[ Pobierz całość w formacie PDF ]
organowej z towarzyszeniem głosu. Curnow był w tym naprawdę dobry i po chwili Floyd także
dołączył się do śpiewu innych. Dobrze się jednak stanie - pomyślał - że Curnow spędzi większą
część podróży w hibernatorze.
35
Muzyka urwała się nagle fałszywym akordem, gdy włączono silniki i prom ruszył z wyrzutni.
Floyd poczuł znane mu skądinąd, lecz ciągle nowe radosne podniecenie, połączone z doznaniem
nieograniczonej siły, która odrywała go od ziemskich zmartwień i obowiązków. Ludzie mieli
rację umieszczając boski panteon poza strefą grawitacji. Zmierzali ku krainie nieważkości i przez
moment można było zapomnieć, że nie oznacza ona wolności, lecz przeciwnie - największe
obowiązki i odpowiedzialność.
Wraz z rosnącym przyśpieszeniem Floyd poczuł wagę wszechświata na swoich barkach. Był
Atlasem, którego nigdy nie męczy dzwigany ciężar. Czuł pustkę w głowie, co nie przeszkadzało
mu cieszyć się z przeżywanych doznań. Nawet gdyby miał nigdy nie wrócić na Ziemię i na
zawsze pożegnać wszystko, co kochał, nie byłby smutny. Ryk silników był pieśnią zwycięstwa,
dominujÄ…cÄ… nad wszelkimi uczuciami.
Z przykrością stwierdził, że pieśń nagle zamilkła, chociaż było mu teraz łatwiej oddychać i
znowu poczuł się wolny. Większość pasażerów zaczęła odpinać pasy, gorliwie przygotowując się
do wykorzystania trzydziestu minut zerowego ciążenia w czasie lotu po orbicie transferowej.
Kilku jednak -z pewnością ci, którzy odbywali taką podróż po raz pierwszy - pozostało na
miejscach, rozglądając się nerwowo w poszukiwaniu obsługi.
- Mówi kapitan. Jesteśmy na wysokości trzystu kilometrów i wznosimy się nad zachodnim
wybrzeżem Afryki. Widok nie jest zbyt ciekawy, pod nami bowiem panuje noc. Poświata, którą
państwo widzą, to Sierra Leone, dalej można dostrzec burzę tropikalną nad Zatoką Gwinejską. A
oto i błyskawice.
- Za piętnaście minut wzejdzie słońce. Tymczasem wykonam przechył, tak by państwo mogli
zobaczyć równikowy pas satelitów. Najjaśniejszy z nich, na wprost przed nami, to własność
kompanii Intelsat Atlantic-1, zwany też Farmą Antenową. Dalej, na zachód od niego,
Intercosmos-2. Tą słabo widoczną gwiazdą jest Jowisz. A tuż poniżej widać migające światełko,
które przesuwa się na niebie. Jest to nowa chińska stacja kosmiczna. Miniemy ją w odległości stu
kilometrów, za daleko, aby dostrzec coś gołym okiem...
Ciekawe, co zamierzają pomyślał Floyd. Widział zbliżenia przysadzistej, cylindrycznej
konstrukcji z tajemniczymi zgrubieniami na powierzchni, nie wierzył jednak alarmistycznym
plotkom, jakoby była to forteca wyposażona w broń laserową. Pekińska Akademia Nauk z
uporem ignorowała prośby Komitetu Przestrzeni
36
Kosmicznej Narodów Zjednoczonych, dotyczące inspekcji stacji, Chińczycy mogli więc tylko do
siebie mieć pretensję za nieprzychylną im propagandę.
Kosmonauta Aleksiej Leonów" nie należał do pięknych statków. Ale właściwie żaden pojazd
kosmiczny nie grzeszył urodą. Być może kiedyś ludzkość wymyśli nowe pojęcia estetyczne.
Przyjdą pokolenia artystów, których zmysł piękna nie będzie związany z Ziemią, ukształtowaną
przez wiatry i wodę. Kosmos sam w sobie jest domeną wszechogarniającej harmonii. Jakże
dalekie od tej doskonałości są dzieła rąk ludzkich.
Jeśli nie liczyć czterech ogromnych zbiorników z paliwem, które zostaną odrzucone, gdy statek
znajdzie się na orbicie transferowej, Leonów" był zaskakująco mały. Od osłon termicznych do
zespołów napędowych miał niecałe pięćdziesiąt metrów. Trudno uwierzyć, że ten skromny
pojazd - mniejszy od niektórych statków handlowych -miał wynieść dziesięciu ludzi na odległość
równą połowie rozpiętości Układu Słonecznego.
Zerowe ciążenie, sprawiające, że ściany, sufit czy podłoga stają się pojęciami względnymi,
ustalało też nowe zasady życia. Na pokładzie Leonowa" było mnóstwo miejsca, tak że nie
stanowiło problemu zgromadzenie się całej załogi w jednym pomieszczeniu, tak właśnie jak
teraz. Co więcej, do załogi dołączyli jeszcze przeróżni dziennikarze i technicy - ci ostatni
dokonujący drobnych poprawek -a także kilka podenerwowanych oficjalnych osobistości.
Gdy prom przybił do statku, Floyd wyruszył zaraz na poszukiwanie kabiny, którą miał dzielić
co prawda za rok, po przebudzeniu -z Curnowem i Chandrą. Kiedy ją wreszcie znalazł,
stwierdził, że jest tak zapchana czytelnie oznakowanymi pudłami z ekwipunkiem i a-prowizacją,
że niepodobna do niej wejść. Rozważał właśnie z ponurą miną, jak postawić stopę w drzwiach,
gdy jeden z członków załogi, płynący" korytarzem dzięki zręcznym manewrom między
uchwytami, zwrócił uwagę na jego dylemat.
- Doktorze Floyd, witamy na pokładzie. Nazywam się Maks Brajlowski i jestem asystentem
głównego inżyniera.
Młody Rosjanin mówił powoli, ostrożną angielszczyzną ucznia, który spędził więcej godzin na
rozmowach z elektronicznym symulatorem niż z prawdziwym nauczycielem. Gdy wymieniali
uścisk dłoni, Floyd połączył w pamięci twarz i nazwisko z notką biograficzną, jaką
37
czytał o każdym członku załogi. Maksim Brajlowski: wiek - trzydzieści jeden lat, urodzony w
Leningradzie, specjalizuje się w inżynierii strukturalnej, zainteresowania - szermierka,
lotniarstwo, szachy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]