[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stanie rzeczowo ocenić sensu tego wydarzenia.
- Wierzę panu na słowo. Ale w jaki sposób pan uciekł? Był pan
rozebrany i bezbronny, tak jak ja. Na prawo, dokąd pan pobiegł,
znajduje się główne wejście, ale dobiec do niego by pan nie zdążył -
terroryści podziurawiliby panu p-plecy.
- Naturalnie. Dlatego nie pobiegłem do głównego wejścia - Gleb
Gieorgijewicz wzruszył ramionami. - Rozumie się, że dałem nura w
damską część łazni. Zdążyłem przeskoczyć przez szatnię i umywalnię,
choć swoim bezwstydnym wyglądem wywołałem impulsywne
wzburzenie. Ale przyzwoicie ubranym panom, którzy postępowali
moim śladem, poszło jeszcze gorzej. Na nich spadł cały gniew
piękniejszej połowy ludzkości. Przypuszczam, że moim
prześladowcom przyszło pokosztować i wrzątku, i pazurków, i
kuksańców. W każdym razie po zaułku za mną nikt już nie biegł,
tylko spacerowicze okazywali mojej skromnej osobie nadmierne
zainteresowanie.
Na szczęście do cyrkułu nie było daleko, inaczej zamieniłbym
się w bałwana. Najtrudniej przyszło mi przekonać prystawa, że jestem
wicedyrektorem Departamentu Policji. Ale jak panu udało się wyrwać
na ulicę? Aamałem sobie nad tym głowę przez cały czas,
spenetrowałem w łazniach Pietrosowa wszystkie zakątki, ale i tak się
nie domyśliłem. Przecież schodami, którymi pan pobiegł, można trafić
tylko na dach!
- Miałem po p-prostu szczęście - odpowiedział wymijająco Erast
Pietrowicz i zadrżał, przypominając sobie krok w pustkę. Trzeba było
przyznać, że chytry petersburzanin wyszedł z opresji prościej i
bardziej pomysłowo.
Pożarski otworzył szafę i zaczął rzucać na łóżko ubrania.
- Proszę sobie wybrać z tego to, co będzie pasowało. A teraz
niech mi pan wyjaśni swoje słowa. Wtedy, w szóstej kabinie,
powiedział pan, że oczekuje w najbliższym czasie rozwiązania
sprawy. Czy to oznaczało, że przewidywał pan napad? I miał on panu
wydać zdrajcę?
Fandorin odczekał chwilkę i przytaknął.
- I kto się nim okazał?
Książę badawczo patrzył na radcę stanu, który nagle strasznie
pobladł.
- Pan nie odpowiedział jeszcze na wszystkie moje pytania -
wyrzekł w końcu.
- No, jeśli tak, to proszę. - Pożarski usiadł na krześle, założył
nogę na nogę. - Zacznijmy od początku. Oczywiście miał pan
słuszność, mówiąc o podwójnym agencie, od razu to zrozumiałem. I
podejrzanym dla mnie, tak jak i dla pana, był tylko jeden. Dokładniej
mówiąc, jedna - nasza tajemnicza Diana.
- Dlaczego w-więc...
Pożarski pokazał gestem, że przewidział pytanie i zaraz na nie
odpowie.
- %7łeby nie obawiał się pan rywalizacji z mojej strony. Kajam się,
Eraście Pietrowiczu, jestem człowiekiem zupełnie
nieprzestrzegającym konwenansów. Zresztą pan już to dawno sam
zauważył. Czy pan myślał, że ja będę jak mopsik biegać od filera do
filera, od fiakra do fiakra i zadawać im idiotyczne pytania? Nie, ja
niepostrzeżenie poszedłem pańskim śladem i dotarłem do skromnej
willi na Arbacie, gdzie kwateruje nasza Meduza Gorgonowna. Nie
musi pan z takim niezadowoleniem marszczyć brwi! Rzeczywiście
postąpiłem niepięknie, ale pan także nie zachował się jak kolega. O
Dianie pan opowiedział, a adresik kto ukrył? To się nazywa  wspólna
praca ?
Fandorin zdecydował, że obrażać się nie ma sensu. Po pierwsze,
ten potomek Waregów nie ma ani krzty poczucia godności. A po
drugie, sam jest sobie winien - gdzie jego dar obserwacji?
- Zostawiłem panu prawo pierwszej nocy. - Książę uśmiechnął
się łobuzersko. - Co prawda, to nie na długo zatrzymał się pan w
przybytku tej piękności. Kiedy pan opuszczał jej pałac, miał pan tak
radosną minę, że ja, grzesznik, pozazdrościłem panu. Czyżby
Fandorin, pomyślałem, już ją wypatroszył, i to w takim tempie? Ale z
zachowania się czarodziejki wywnioskowałem, że odszedł pan z
niczym.
- Pan z nią rozmawiał? - zadziwił się radca stanu. Pożarski
rozchichotał się, widocznie odczuwając prawdziwą przyjemność z tej
konwersacji.
- I nie tylko rozmawiałem... Boże mój, a u niego brwi znowu w
kształcie dachu! Słynie pan jako pierwszy moskiewski Don Juan, a
zupełnie pan nie rozumie kobiet. Nasza bidulka Diana została sierotką,
poczuła się porzucona i nikomu niepotrzebna. Wcześniej wokół niej
kręcili się sami znani, wpływowi kawalerowie, a teraz, została
zwyczajną współpracownicą, i to w dodatku zbył długo pozostającą w
centrum niebezpiecznej intrygi. Czyżby nie próbowała znalezć w panu
nowego protektora? No właśnie, widzę po pana rumieńcu, że
próbowała. Nie jestem tak zarozumiały, żeby wmówić sobie, że niby
zakochała się we mnie od pierwszego wejrzenia. Pan odtrącił biedną
kobietę, a ja - nie. Za co zostałem wynagrodzony w pełnej mierze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl