[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokrewieństwo. Kansas była niczym koliber: szalona, lekkomyślna,
odważna. Hałaśliwa i barwna, ale zarazem bardzo delikatna. I
nieprzewidywalna, bo ta piekielna kobieta nigdy nie postępowała według
zasad, które byłby w stanie zrozumieć. Nigdy nie kierowała się rozsądkiem
ani względami bezpieczeństwa.
- %7ładne inne ptaki - dodał po chwili - nie nadstawiają tak chętnie
karku i jestem przekonany, że robią to z czystej przyjemności.
- Hm.
Nie rozumiał, dlaczego nagle zaczęła przyglądać się jemu, a nie
kolibrom, ale w jej łagodnych niebieskich oczach pojawiło się nagle coś,
co wzbudziło jego niepokój. Odwróciła się raptownie i sięgnęła po swoją
torbÄ™.
- Lepiej już pójdę. Przepraszam, zasiedziałam się, a miałam ci zająć
tylko kilka minut.
- Nie ma sprawy. I tak chciałem zrobić sobie przerwę. Będę zajęty
jeszcze przez kilka godzin... Nie mogę zostawić moich pacjentów. Pomaga
- 77 -
RS
mi pewien starszy pan, który ma na imię Hank. Zajmuje się zwierzętami,
kiedy nie ma mnie w domu, ale dzisiaj będzie dopiero o trzeciej. Jeśli
możesz poczekać, zawiozę cię do sklepu, w którym pracował Case.
- Byłabym wdzięczna, ale nie chciałabym sprawiać ci kłopotu.
Odprowadził ją do drzwi z uczuciem narastającej pustki w głowie.
- Kansas... - zawahał się. - Bądz tak dobra i nie wyszukuj w książce
telefonicznej następnych uzdrowicielek. A przynajmniej uprzedzaj mnie o
każdym swoim nowym pomyśle. Nie ma dowodu na to, że Case jest w
niebezpieczeństwie, ale nigdy nie wiadomo, w co się możesz wpakować,
jeśli będziesz działać na własną rękę. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.
- Pax, naprawdę nie musisz się o mnie martwić. - Wyjęła z torby
kluczyki od samochodu. - Na pewno sobie poradzę. Ale dzięki!
Ni stąd, ni zowąd, zupełnie niespodziewanie, wspięła się na palce i
pocałowała go. Nie dotykał jej od kilku dni. Nawet niewinne,
przypadkowe muśnięcia w Tombstone uświadomiły mu, że powinien być
ostrożny, niezwykle ostrożny, by nie obudzić drzemiącej w nim bestii.
Ale czuł się tak, jakby jego wargi zapamiętały smak niewiarygodnie
aksamitnych ust Kansas, jakby jej pocałunek wypalił bolesne piętno w jego
mózgu. Do głosu doszły uczucia. Nie tyle pożądanie, co byłoby zrozumiałe
i wybaczalne, ale uczucie osamotnienia i przejmującej tęsknoty. Pragnienie
bliskości.
Chciał się z nią kochać.
Ta myśl wsączyła się w jego umysł jak plama z atramentu w białe
płótno i w żaden sposób nie mógł się jej pozbyć. Kansas pragnęła go.
Powiedziała mu to śmiałym, kuszącym pocałunkiem, który nie był tylko
objawem zdawkowej uprzejmości. I mówiło to jej serce, które teraz biło
mocniej niż skrzydła wzbijającego się do lotu ptaka.
- 78 -
RS
Oczywiście potrafił nad sobą zapanować. Nie miał zwyczaju
wykorzystywać słabych kobiet. To była tylko jej genialna gra. Czary.
Niedorzeczna, niepojęta magia. Omal nie uwierzył, że naprawdę jej na nim
zależy, że naprawdę go rozumie, zna jego ukryte pragnienia, do których
nikt inny nie miał dostępu. Była taka czuła. Taka otwarta. Nie znał innej
równie szalonej kobiety... równie niebezpiecznej.
Kansas przerwała nagle pocałunek i uniosła głowę. Miała
zmierzwione włosy, czerwone, opuchnięte wargi i rozpiętą od góry
sukienkę... Cholera, czyżby to było jego dzieło?
Wyciągnął ręce, żeby pozapinać guziki i doprowadzić do porządku
garderobę Kansas, ale ona dotknęła jego policzka i uśmiechnęła się.
- Chyba będę musiała pana jakoś ośmielić. Doktorze Moore, kiedy
wreszcie zaciągnie mnie pan do łóżka? - wyszeptała.
Dziesięć palców. I wszystkie stały się nieporadne jak kciuki. Nawet
gdyby od tego zależało jego życie, Pax nie był pewien, czy poradziłby
sobie z tymi guzikami.
Nawet nie czekała na odpowiedz.
- Myślę, że i tak do tego dojdzie. Wcześniej czy pózniej. Raczej
wcześniej. Ale nie dzisiaj, prawda? Do zobaczenia po południu - pożegnała
się z nim swobodnie, z uśmiechem i pomachała mu ręką.
Patrzył, jak odjeżdża, przekonując się w duchu, że wcale jej nie
pragnie. Nie może jej pragnąć. Była tylko obcą, przypadkowo poznaną
kobietą, nie z jego świata, ulotną jak wiatr. Niewiarygodne, że tak szybko
mógł się do niej zbliżyć. Niepojęte, że w ogóle o tym pomyślał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]