milczała, bawiąc się piórem.
- Czy wiesz, że matka bliźniąt prawie wcale do nich nie przyjeżdża? Ma czworo
dzieci, których nie widuje. Podobno mieszka w Szwajcarii z jakimś instruktorem
narciarskim. Trochę to dziwne.
- Co z tego? Jaki to ma związek z pójściem na lunch?
- Co to musi być za człowiek, skoro... – Camilla przerwała, czując, że się
czerwieni.
Gwen skrzywiła się.
- Uważasz, że on musi być strasznie prymitywny, skoro się związał z kimś takim,
tak? O to ci chodzi?
- Chyba tak... Gwen, czy my naprawdę musimy...
- Nie sądzisz, że człowiek ma prawo popełniać błędy, zwłaszcza kiedy jest
bardzo młody?
- Nie wiem.
- Ile Steven ma lat?
- Chyba osiemnaście. Dlaczego pytasz?
- Bo to znaczy, że Jon Campbell miał niewiele ponad dwadzieścia lat, kiedy
dziecko przyszło na świat. Był jeszcze bardzo młody i mógł popełnić błąd. Może
zakochał się w kimś i ten ktoś go rzucił. Ożenił się potem, bo myślał, że w ten sposób
jakoś pogodzi się z losem i przestanie cierpieć.
Camilla gwałtownie zbladła. Pióro w jej ręku pękło z suchym trzaskiem.
- Tak czy owak... – Gwen lekko zeskoczyła z biurka. – Mówiąc poważnie, i tak
musisz ułożyć sobie jakoś stosunki z tym facetem, skoro masz pracować z jego
dziećmi do końca roku.
76
anula - emalutka
- W tym cały problem. Nigdy dotychczas nie zżyłam się tak z dziećmi, z którymi
pracowałam. Bliźnięta są naprawdę niezwykłe.
- Podobno zabrałaś je w piątek po południu do zoo.
- Zoo to świetne miejsce do naszych ćwiczeń. Robimy teraz analizę symboli. –
Camilla próbowała zachować powagę, ale nie wytrzymała i uśmiechnęła się.
- Można też zanalizować hot doga i cukrową watę. – Gwen mrugnęła do niej
okiem. – Nie przejmuj się, wszystko rozumiem. One lubią cię tak samo jak ty je, a to
nie są dzieci, które łatwo pozwalają się do siebie zbliżyć. Jestem nawet trochę
zazdrosna o stosunki, jakie nawiązałaś z moimi małymi uczniami.
Camilla spoważniała.
- Nie chciałam, żeby to tak wyszło. One tak same z siebie do mnie przylgnęły.
- Zawsze istnieje takie ryzyko, kiedy się człowiek zajmuje innymi. To, że
wzbudza zaufanie i miłość, to nie jest jeszcze najgorsza cecha.
Camilla milczała.
–
Nie możesz całego życia spędzić w wieży z kości słoniowej – mówiła dalej
Gwen. – Może tak jest bezpiecznie, ale strasznie samotnie.
–
Przyzwyczaiłam się do samotności.
Gwen podeszła do drzwi i zatrzymała się z ręką na klamce.
–
A może by tak skorzystać z okazji i odzwyczaić się? – powiedziała cicho,
patrząc na Camillę przyjaźnie. – Bezpieczeństwo to nie wszystko, wiesz, prawda?
Gdy wyszła, Camilla stała bez ruchu, wpatrzona w zamknięte drzwi. Na twarzy
czuła ciepły promień słońca, po policzkach płynęły jej łzy.
77
anula - emalutka
6
Jon opuścił gabinet doktor Pritchard i ruszył przed siebie korytarzami instytutu
literatury, pogrążony w myślach. Dawno już nikt nie zrobił na nim tak wielkiego
wrażenia, uświadamiając mu jednocześnie pustkę i beznadziejność jego życia.
Ta kobieta była jak tęcza na niebie, równie piękna i kusząca, jak i niedostępna.
Może ona rzeczywiście jest nieosiągalna. Może pozostaje w rejonach, do których
on nie ma dostępu?
Może żaden mężczyzna nie może się do niej zbliżyć na tyle, żeby poznać jej
myśli i odgadnąć sekrety, które kryje jej niezwykłe spojrzenie?
Wiedział oczywiście, że w przypadku doktor Pritchard warto byłoby również
poznać inne sekrety, nie tylko ukryte w myślach, ale odrzucał podobne skojarzenia.
Pozwolić wyobraźni zabrnąć w tamte rejony oznaczałoby ostatecznie zakłócić sobie
spokój ducha i skazać się na bezsenne noce.
Zajrzał do klasy Gwen. Sala była prawie pusta; znajdowały się w niej tylko
bliźnięta i młody człowiek w drucianych okularkach, z włosami związanymi w
koński ogon. Był to Gordon Ames, jeden z asystentów Gwen, który przygotowywał
pracę magisterską o percepcji rzeczywistości przez dzieci wyjątkowo rozwinięte
intelektualnie.
–
Cześć – powiedział Jon, stając za krzesłem Amy. – Co nowego?
Bliźnięta siedziały przy komputerach; opiekun uważnie obserwował ich
działania. Na widok Jona skinął przyjaźnie głową, uśmiechnął się iż powrotem
zwrócił wzrok na ekrany.
–
Cześć, tato – odparła Amy nieobecnym głosem i podstawiła policzek do
pocałowania, nie zdejmując małych rączek z klawiatury. – Oglądamy właśnie różne
chrząszcze.
Pogłaskał ją po główce. Bliźnięta od kilku tygodni fascynowały się chrząszczami;
miały nawet sporą kolekcję tych owadów, mieszczącą się w terrarium ustawionym w
kuchni.
78
anula - emalutka
- Są zupełnie takie same.
- Potem będziemy porównywać ważki i helikoptery –
–
Niesamowite! Spójrz, tatusiu – powiedział Ari.
Zatoczył rączką łuk, obrysowując zarys czołgu na ekranie; schemat był bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]