[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tobusów, które były ich bazą. Zanim go dogoniła,
98 ALISON ROBERTS
przystanął i oparł się o bok wojskowej ciężarówki.
Upuścił skórzane rękawice ochronne i patrzył przed
siebie nieprzytomnym wzrokiem.
 Co się dzieje, Fletch?
 Nic. Odejdz. Zostaw mnie samego.
Kelly chwyciła go za nadgarstek. Wyszarpnął rękę
z jej dłoni, ale ona zdążyła wyczuć pod palcami przy-
spieszone tętno. Stwierdziła też, że ma on lepką, zimną
skórę.
 Jesteś chory.
Fletch potrząsnął głową.
 Zostaw mnie w spokoju, Kelly. Moje zdrowie nie
powinno cię obchodzić.
 Wręcz przeciwnie. Obchodzi mnie, bo jesteś po-
trzebny. Ross liczy na to, że pojedziesz z nim do
szpitala. Na wypadek, gdybyś zapomniał, przypominam
ci, że należymy do tej samej ekipy  oznajmiła, uważnie
mu się przyglądając.
Fletch był blady, a jego czoło pokrywały krople potu.
 Co więcej, jeśli narazisz na niebezpieczeństwo
swoich pacjentów z powodu stanu własnego zdrowia,
będę zmuszona przedsięwziąć w tej sprawie jakieś kroki.
Fletch wyraznie ją ignorował. Chciał być sam. Od-
wrócił się od niej i ponownie ruszył w kierunku ich bazy,
ale Kelly nie dała za wygraną i podążyła za nim.
 Nie zapominaj, że przypadkiem widziałam, co
robisz w toalecie.
 Odczep się, Kelly.  Fletch spojrzał na nią lek-
ceważąco.  Jeśli znikniesz mi z oczu na dwie minuty,
sam dam sobie ze wszystkim radę.
 Och, jestem tego najzupełniej pewna  oznajmiła
chłodno.
DOBRE ROKOWANIA 99
Fletch stanął przy drzwiach autobusu. Z trudem
wszedł na pierwszy stopień, a potem powoli się do niej
odwrócił.
 No więc? Na co czekasz?
 Nie ruszę się stąd ani na krok, Fletch. Uważam, że
powinnam dowiedzieć się, w jaki sposób zamierzasz
sobie z tym ,,poradzić  .
 W taki sam jak zawsze  odburknął z irytacją.
Kelly weszła za nim do pustego autobusu.
 I nawet nie jest ci wstyd?  spytała z niedowierza-
niem.
 Nie mam się czego wstydzić.
 To sprawa dyskusyjna. Skoro się tego nie wsty-
dzisz, to dlaczego próbujesz ukryć swój...
 Daj spokój, Kelly  przerwał jej oschle, przysuwa-
jąc do siebie podręczną torbę, którą zostawił na siedze-
niu autobusu.  Po prostu idz stąd. To nie ma z tobą nic
wspólnego.
 Właśnie żema wybuchnęła.  Nie zamierzam cię
kryć. Jeśli jeszcze raz każesz mi odejść, zrobię to. Pójdę
prosto do lekarza dyżurnego na oddziale nagłych wypa-
dków i powiem mu, że nie jesteś w stanie pracować, jeśli
się co jakiś czas nie naszprycujesz.
Fletch spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem.
 Naszprycuję?  powtórzył, wykrzywiając usta
w drwiącym uśmiechu.  Więc podejrzewasz, że mam
zamiar wziąć heroinę?
 Morfina jest zapewne łatwiej dostępna dla lekarza.
 Zdumiewasz mnie, Kelly  mruknął. Mówił z wy-
raznym trudem.  Czyżbyś uważała, że skoro ode mnie
odeszłaś, to ja z rozpaczy rzuciłem się w szpony
narkomanii? No cóż, coś ci wyznam, Kelly.  Wyjął
100 ALISON ROBERTS
z torby małe pomarańczowe pudełko.  Nie byłabyś tego
warta.
Kelly wpatrywała się w charakterystyczny pojemnik.
 Glukagon? Ty... bierzesz glukagon?  wyjąkała.
 Tak  odburknął, bezskutecznie próbując otwo-
rzyć pudełko z lekiem.
 Daj mi to  zażądała, wyrywając mu pojemnik
z rąk.  Masz zbyt kiepską koordynację ruchów, żeby
zrobić sobie ten zastrzyk. Czy na pewno powinieneś to
wziąć? Czy badałeś poziom cukru?
 Nie muszę. %7łyję z tym wystarczająco długo
i wiem, jak należy postępować. Oddaj mi tę przeklętą
strzykawkę.
 Podwiń rękaw  poleciła.
Była gotowa mu uwierzyć, ponieważ istotnie miał
wyrazne objawy hipoglikemii. Sprawnie przemyła tam-
ponem skórę na jego ramieniu i zrobiła zastrzyk.
 Mam tu żelki  oświadczył, wsuwając rękę do
plecaka.  Za kilka minut będę w stanie je zjeść i nie
zwymiotować.
Zatrzeszczało radio Kelly.
 Hej, co z tobą? Gdzie jest Fletch? Niebawem
załadują Rossa do karetki.
 Daj nam jeszcze pięć minut, Dave. Zaraz do was
przyjdziemy.  Wyłączyła się i spojrzała na Fletcha.
 Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteś cukrzykiem?
 Bo nie było cię wtedy w pobliżu.
 Czy dwa lata temu, kiedy widziałam cię po raz
ostatni... Pamiętasz, poszliśmy wówczas na kolację do
miasta, a ja myślałam, że jesteś kompletnie pijany. Czy
już wtedy miałeś niedobór cukru?
Fletch wzruszył ramionami.
DOBRE ROKOWANIA 101
 Być może. Nie wiem.
 Jak to, nie wiesz?
 Pamiętam jak przez mgłę, że istotnie wybraliśmy
się do jakiejś restauracji. A może zamierzaliśmy tam
pójść. Ale na tym koniec. Po prostu urwał mi się film,
a nikt nie był w stanie niczego mi wyjaśnić.
 Poszliśmy na tę kolację. Wybrałeś bardzo wytwor-
ną restaurację, bo uważałeś, że musimy uczcić pewną
okazję. Mijał właśnie miesiąc od naszych zaręczyn.
Zamówiłeś butelkę szampana, choć doskonale wiedzia-
łeś, że ja nie wypiję nawet kropli.  Z niepokojem
wyjrzała przez okno.  Lepiej już chodzmy, Fletch. Ross
cię potrzebuje, więc...
 Chwileczkę  przerwał jej, patrząc na nią w sku- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl