[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tuacja, gdy głównym zausznikiem księżnej stawał się
najemny żołdak i parweniusz.
Choć co prawda ich szlachectwo, jak to bywało
w miastach-państwach Italii, miało charakter raczej
dość umowny, jako że drzewa genealogiczne byÅ‚y nie­
pewnej jakoÅ›ci, a zajÄ™cia obu dostojników staÅ‚y w nie­
jakiej sprzeczności z rycerskim posłaniem. Cóż, Gra-
ziani byÅ‚ bankierem, Orsini zaÅ› kupcem, który prowa­
dziÅ‚ rozlegÅ‚e interesy w caÅ‚ym basenie Å›ródziemnomor­
skim oraz na Wschodzie i dysponował dużą flotyllą
handlowÄ…. Lecz wÅ‚aÅ›nie tacy ludzie najbardziej siÄ™ li­
czyli w owych państewkach i nawet jeśli nie mieli ku
temu żadnego prawa, z czasem stawali się arystokracją
i zyskiwali poważne wpÅ‚ywy polityczne, które wyko­
rzystywali dla własnych celów.
Gdy Orsini i Graziani wyszli z posÅ‚uchania u księż­
nej, kupiec dał upust swej wściekłości. Nie chciał, by
kondotier z ramienia księżnej strzegł Reggiano, nie
chciał, by obcy żołnierze kręcili się wszędzie, nie
chciał, by prostak miał wpływ na sprawy państwowe...
- Ten Rinaldi - w zamyśleniu odparł na to Graziani
- nie zachowuje siÄ™ jak nieokrzesany wieÅ›niak. Zaba­
wiał Beltraffia żartami na temat Boccaccia i Dantego.
- Ot, przeczytaÅ‚ to i owo, wiÄ™c ma jakieÅ› intelektual­
ne pretensje, ale mniejsza z tym. Jak będę musiał płacić
wyższe podatki, by sfinansować te wojska, jego osoba
obrzydnie mi do reszty.
Gdyby Marco usłyszał owe słowa, wcale nie byłby
zdziwiony, spostrzegł bowiem wzburzenie na twarzy
Eleny, gdy szerokimi schodami zeszÅ‚a na parter po au­
diencji udzielonej dwóm dostojnikom.
Rinaldi miał na sobie kirys, nagolenniki oraz stalowe
rÄ™kawice, jak na wielkiego wojownika przystaÅ‚o. Poruszo­
na maÅ‚ostkowoÅ›ciÄ… Orsiniego i Grazianiego, którzy do­
strzegali brzÄ™czÄ…ca monetÄ™, a nie widzieli, co grozi paÅ„­
stwu. .. czy też dla własnych interesów je lekceważyli...
Elena nagle zapragnęła, by ten rycerz objawił się w pełnej
zbroi bojowej na potężnym wierzchowcu. Czuła w nim
siłę, uczciwość... i coś jeszcze, czego jednak nazwać nie
potrafiła, ale co wprawiało ją w niezwykłe poruszenie.
Kolory na jej twarzy były więc nie tylko wynikiem
niedawnego spotkania z adwersarzami, ale także owych
niezwykłych pragnień.
- Wyglądasz, jakbyś wyruszał na prawdziwą batalię,
messer Marcu - rzuciła lekkim głosem, i nagle pojęła,
że przez cały dzień odnosiła się do niego ze szczególną
żartobliwością, z jaką młode damy traktowały dworzan,
gdy pragnęły ich zauroczyć, on zaś odpowiadał jej
w sposób co najmniej dwuznaczny.
- Gdybym nie był tak odziany, gdy ten dureń rzucił
się na ciebie, pani... - Urwał i rozłożył ręce. - %7łołnierz
musi być zawsze gotów na wszystko.
Elena uśmiechnęła się ciepło. Nigdy dotąd nie robiła
tego tak często jak w jego obecności.
- Dziś musisz tylko towarzyszyć księżnej Reggiano
w inspekcji wojsk, a ponieważ, jak rozumiem, będzie
nas osłaniać oddział jazdy, możesz się odprężyć, panie,
i cieszyć przejażdżką.
