[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie spodziewałam się, że masz w domu herbatę. Dzię-
kujÄ™.
- Kupiłem ją wczoraj. Wydawało mi się, że pasuje do
tych wszystkich warzyw, o które poprosiłaś. Odnoszę wra-
żenie, że zawsze się gdzieś spieszysz. Nie medytujesz zbyt
długo - dodał z uśmiechem.
- Zwykle trwa to pół godziny, ale dziś jakoś nie byłam
w stanie wydobyć się z niewoli mojego małpiego umysłu,
więc uznałam, że lepiej zrobić coś pożytecznego - wyjaś-
niła, próbując herbaty. Wcale nie była taka zła.
- Twojego małpiego umysłu - powiedział to tonem
oznajmującym, nie pytającym, jakby nie był pewien, czy
chce słuchać wyjaśnień.
S
R
- Jego racjonalnej, myślącej części.
- W przeciwieństwie do tej głupiej?
Zachichotała.
- W przeciwieństwie do tej niemyślącej, którą można
też nazwać podświadomością. Części niewerbalnej, w której
rodzÄ… siÄ™ sny i przeczucia.
- Szczerze mówiąc, gdy nie śpię, wolę racjonalną część.
- Nie mam co do tego wątpliwości. - Rozbawiona, wy-
piła następny łyk. - Ta herbata jest naprawdę dobra. W każ-
dym razie podczas medytacji myślałam, jak bardzo to wszy-
stko jest tymczasowe. Chodzi mi o pobyt tutaj. Przecież nie
mogę bez przerwy się ukrywać.
Flynn przyniósł również swój kubek z kawą. Starała się
powstrzymać od westchnienia zazdrości, gdy podniósł go
do ust.
- To prawda. Mam kilka pomysłów, ale wymagają one
jeszcze dopracowania. Nie miałem dość czasu.
- Jakich pomysłów?
- Nie rozmawiam o swoich planach, póki nie upewnię
się, że są wykonalne.
- Jestem twojÄ… klientkÄ….
- Rzeczywiście. I gdy tylko będę miał ci coś konkret-
nego do powiedzenia, powiem. Póki co, nic ci do tego.
Jak kiedykolwiek mógł jej się podobać ten jaskiniowiec?
- Wiesz co? Ja też mam pomysł. Jest jeszcze dość su-
rowy, ale może mógłbyś mi pomóc go rozwinąć. Jeżeli Ste-
ven mnie zaatakuje lub będzie chciał zastraszyć, to jest to
wbrew prawu, prawda?
- Oczywiście. - Postawił swój kubek na stoliku, przy
którym jedli wczoraj kolację, i oparł się o niego biodrem.
S
R
- Ale nic mu nie grozi, póki rzeczywiście nie popełni ja-
kiegoś przestępstwa.
- Właśnie. Więc musimy zadbać, by go złapano, kiedy
będzie łamał prawo.
Flynn uniósł brwi ze zdziwienia.
- Myślałem o tym samym.
- Naprawdę? - Przystanęła przy stosie drewna. - Więc
zgadzasz się? Jedyny sposób na pozbycie się Stevena to
złapanie go na gorącym uczynku. Musimy pozwolić mu do-
wiedzieć się, gdzie jestem. Potem zastawimy pułapkę i już!
- Emma klasnęła w dłonie. - Mamy go!
- Boże broń! - Wyprostował się i odstawił kubek. - Le-
piej wróć do medytacji, bo racjonalne myślenie nie idzie
ci najlepiej. Skąd wzięłaś ten pomysł? Z jakiegoś głupiego
filmu o gangsterach?
- Nie oglądam telewizji. No, może czasami kanał Di-
scovery, ale...
- Więc zostań przy Discovery. Przecież niedługo zosta-
niesz matką. Nie wolno ci tak ryzykować.
- Myślałam o okresie po urodzeniu dziecka - wyjaśniła
cierpliwie. - Wydawało mi się, że o tym wspomniałam. Na-
turalnie, w tej chwili nie mogę się narażać. Pózniej też trud-
no mi będzie rozstać się z nim, żeby zastawić pułapkę, ale
zrobię, co będzie konieczne.
- Zapomnij o tym. Nie będziesz się narażać!
- Przecież ryzyko nie powinno być duże, jeżeli wszystko
dobrze obmyślimy.
- Myślisz, że możliwość pozostawienia dziecka bez ro-
dziców jest czymś mało ważnym?
Abigail - lub Jerry - właśnie się przeciągnęła. Mała
S
R
główka ucisnęła przeponę Emmy. Poczuła głęboką falę mi-
łości. Zrobi wszystko, absolutnie wszystko, dla zapewnienia
bezpieczeństwa swojemu dziecku.
- Teraz ryzykuję o wiele więcej. Każdego dnia, kiedy
Steven przebywa na wolności, ryzykuję. On nie chce mnie
zabić. Pragnie mnie zatrzymać dla siebie... ale bez dziecka.
Kiedy... ostatni raz go widziałam, on... - wspomnienia była
pełne strachu i bólu.
- Nic nie mów - szepnął Flynn. - Nie musisz o tym
mówić.
- Chciałeś wiedzieć, co w nim widziałam. On był dla
mnie dobry. Miły, romantyczny... i zaborczy. Może powin-
nam była zwrócić na to większą uwagę? - pokręciła głową,
zamyślona. - Chciał mieć mnie dla siebie. Na zawsze. Nikt
nigdy... Och, wiedziałam, że ma kłopoty, ale kto ich nie
ma? On mnie potrzebował. Nie wiedziałam, w co się wpa-
kował. Naprawdę nie wiedziałam.
Pogłaskał ją po ramionach.
- Oczywiście, że nie wiedziałaś.
- Ale powinnam się domyślić. Jednak Steven nigdy nie
używał wobec mnie przemocy, dopóki nie powiedziałam
mu, że jestem w ciąży. A wtedy... wtedy tylko się uśmie-
chnął, jak zawsze. I powiedział, żebym pozbyła się dziecka
- na nowo przeżywała tamten moment. I jego słodki
uśmiech. - Kiedy odmówiłam... kiedy zdałam sobie spra-
wę... - zamknęła oczy i dokończyła szeptem - sam spró-
bował je zabić. Chciał mnie zbić tak, żebym poroniła. Nie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]