[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na falach i dziękował swym przodkom za to, że wybrali prowadzenie pubu, a nie
rybołówstwo.
Tim Riley i jego załoga ciągnęli sieci, nie zważając na fale tańczące wokół nich i
atakujące łódz. Rytm ich pracy sprawił, że Shawn zaczął stukać stopą do taktu, a w jego
głowie odezwały się flet i wiolonczela, tocząc muzyczny pojedynek.
Turyści z pewnością uważali, że łodzie rybackie wyglądają bardzo malowniczo, a
praca na morzu wydawała im się romantyczną przygodą, kontynuacją tradycji. Shawn jednak,
stojąc nad brzegiem i czując wiatr rozwiewający mu ciemne włosy i wdzierający się pod
sweter, myślał tylko o zimnie, samotności i surowości takiego życia.
Bez wahania wybrałby ciepły pub i ciasną kuchnię.
Za to myśli Mary Kate, która spostrzegła go i wybiegła mu naprzeciw, były bardziej
romantyczne. Musiała przycisnąć dłoń do serca, aby uspokoić jego kołatanie spowodowane
obrazami, które widziała w wyobrazni.
Spojrzała na Shawna stojącego na klifach, z nogami w lekkim rozkroku, wpatrzonego
w horyzont i ujrzała w nim Heathcliffa, Rhetta Butlera, Lancelota i wszystkich
romantycznych bohaterów fantazji, które wypełniały marzenia każdej młodej dziewczyny.
Cieszyła się, że akurat tego dnia pożyczyła od Patsy jej nową niebieską bluzkę - choć
wiedziała, że siostra wcale nie będzie z tego zadowolona. Bezskutecznie próbując przygładzić
rozwiewane wiatrem włosy pospiesznie ruszyła w jego kierunku.
- Shawn.
Odwrócił się, zobaczył, jak idzie ku niemu i zaklął w myślach. Nie przyszło mu do
głowy, że wpadnie tutaj na Mary Kate - przecież oczyma wyobrazni widział tylko Brennę.
Uważaj, co robisz, Gallagher, pomyślał.
- Dzień dobry, Mary Kate. Zupełnie zapomniałem, że teraz hotel pełen jest
O'Toole'ów.
Starała się opanować drżenie. Jego oczy wydawały się takie jasne w tym świetle.
Patrząc w nie mogła dostrzec swoje odbicie. To było takie niezwykłe.
- Powinieneś wejść do środka, schować się przed wiatrem. Mam teraz przerwę,
napijemy się herbaty.
- To miło z twojej strony, ale właśnie wybierałem się na grób starej Maude.
Zapatrzyłem się tylko na Tima Rileya wyciągającego sieci. Wydają się bardzo ciężkie.
Pózniej muszę kupić część jego połowu po dobrej cenie.
- Może wstąpisz w drodze powrotnej? - Przechyliła głowę, przeczesała dłonią włosy i
zerknęła na niego zza rzęs, tak jak to wielokrotnie ćwiczyła przed lustrem. - Zawsze mogę
sobie zrobić przerwę na lunch.
- Naprawdę?... - Miała większe doświadczenie we flirtowaniu niż myślał. Przerażało
go to trochę. - Muszę zaraz wracać do pubu.
- Bardzo chciałabym gdzieś z tobą przysiąść i pogadać. - Położyła mu dłoń na
ramieniu. - W jakimś spokojnym miejscu.
- To dobra myśl, ale teraz muszę już iść. Powinnaś wracać do hotelu. Nie możesz tak
tutaj stać w cienkiej bluzce. Przeziębisz się. Przekaż ode mnie pozdrowienia rodzinie.
Patrząc, jak Shawn odchodzi, Mary Kate westchnęła. Zauważył jej bluzkę.
Shawn pogratulował sobie. Niezle wybrnął z kłopotliwej sytuacji. Zachował się jak
przyjaciel albo jak starszy brat wobec małej siostrzyczki. Był pewien, że kryzys już minął.
Uznał za fantastyczne, że myślała o nim w taki sposób. Schlebiało to jego męskiej dumie -
zwłaszcza że udało mu się przebrnąć przez wszystkie śliskie tematy bez żadnego potknięcia.
Myśląc, że szczęścia nigdy nie za wiele, zanurzył dłoń w studni świętego Declana i
opryskał wodą ziemię.
- Przesądny? Taki nowoczesny mężczyzna jak ty? Shawn podniósł głowę i napotkał
wzrok Carricka, księcia elfów.