- Daj Boże, by tak siÄ™ staÅ‚o - odparÅ‚ poważnym gÅ‚o­
sem. - Jednak zawsze należy wypatrywać niespodzia­
nek, pani.
Wyszli na dziedziniec, gdzie na Elenę czekał bogato
przybrany wierzchowiec i eskorta mająca czuwać nad
bezpieczeństwem i dodać splendoru. Na jej czele stał
porucznik Rinaldiego. Na inspekcję udawał się także
Beltraffio wraz z grupą dworzan, wśród których, na
szczęście, nie było ani Orsiniego, ani Grazianiego.
Elena caÅ‚y czas rozważaÅ‚a, czemu Marco, który zu­
pełnie nie mieścił się w kanonach urody opiewanych
przez poetów i malarzy, tak szalenie ją pociągał. Nawet
jego niski gÅ‚os, jakże różny od miÄ™kkich gÅ‚osów mÅ‚o­
dzieÅ„ców pojawiajÄ…cych siÄ™ w paÅ‚acu, uważaÅ‚a za wy­
jÄ…tkowo atrakcyjny, nie mówiÄ…c już o prawdziwie mag­
netycznym spojrzeniu. W końcu doszła do wniosku, że
nie potrafiła się oprzeć otaczającej go aurze władczości
i potęgi.
Z radością przyjęła fakt, że Marco będzie jechał u jej
boku. Wystarczy, że się nieznacznie obróci, a od razu
bÄ™dzie widziaÅ‚a jego surowy, mÄ™ski profil. I zaraz po­
czuła się skonsternowana tymi myślami. Jednak pra-
wdziwie silne emocje zawładnęły nią w chwili, gdy
Marco odsunął na bok giermka i sam pomógł jej wsiąść
na konia. ByÅ‚ to szlachetny wierzchowiec, siwek, szyb­
ki jak wiatr, delikatnej budowy.
- Chyba przy tej okazji powinnam dosiadać bojowe­
go rumaka - stwierdziła, gdy już znalazła się w siodle.
Marco spojrzał na nią ze swego potężnego ogiera
i uśmiechnął się leniwie.
- RzeczywiÅ›cie, w odróżnieniu od wiÄ™kszoÅ›ci ko­
biet, zapewne zdołałabyś powodować tak wielkim
zwierzęciem, pani.
- Chcesz przez to powiedzieć, messer, że w odróż­
nieniu od wiÄ™kszoÅ›ci kobiet, jestem wyjÄ…tkowo potęż­
nie zbudowana? - rzuciÅ‚a Elena, nie mogÄ…c siÄ™ po­
wstrzymać, by się z nim nie podroczyć.
- JesteÅ› wysoka, pani, ale nie potężna. Nie przypo­
minasz dębu, lecz wdzięczną, wiotką topolę.
To byÅ‚a najdziwniejsza rozmowa, jakÄ… Elena prowa­
dziła w życiu. Zastanawiała się, co pomyślałby o niej
i Rinaldim znajdujący się w pewnej odległości Beltraf-
fio, gdyby mógł usłyszeć ich słowa. Skoro jednak nie
istniało takie niebezpieczeństwo, nadal z największą
przyjemnością przekomarzała się z Markiem, który
chętnie odpłacał jej tym samym.
Oczywiście Elena zdawała sobie sprawę, że skoro
miaÅ‚a wizytować podlegÅ‚e jej wojska, powinna przy­
brać poważny, majestatyczny wyraz twarzy, jaki pre­
zentowała zagranicznym dyplomatom i członkom dale-
kiej rodziny, którzy przybywali, by ją krytykować,
a wyjeżdżali z najwyższymi pochwałami na ustach.
Problem w tym, że kiedy tylko próbowała przybrać
odpowiednią minę, Marco mówił coś takiego, że znowu
wybuchała śmiechem. Na szczęście wyjechali już poza
bramy miasta i podążali duktem, wzdÅ‚uż którego rozÅ‚o­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl