[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ścian pokoju Sabata, gorące powietrze parzyło skórę. Mark z całej siły tupnął. Posypały się drzazgi. Skoczył. Spadłszy na
dywan, przeturlał się jeszcze pół metra. Zewsząd sypały się gruzy, a ciężka belka umieszczona nad drzwiami groziła
zawaleniem w każdej chwili. Skoczył do wyjścia, słysząc łoskot podobny do wystrzału. Poczuł silne uderzenie i zakręciło mu się
w głowie. Powoli opuszczała go świadomość. Rozjaśniona ogniem noc obróciła się w nieprzeniknioną ciemność, całkowite
zapomnienie, tak chłodne i odświeżające po tych chwilach przeżytych w sercu piekła.
Sabat z największym wysiłkiem usiłował doprowadzić swój umysł do porządku. Zwiadomość wymykała mu się, jakby zeń
drwiła. Wyślizgiwała się gdzieś na manowce, gdy myślał, że już ją ma. Wciąż czuł zapach dymu i zastanawiał się czy
rzeczywiście wyszedł już z płonącego budynku, a przekonując się, że wyszedł - znów popadał w tą ohydną czarną otchłań. Był
w stanie półletargu, ale czuł wokół siebie blask jakiegoś oślepiającego światła. E Może już nie żył i jego dusza została skazana
na wieczną 'włóczęgę po jałowych przestrzeniach, jako niższa istota, duch, który zapewne zostanie wezwany przez Mistrza,
ale do tego czasu musi pozostać na tej okropnej pustyni.
57
Jakiś czas pózniej, po kilku godzinach, dniach czy tygodniach, Sabat doszedł do wniosku, że jest w szpitalu. Choć czuł jeszcze
niekiedy gryzący zapach dymu, to jednak jego zmysły rejestrowały głównie woń środków dezynfekcyjnych, ubrane na biało
sylwetki i głosy rozmawiających szeptem ludzi.
Zdawało się, że minęła cała wieczność, zanim w pełni odzyskał świadomość, zanim udało mu się przez pół-przymknięte
obolałe oczy zobaczyć nagie, białe ściany. Leżał na łóżku w małym pomieszczeniu, w którym jedynym ustawionym przy
przeciwległej ścianie meblem był stół. Izolatka.
Po kilku minutach wszedł łysawy mężczyzna w długim białym kitlu. Uśmiech na jego twarzy był ewidentnie tylko zawodowym
grymasem.
- Ach, pan Sabat, więc zdecydował się pan w końcu wrócić do świata żywych.
- Niewiele brakowało, prawda? - Sabat z trudem rozpoznał własny głos w tym drażniącym gardło skrzeczeniu. Każdy ruch
szczęki sprawiał mu ból.
- Niewiele - doktor usiadł na brzegu łóżka. - Wymknął się pan płomieniom, ale gdy był pan już niemal na zewnątrz, spadająca
belka uderzyła pana w głowę. Martwił nas pański stan. Baliśmy się, że może się pan nie obudzić z tego letargu. Ale teraz
chyba wszystko będzie w porządku, chociaż pomęczy się pan jeszcze tutaj tydzień, dwa.
- Jak długo byłem nieprzytomny?
- Trzy dni. Jest pan w szpitalu we Wschodnim Birmingham.
- Dziękuję - Sabat próbował się uśmiechnąć. Podniósłszy rękę stwierdził, że ma zabandażowaną głowę, a
58
iało usztywnione. Lepiej jak najszybciej opuścić ten szpili. Zgodnie z jego ulubionym powiedzeniem istnieją trzy liejsca, od
których należy trzymać się z daleka: więzie-ia, kościoły i szpitale. Poczuł się hipokrytą.
- Zostanie pan tu najwyżej przez tydzień - głos oktora był surowy, zupełnie jakby lekarz odczytał myśl acjenta.
Gdy doktor odszedł, Sabat usiłował się odprężyć, ale yło to niemożliwe. Wrogom nie udało się go zabić, ale sunęli go z pola
walki. Człowiek imieniem Royston przy-otuje ołtarz nowej czarnej mszy, d kości Williama Gardi-iera zostaną użyte do
wyzwolenia potężnych złych mocy. !abat był w sytuacji rajdowca, który rozbił swój samo-hód. Dla własnego dobra musi jak
najszybciej znów za-ząć działać. Oprócz tego miał teraz do wyrównania oso->isty rachunek, jego dusza płonęła nienawiścią do
Roy-tona, odpowiedzialnego za to wszystko. W SAS pokaza-10 mu, jak się zabija, a Sabat był zdolnym uczniem.
Człowiek, który wszedł teraz do jego pokoju miał pro-esję wypisaną na twarzy i nawet cywilne ubranie nie było v stanie ukryć,
że jest policjantem. Pielęgniarka stała w Irzwiach z niepewną miną, zastanawiając się, czy dobrze robiła wpuszczając tego
gościa. Lekarz powiedział wy-aznie: żadnych odwiedzin. Ale nie mogła przecież zatrzy-nać tego poważnie wyglądającego i
budzącego respekt złowieka. Nie sposób dyskutować z policją.
- Plowden - przedstawił się stanowczym głosem )rzybyły i nie pytając nawet o samopoczucie pacjenta, dolał - inspektor
śledczy.
Sabat przyjął to ze stoickim spokojem. Nadludzkie yysiłki, jakie czynił, aby umknąć spotkania z policją
59
spełzły na niczym. Skinął głową czując jak ciążą mu bandaże.
- Miło mi pana widzieć, inspektorze. To było oczywiste kłamstwo.
- Słyszałem, że interesował się pan sprawami kościoła św. Adriana - głos Plowdena był nieprzyjemny. -Pomyślałem, że byłoby
uprzejmiej, gdyby pan skontaktował się z nami.
Mięśnie twarzy Sabata były napięte.
- Zważywszy, że byłem we wsi tylko przez kilka godzin, nie miałbym szansy, nawet gdybym chciał. Zresztą nie chciałem, bo
interesowało mnie co innego niż was i nie wiedziałem przyczyny, dla której mielibyśmy współpracować. Biskup...
Plowden ledwo powstrzymał się przed powiedzeniem "pierdolić biskupa" i rzekł:
- Znalezliśmy w rzece zwłoki kobiety z takimi samy' mi śladami kopyt, jakie odkryto na ciele martwej dzie' wczyny, którą ci
gówniarze wykopali z grobu. Kobiets nazywała się Sheila Dowson. Była notowana w Londynit jako prostytutka. Była też karana
za współudział w sprze' dąży narkotyków. Prowadzę śledztwo w sprawie morder stwa.
Wzdrygnął się, wywołując z pamięci obraz zmasakro' wanego ciała, czaszki zgruchotanej uderzeniem kopyta Poczuł zawrót
głowy i mdłości.
- Wysunie pan zapewne jakąś niedorzeczną teorię c wywoływaniu diabła. - Głos policjanta zabrzmiał sarka stycznie. - Ja wolę
rozumować bardziej racjonalnie Myślę raczej o metalowych pałkach w kształcie kopyt i c bandzie naszprycowanych gówniarzy,
którzy wyobrażają sobie, że udało im się wyczarować Starego Nicka. Niect
60
sobie wyobrażają. Ale nie przyszedłem tutaj, aby mówić o tym, co znalazła policja, z pewnością czytał pan o tym w brukowych
dziennikach. Przyszedłem, żeby pana ostrzec... niech pan nie przeszkadza, bo w przeciwnym razie rozpoczniemy śledztwo
przeciw panu.
- Byłoby to raczej trudne. - Sabat poczuł się gorzej, z trudem przymknął oczy. - Tym niemniej powiedział pan coś, co już
podejrzewałem.
- Cóż takiego?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]