[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamknęła oczy i uniosła ramiona, po czym zaczęła się rytmicznie
kołysać w rytm dzwonienia syna. Edwart uniósł trójkąt wyżej,
jakby zbliżał się do wielkiego finału, ale zaraz opuścił go
gwałtownie, uderzając nim o pokrywę fortepianu. Zaczął więc
bębnić w fortepian, wkładając w każde uderzenie całą energię
swojego wątłego, wychudzonego ciała. Mimo to z fortepianu
wydobyły się dzwięki. Ich brzmienie przeniknęło cały pokój.
Kiedy skończył, ostrożnie zsunęłam ręce z uszu.
- Napisałem to dla ciebie - rzekł, przyciągając mnie. -
Nazwałem to Kołysanką dla Belle.
- Będę jej słuchała każdego wieczoru! - odparłam.
Pomyślałam, że jeśli ściszę odtwarzacz do końca, będzie mi
się podobała. Była to trzecia kołysanka napisana specjalnie dla
mnie, włączając w to również tę skomponowaną przez Cartera
Burwella.
Po obiedzie Edwart zabrał mnie na górę do swojego pokoju.
U szczytu schodów stał wielki drewniany krzyż.
- Jak na ironiÄ™, co nie? - zagadnÄ…Å‚.
- Nie rozumiem - odparłam z trwogą, wyobrażając sobie, że
w każdej chwili on może się zamienić w proch, który będę
musiała pozbierać i porozsypywać w swoim pokoju, żeby już na
zawsze pozostał ze mną.
- Ponieważ jesteśmy %7łydami, choć oczywiście
niepraktykujÄ…cymi.
Trzy z czterech ścian (bo ta czwarta była ze szkła) pokoju
96
Edwarta zajmowały płyty kompaktowe. Stały na setkach półek, a
ja nie mogłam rozpoznać tytułu ani jednej z nich.
- Och! - wykrzyknęłam, odniósłszy wrażenie, że dostrzegam
jakÄ…Å› znajomÄ…. - Nie, to nie to.
Weszłam głębiej.
- Ach, tutaj... nie, to też co innego.
Obróciłam się w stronę kolejnego regału.
- Zaraz! Nie...
Przyszło mi do głowy, że powinnam się skupić na
odczytywaniu nazw zespołów i albumów zamiast na wyglądzie
graficznym płyt. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że są to
bez wyjątku zapisy muzyki Edwarta odtwarzanej na trójkącie i
jakimÅ› keyboardzie.
- Eva śpiewa na moich płytach - pochwalił się z uśmiechem.
- Chcesz posłuchać? Zmiało, będziemy mogli zatańczyć!
- Nie! - wrzasnęłam. - Ja nie tańczę!
Zrobił przerażoną minę. Gdy tańczyłam po raz ostatni,
skończyło się to pożarem w kawiarni. Byłam pewna, że wkrótce
całe miasto mogłyby ogarnąć zamieszki, przy czym zaledwie
garstka byłaby gotowa mnie bronić na podstawie moich
własnych wyobrażeń o wampirzych krokach lunatyka. Reszta
byłaby pewna, że jestem czarownicą.
- Przynajmniej jeszcze nie teraz - dodałam szybko.
Mój czas miał niedługo nadejść. Rewolucja mogła poczekać.
- Dobrze, w porzÄ…dku. Chodzmy w takim razie do gabinetu
ojca. Opowiem ci, jak doszło do tego, że został chirurgiem
plastycznym. A bohaterami tej opowieści są koszmarnie
oszpecone stworzenia!
Pokazał mi zdjęcia pacjentów doktora Mullena ukazujące ich
wygląd przed operacją i po niej. Zakładałam, że te pierwsze
zostały zrobione, zanim je pokąsał, a te drugie przedstawiały już
same wampiry. Bo przecież tylko wampiry odznaczały się
prostymi smukłymi nosami, kształtnymi piersiami i twarzami
pozbawionymi wyrazu. I do tego były piekielnie bogate!
97
- Jak można się zapisać na wizytę u doktora Mullena?
- Czemu pytasz? Przecież jesteś piękna, Belle.
- Tak, jestem - odparłam szybko.
Zareagował tak, jakby nie chciał, żebym przechodziła
cierpienia okresu wyrastania nowych zębów. A przecież nie miał
na to wpływu! Kiedy wyrastały mi zęby mądrości, ani trochę
mnie nie bolało!
- Nie - orzekł stanowczo. - Nie masz powodu się z nim
spotykać.
Sądząc po jego śmiertelnie poważnej minie, prawdopodobnie
zastanawiał się, czy ma mnie ugryzć sam, a jeśli tak, to czy żuć
przy tym gumę, żeby zamaskować ewentualny nieświeży oddech.
Pewnie rozważał, czy powinien wcześniej wypluć tę gumę, czy
raczej zostawić ją w ustach i ukryć pod językiem, żebym nie
zauważyła. Może nie miał jeszcze pewności, czy miętowa guma
dobrze siÄ™ komponuje ze smakiem krwi.
- Dosyć! Wystarczy! - powiedziałam ostro, żeby przerwać
jego hipotetyczne rozważania. - Wracajmy do mnie, dobrze?
Uznałam, że może łatwiej mu będzie mnie ugryzć w innym
otoczeniu. Na przykład w kuchni. Wśród smakowitego aromatu
wiewiórki piekącej się w kuchence mikrofalowej i nasilającego
cieknięcie ślinki pobrzękiwania sztućców.
- Tak, dobrze. Czy mógłbym cię jednak wysadzić w pewnej
odległości od domu? Nie chciałbym znowu spotkać się z twoim
tatą. Nie wymyśliłem jeszcze żadnych nowych tematów do
rozmowy od czasu poprzedniego spotkania. Wyglądałoby to
nienaturalnie, gdybym ich wcześniej nie przećwiczył, nagrywając
siÄ™ na kasecie wideo.
Zamarłam. Jim. Całkiem zapomniałam o tej następnej
komplikacji. Mój ojciec nigdy by nie dopuścił, żeby Edwart mnie
ugryzł, chyba że sam planował poczęstować moją krwią jeszcze
Claudiusa i Evę. Jim żył według ścisłych zasad etycznych. Zatem
Edwart powinien mnie ugryzć, zanim wrócę do domu.
- To może pójdziemy na piechotę? Przez cmentarz!
98
Jedną z rzeczy, których nauczyłam się od mamy, jest to, że
trudno odmówić żądaniom opisywanym kursywą. Tylko w ten
sposób udawało jej się tydzień po tygodniu wybijać mi z głowy
kupno płatków śniadaniowych we wszystkich kolorach tęczy.
- W porządku - odparł.
- Zaraz, zanim wyjdziemy... Ugryz to. Dla wprawy.
Wyciągnęłam ku niemu moje blade ramiona, z dłońmi
złożonymi razem, między którymi spoczywało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]