- Współczesny mężczyzna wie, że są powody, aby być przesądnym, zwłaszcza gdy
nagle staje przed takimi jak ty i rozmawia z nimi.
Przypomniał sobie, z jakiego powodu tutaj przyszedł. Odwrócił się od studni i
podszedł do grobu Maude.
- Powiedz mi czy zawsze przesiadujesz w tych okolicach? Przez całe życie
przychodziłem w to miejsce, ale dopiero od niedawna cię tutaj widuję.
- Przedtem nie było powodu, abym ci się pokazywał. Mam do ciebie pytanie, Shawnie
Gallagher... i mam nadzieję, że mi na nie odpowiesz.
- Najpierw musisz mi je zadać.
- Zaraz to zrobię. - Carrick usiadł przy grobie naprzeciwko Shawna. Ich oczy znalazły
się na jednym poziomie. - Na co ty, do diabła, czekasz?
Shawn uniósł brwi i położył dłonie na kolanach.
- Na wiele rzeczy.
- Och, to dla ciebie typowe. - W głosie Carricka zabrzmiała pogarda. - Ja mówię o
Brennie O'Toole. Dlaczego jeszcze nie zabrałeś jej do swojego łoża?
- To sprawa między mną a Brenna - stwierdził Shawn spokojnie. - Tobie nic do tego.
- Mylisz się. Bardzo mnie to obchodzi. - Carrick zerwał się na równe nogi tak szybko,
że ludzkie oko nie zdołałoby dostrzec żadnego ruchu. Pierścień na palcu księcia błysnął
głębokim błękitem, a srebrna sakwa u jego pasa zalśniła. - Sądziłem, że masz taką naturę,
która pozwoli ci zrozumieć, ale ty jesteś jeszcze bardziej twardogłowy niż twój brat.
- Nie ty pierwszy tak mówisz.
- Bo tak jest, młodszy Gallagherze.
Skoro Carrick stał, Shawn, także podniósł się z ziemi.
- To znaczy jak?
- To twoja rola, twoje przeznaczenie. Twoje wybory. Jak to jest, że potrafisz zajrzeć w
swoje serce, kiedy piszesz muzykę, ale jesteś jak ślepiec, gdy chodzi o twoje życie?
- %7łyję, jak mi się podoba.
- Twardogłowy - powtórzył Carrick. - Finnie, chroń mnie przed głupotą
śmiertelników! - Wyrzucił ramiona w powietrze i przez kopułę jasnego nieba przetoczył się
grom.
- Jeśli masz zamiar zrobić na mnie wrażenie swoimi sztuczkami, nie uda ci się. Chcesz
pokazać swój temperament, a ja przecież też mam swój.
- Zmiałbyś porównywać się ze mną? - Na próbę Carrick pstryknął palcami i
oślepiająco biały piorun strzelił w ziemię tuż przed Shawnem.
- Przyjąłeś taktykę zastraszania - powiedział Shawn, choć z całej siły musiał się
powstrzymać, aby nie odskoczyć w tył. - Na pewno stać cię na więcej.
Gniew sprawił, że oczy Carricka stały się niemal czarne, a wokół jego palców
pojawiły się niewielkie czerwone płomyki.
Po chwili książę elfów zapanował nad furią, odchylił głowę w tył i zaśmiał się.
- No, no, masz więcej odwagi niż sądziłem. A może po prostu jesteś głupszy.
- Wystarczająco mądry, aby wiedzieć, że potrafisz dokuczyć, gdy tego chcesz, ale
nikogo byś tak naprawdę nie zranił. Nie boję się ciebie, Carrick.
- Mógłbym sprawić, że padniesz na kolana i zaczniesz rechotać jak żaba.
- To zraniłoby moją dumę, ale nic poza tym. - Oczywiście Shawn wcale nie zamierzał
tego próbować. - Jaki masz w tym cel? Pogróżki nie skłonią mnie, abym cię wysłuchał.
- Ja czekałem sześć razy dłużej niż trwa twoje życie na coś, co ty mógłbyś mieć w
jednej chwili. Wystarczyłoby wyciągnąć rękę. - Carrick westchnął. - Za drugim razem
zebrałem dla niej łzy księżyca. - Mówiąc to odwiązał sakwę wiszącą u j ego pasa. -
Wysypałem jej pod stopy, a one zmieniły się w perły, A ona dostrzegła tylko te perły.
Przechylił sakwę i wysypał kaskadę białych klejnotów na grób Maude.
- Wtedy błyszczały w trawie w świetle księżyca, białe i gładkie niczym skóra Gwen. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl