[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Prędkim jak błyskawica ruchem ugodziła go prosto w udo.
Chłopak wrzasnął z bólu. Zdołała go z siebie zrzucić i cofnąć
się, lecz nie cieszyła się wolnością zbyt długo. Przeciwnik przy
trzymał ją za kostkę i przyciągnął z powrotem do siebie.
Krzyczała i kopała, dziko wymachując rękoma, próbowała
się uwolnić. Nieznajomy jednak okazał się zbyt silny. Zanim się
spostrzegła, jego dłonie ponownie zacisnęły się na jej gardle.
Zaczął ją dusić. Bliss wpadła w panikę, z coraz większym tru
dem chwytała powietrze; opór wydawał się bezcelowy - chło
pak był o wiele silniejszy - gdy jednak spojrzała w niezwykłe
żółte oczy, doznała wizji.
Ujrzała Lucyfera - swego ojca - stojącego w wykwintnym
pałacu, otoczonego przepięknymi złotymi kolumnami. Dokoła
zebrały się tysięczne tłumy, a Książę Ciemności zajął miejsce
u szczytu marmurowych schodów i spoglądał w dół na niebywale
piękną istotę. Był to człowiek, lecz wyższy od przeciętnego doro
słego mężczyzny, obdarzony swego rodzaju nieziemską wspania
łością oraz dzikim i srogim spojrzeniem takich samych złotych
oczu.
Obraz nie miał zródła w jej pamięci, lecz we wspomnieniach
Lucyfera. Gdy była niewolnicą jego ducha, kiedy ojciec pano
wał nad duszą Bliss, część jego myśli przeniknęła do jej świado
mości. Od tamtej pory, wywoływane co jakiś czas przez rozmaite
wydarzenia, nawiedzały ją skrawki tej obcej pamięci. Zamknęła
oczy, by raz jeszcze przywołać scenę. Usłyszała głos Lucyfera.
Posługiwał się nieznanym dziewczynie językiem, słowa brzmiały
ostro i jednocześnie zawile, lecz poczuła nagle pewność, że po
trafi z nich korzystać równie sprawnie jak on.
- Uwolnij mnie! - wykrzyknęła w tej dziwnej, obcej mowie.
Wszystko dokoła zamarło. Chłopak popatrzył na nią w najwyż
szym zdumieniu. Rozluznił chwyt i cofnął się, przyglądając się
jej niepewnie, jakby nie do końca rozumiał, dlaczego właściwie
ją wypuścił.
Było już jednak zbyt pózno - straciła zbyt wiele tlenu, pokój
pociemniał - i Bliss poczuła, że wycieka z niej życie.
ROZDZIAA 15
awson odjechał spod sklepu rzeznika. Poprowadził
L
samochód przez zatłoczone ulice miasta i dalej, ku
starym żwirowym drogom. Głuchy hurgot kół na kamykach oka
zał się kojącym dzwiękiem, przypominał nieco cichy, miarowy
pomruk morskich fal. Gdyby nie zachował czujności, ten szum
z pewnością ukołysałby go do snu. Wciąż nieprzytomna dziew
czyna jechała na tylnym siedzeniu. Malcolm stwierdził, że nic
się jej nie stało, znalazł puls i zapewnił, że niebawem się ocknie.
Najmłodszy członek watahy siedział obok i obserwował Bliss. Jej
nazwisko poznali dzięki znalezionemu w torebce dowodowi oso
bistemu.
Pułapka zadziałała. Malcolm się przeobraził, jako że jego wil
cza postać najbardziej przypominała Lawsona, i zwabił dziewczynę
do sklepu, gdzie w zasadzce czekał Lawson. Edona i Rafe wysłał
wcześniej, by ochraniali Arthura na wypadek, gdyby ofiara przyby
ła w towarzystwie sfory ogarów. Teraz jednak chłopak miał nadzie-
ję, że nie uszkodził jej zanadto. Wcześniej zamierzał ją zabić, lecz
kiedy przemówiła w starożytnym języku wilków, gdy posłużyła się
mową utraconą z powodu klątwy Lucyfera, zrozumiał, że nie ma
do czynienia z wrogiem. Odzywanie się w hroll stanowiło w Piekle
występek karany śmiercią. Dlatego mogło to oznaczać - chociaż
tylko mogło - że Bliss Llewellyn jest ich sprzymierzeńcem.
