[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drogi kolego. Bardzo kosztowny.
Bzdet podał broń profesorowi. Ten delikatnie położył ją na biurku, otworzył
kluczykiem jedną z szuflad i wyjął notatnik oprawiony w starą skórę. Przekartkował,
aż wreszcie trafił na rysunek, którego szukał.
Niewiarygodne& jęknął sam do siebie.
Słucham? spytał badawczo gość.
Na osiemdziesiąt procent to oryginał mówił gospodarz, rozmawiając chyba
sam ze sobą, bo na punka w ogóle przestał zwracać uwagę. Wszystkie szczegóły
się zgadzają, rzezbienia, inskrypcje, kształty i rozmiary. Japoński metal. Okiem
krótkowidza przyjrzał się dokładnie mieczowi. Z pewnością nie zrobiono go teraz,
może mieć ze& dwieście lat. Na Boga, skąd on to ma?! Teraz dopiero zwrócił się
do gościa.
Od pewnego niemiłego pana w zielonym habicie.
Wilecki uniósł brwi i cofnął się o krok.
To& to niemożliwe wyszeptał. Ostatnie dowody na istnienie aurelitów
pochodzą sprzed& stu pięćdziesięciu lat, a i to raczej poszlaki. To musi być jakaś
mistyfikacja. Tylko po co?!
Biorąc pod uwagę wiek tego miecza i wiedzę księdza, za którą ręczę, to chyba
ostro zajebista mistyfikacja. Bzdet miał już dość oficjalnej gadki. Czuł się, jakby
połknął kij. Mój przyjaciel chce się z panem spotkać. Zgadza się pan?
Oczywiście, ale& dlaczego sam nie przyszedł?
SzukajÄ… go.
Aurelici?!
Tak. Musi być ostrożny.
Profesor pokręcił niedowierzająco głową.
Ciężko mi w to& przerwał na moment. To jakiś żart?
Nie. Nie żart, profesorku. Może pan pomóc człowiekowi, którego ściga
średniowieczna banda świrów. To mało śmieszne.
To nie jest banda świrów zaprzeczył ponuro Wilecki. Ale jedno z
najstarszych, o ile nie najstarsze tajne stowarzyszenie. Jeżeli legendy nie kłamią,
skupia absolutnie oddanych, wyćwiczonych do granic możliwości w walce,
fanatycznych mnichów oraz setki ich informatorów na całym świecie.
Skoro jest ich tak wielu, niemożliwe, aby to wszystko nie wydostało się na
światło dzienne.
Możliwe. O całej prawdzie wie garstka wtajemniczonych. Reszta stanowi tylko
system. Gdyby ktoś zdołał się wyłamać, kara byłaby straszna.
A jaka? spytał zaciekawiony Bzdet.
Naukowiec machnął ręką.
To tylko legendy. Nikt nigdy ich nie widział, nie ma żadnych dowodów.
Widział ich mój przyjaciel. Walczył z nimi i& spuścił im niezły łomot.
Co?! Wilecki roześmiał się głośno. Jeśli te legendy mówią prawdę, to tak,
jakby rzucił się z widelcem na słonia. Chcesz mi, kolego, wmówić, że katolicki ksiądz
był w stanie przeciwstawić się rycerzom aurelickim? To jeszcze bardziej idiotyczne
niż twoja fryzura.
A niby skąd miałby ten scyzoryk?! wkurzył się Bzdet. Dali mu w ramach
polsko-włoskiej wymiany kulturalnej?!
WÅ‚oskiej?
Mówili po włosku.
Nie po francusku?
Nie. I nie po łacinie ani po węgiersku. Mówili po włosku i chcieli mu zrobić niezłe
kuku. A teraz pytanie, profesorku, takie moje prywatne: czego oni, kurwa, chcÄ… poza
porwaniem mojego najlepszego kumpla?!
Czego chcą? Wilecki znowu się roześmiał. Otóż mój subtelny, nowy
przyjacielu, według legend i skromnej wiedzy, którą udało się zgromadzić badaczom,
oni czekają na kolejną, tak zwaną& Noc Kapłanów.
A co to takiego jest?
Profesor przebiegł dłonią delikatnie po ostrzu miecza.
Niech pan mnie umówi z tym księdzem. Gdzie i kiedy chce. Może pan to
zostawić u mnie?
Tak kazał Krzysztof.
Proszę mu podziękować. Od razu mówię, że nie mam takiej wiedzy jak profesor
Link, ale z pewnością jestem w stanie pomóc.
A kim jest ten Link?
Profesor Eberhard Link, Szwajcar, największy autorytet w dziedzinie, o której
mówimy.
%7Å‚yje?
Tego nikt nie wie. Ukrywa się od wielu lat. Zdaniem kolegów z uniwersytetu w
Lozannie, zwariował. Jemu też się wydaje, że próbują go zabić aurelici. Nie wiem,
gdzie jest, i nie sądzę, aby ktokolwiek wiedział.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]