[ Pobierz całość w formacie PDF ]
62
Ledwie człowiek przyłoży usta do kieliszka, już jest próżny. Oto nasza historia. Nie
można być i nie być. Talary nie mogą toczyć się i siedzieć w worku, inaczej życie byłoby za
piękne.
Był jowialny i łaskawy. Kiedy Nanon przyszła ze swoim kołowrotkiem, rzekł:
Musisz być zmęczona. Zostaw te konopie.
A ba, nudziłabym się rzekła służąca.
Biedna Nanon! Chcesz nalewki?
Niby co do nalewki, nie odmawiam. Pani robi o wiele lepszą niż aptekarz. To, co w apte-
ce sprzedają, to istne ziółka.
Za wiele dają cukru, nie ma smaku rzekł stary.
Nazajutrz rodzina zgromadzona o ósmej rano na śniadaniu przedstawiała obraz szczerej
zażyłości. Nieszczęście szybko zbliżyło panią Grandet, Eugenię i Karola; sama Nanon sym-
patyzowała z nimi bezwiednie. We czworo tworzyli niby jedną rodzinę. Co do starego winia-
rza, ten, zaspokoiwszy swoją chciwość i mając pewność, że wyprawi niebawem lalusia nie
płacąc mu nic poza drogą do Nantes, stał się prawie obojętnym na jego obecność w domu.
Zostawił dzieciom jak nazywał Karola i Eugenię swobodę pod okiem pani Grandet, do
której miał zupełne zaufanie we wszystkich sprawach religii i moralności. Wytyczenie łąk i
rowów biegnących wzdłuż drogi, sadzenie topoli nad Loarą, prace zimowe w winnicy i we
Froidfond zajęły go całkowicie.
Odtąd zaczęła się dla Eugenii wiosna miłości. Od owej sceny nocnej, w której oddała ku-
zynowi swój skarb, serce jej poszło za skarbem. Złączeni wspólną tajemnicą, patrzyli na sie-
bie porozumiewawczo; wspólna myśl pogłębiała ich uczucia, stwarzała jakąś bliskość, pouf-
ność, stawiając ich oboje, aby tak rzec, poza codziennym życiem. Czyż pokrewieństwo nie
usprawiedliwiało niejakiej słodyczy głosu, czułości spojrzenia? Toteż Eugenia starała się
uśpić cierpienia kuzyna dziecinnymi uciechami rodzącej się miłości. Czyż nie widzimy
wdzięcznych podobieństw między początkiem miłości a początkiem życia? Czyż nie kołysze
się dzieci słodkim śpiewem i pieszczotliwym spojrzeniem? Czyż nie opowiada się im cudow-
nych bajek, które złocą przyszłość? Czyż nadzieja nie rozpościera wciąż dziecku swych pro-
miennych skrzydeł? Czy nie wylewa ono na przemian łez radości i bólu? Czyż nie sprzecza
się ono czasami o nic, o kamyki, z których sili się zbudować nietrwały pałac, o kwiaty zaled-
wie zerwane, a już porzucone? Czyż nie chwyta chciwie czasu, nie śpieszy się do życia? Mi-
łość jest naszą drugą przemianą.
Dziecięctwo i miłość były tym samym dla Eugenii i Karola; to była pierwsza namiętność
ze wszystkimi jej dzieciństwami, tym pieszczotliwszymi dla ich serc, że były spowite melan-
cholią. Trzepocząc się przy urodzeniu w krepach żałoby, miłość ta harmonizowała przez to
tym bardziej z prowincjonalnÄ… prostotÄ… tego zrujnowanego domu.
Wymieniając kilka słów z kuzynką przy studni, w tym niemym dziedzińcu, siedząc w tym
ogrodzie na omszałej ławce aż do zachodu słońca, rozmawiając o błahostkach albo zatapiając
się w ciszy panującej między wałem a domem, niby pod sklepieniem kościoła, Karol zrozu-
miał świętość miłości, bo jego wielka dama, jego droga Aneta, dała mu poznać jedynie jej
zamęt i burze. Porzucał w tej chwili miłość paryską, zalotną, próżną, błyskotliwą, dla miłości
czystej i szczerej. Kochał już ten dom, którego obyczaje nie zdawały mu się już tak śmieszne.