Myśli chłopaka gnały jedna przez drugą. Skoro nie była tro-
picielką, szpiegiem Romulusa, czego od nich chciała? Z jakiego
powodu ich poszukiwała? Dlaczego oculus mu ją ukazał? W gło
wie Lawsona z wolna zaczęło świtać rozwiązanie - poprosił o wi
zję Tali, lecz zamiast niej zobaczył właśnie Bliss. Obie dziewczyny
musiały być ze sobą powiązane. Tylko w jaki sposób? Czyżby Bliss
mogła go zaprowadzić do Tali? Oculus na pewno nie podsunął
mu jej bez powodu.
Przyglądanie się Bliss nie pomagało, miał wtedy wrażenie,
jakby jego wnętrzności zmieniały się w galaretę. Oculus nie od
zwierciedlił prawdziwej skali jej piękna i teraz, kiedy Lawson
nie myślał już o niej jak o przeciwniku, był zupełnie zaskoczony
reakcją, jaką wywoływała w nim obecność dziewczyny, nawet
jeszcze w sklepie, kiedy próbował ją zgładzić. Reakcję natych
miastową, prawie bolesną. Otrząsnął się; musiał to uczucie zi
gnorować. Przecież już nie jest takim wilkiem...
- Odzyskała przytomność - zawołał z tyłu Malcolm.
- Dokąd mnie wieziecie? Kim jesteście? Co zrobiliście z ciot
ką Jane? Co tu się, do diabła, dzieje? - zasypała ich pytaniami.
- Lawson powiedział, że umiesz mówić językiem hroll. To zna
czy, że nie chcesz nas skrzywdzić. Przykro mu z powodu tego, co się
stało u rzeznika. Przy okazji, na imię mi Malcolm - przedstawił się
chłopiec uprzejmym tonem. - A to właśnie mój brat Lawson.
- Bardzo mi miło - odparła Bliss sarkastycznie. - A teraz
powiedz mi wreszcie, dokÄ…d mnie zabieracie?
Lawson spojrzał w lusterko i pochwycił spojrzenie dziewczyny.
- Chciałbym, ale najpierw muszę się dowiedzieć, kim je
steś. Bez tego nie wiem, jak powinienem cię traktować. Przed
tem myślałem, że jesteś tropicielką, ale potrafisz mówić w na
szym języku. Skoro jednak nie jesteś szpiegiem, to kim? No, ale
i tak za dużo już powiedziałem. Zacznijmy od najważniejszego,
co wiesz o Tali? Gdzie ona jest?
Bliss ściągnęła brwi.
- Tala? Nie wiem, kto to taki, nigdy tego imienia nie słysza
łam. Już wam mówiłam, szukam ciotki Jane.
Lawson spochmurniał. Od początku przeczuwał, że nie pój
dzie tak łatwo, jak by sobie życzył, lecz możliwość, iż Bliss do
prowadzi go do Tali, wciąż istniała, nawet jeżeli dziewczyna nie
zdawała sobie z tego sprawy. Musiał tylko znalezć odpowiednie
podejście. Odchrząknął.
- Zatem kolejne pytanie. Kim jesteś? Nie jesteś zwykłą śmier-
telniczkÄ….
- Raczej nie. Przede wszystkim dlatego, że dawniej byłam
wampirem - syknęła.
Takiej odpowiedzi absolutnie się nie spodziewał. Malcom
cicho zaskomlał.
- Spokojnie, Mac - rzucił Lawson, oglądając się na Bliss. -
Jesteś jedną z Upadłych.
Nie był zadowolony. Upadli nie byli przyjaciółmi wilków. Po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]