Schodził zaraz rano, aby móc pomówić z Eugenią parę chwil, zanim Grandet zejdzie wyda-
wać prowianty; kiedy zaś krok starego rozbrzmiewał na schodach, Karol uciekał do ogrodu.
Niewinna zbrodniczość tej porannej schadzki, nie znanej nawet matce Eugenii (Nanon uda-
wała, że nic nie widzi), dawała tej miłości, najniewinniejszej w świecie, żywość zakazanych
rozkoszy. A kiedy po śniadaniu stary Grandet wychodził, aby obejrzeć swoje posiadłości i ro-
boty, Karol zostawał między matką a córką, znajdując nieznane rozkosze w tym, aby im
trzymać włóczkę, patrzeć, jak pracują, słuchać, jak gawędzą.
63
Prostota życia niemal klasztornego, która odsłoniła mu piękno tych dusz nie znających
świata, wzruszyła go żywo. Nie przypuszczał, aby były możliwe we Francji takie obyczaje;
przypuszczał ich istnienie jedynie w Niemczech, a i to chyba w legendzie, w romansach Au-
gusta La Fontaine57. Niebawem Eugenia stała się dlań wcieleniem Gretchen58 Goethego, ale
bez grzechu.
Słowem, z każdym dniem spojrzenia jego, słowa czarowały biedną dziewczynę, która
poddała się rozkosznie prądowi miłości; chwyciła swoje szczęście, jak pływak chwyta gałąz
wierzbiny, aby się wydobyć z rzeki i odpocząć na brzegu. Zgryzoty bliskiej rozłąki czyż nie
chmurzyły już najradośniejszych godzin owych uciekających dni?
Co dnia jakieś drobne wydarzenie przypominało im bliskie rozstanie. I tak w trzy dni po
wyjezdzie pana des Grassins Grandet zaprowadził Karola do sądu pierwszej instancji, z całą
uroczystością, jaką ludzie na prowincji wiążą z takimi aktami, iżby podpisał zrzeczenie się
spadku po ojcu. Straszliwe zrzeczenie! Rodzaj domowej apostazji. Poszedł do rejenta Cru-
chot, aby wystawić dwa pełnomocnictwa: jedno dla pana des Grassins, drugie dla przyjaciela,
którego upoważnił do sprzedaży ruchomości. Następnie trzeba było dopełnić formalności, aby
uzyskać paszport zagraniczny. Wreszcie, kiedy przyszedł skromny strój żałobny, jaki Karol
zamówił w Paryżu, kazał sprowadzić krawca z Saumur i sprzedał mu swoją zbyteczną garde-
robę. Ten akt szczególnie podobał się staremu Grandet.
No, teraz wyglądasz jak człowiek, który ma jechać za morze i robić majątek rzekł wi-
dzÄ…c surdut z grubego czarnego sukna. Dobrze, bardzo dobrze.
Niech mi stryj wierzy odparł Karol że potrafię zastosować się do położenia.
Co to jest? rzekł stary, którego oczy zapaliły się na widok garści złota, które mu poka-
zał Karol.
Proszę stryja, zgromadziłem swoje guziki, spinki, pierścionki, wszystkie drobiazgi, które
mogą mieć jakąś wartość, ale nie znając nikogo w Saumur, chciałbym stryja prosić...
Abym to odkupił? przerwał Grandet.
Nie stryju, ale abyś mi wskazał uczciwego człowieka...
Daj mi to, chłopcze, pójdę oszacować na górę i wrócę powiedzieć ci, co to warte, co do
centyma. Złoto jubilerskie rzekł oglądając długi łańcuszek osiemnaście do dziewiętnastu
karatów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]