[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozmawiałam, ale jestem przekonana, że znam ten głos... Muszę... - Przerwał jej
dzwonek do furtki. Obie popatrzyły na siebie z niepokojem.
- Nie wychodz... - Aneta złapała ją za ramię. Marta podała jej dziecko, a sama
przysunęła oko
do wizjera w drzwiach. Natychmiast cofnęła gwałtownie głowę i przycisnęła rękę do
serca.
336
337
- To niemożliwe! - szepnęła.
- Co się dzieje? No, mów! - domagała się odpowiedzi Aneta.
- Co jest, do cholery! Nie możecie otworzyć?! - Dorota wypadła wściekła ze swojego
pokoju, trzaskając drzwiami. - Chcę spać!
Marta bez słowa otworzyła drzwi i tak jak stała, w koszuli nocnej wyszła z domu.
Powoli ruszyła do furtki, za którą stał krótko ostrzyżony blondyn.
- Nareszcie! - rzucił. - Myślisz, że tak po prostu się mnie pozbędziesz? Nic z tego!
- Co tu robisz? - wyjąkała zbielałymi wargami.
- Czekam na wsparcie. Chyba nie chcesz stracić swojego nudnego życia? Męża,
dziecka, przyjaciół?
-To byłeś ty... Cały czas ty...
- Tak, ja, i gdybym rozgrywał to sam, pewnie już dawno bym miał kasę. Niestety, od
czego ma się kumpli partaczy? Ale już niedługo. - Uśmiechnął się, lecz Marta nie
miała wątpliwości, że za rym uśmiechem nie kryje się nic dobrego. Zimne spojrzenie
niebieskich oczu spowodowało, że dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie.
- Niczego ode mnie nic dostaniesz - powiedziała jednak -P' >k|ilic. biorąc .się w
garść. - Nic mam i tobą nic wspólnego. Trzymaj się od nas z daleka albo zawiadomię
policjÄ™.
- Ty suko! - wrzasnął, rzucając się do przodu z zaciśniętymi pięściami.
Przestraszona tym nagłym atakiem furii Marta cofnęła się gwałtownie. To
rozwścieczyło napastnika jeszcze bardziej. Naparł całym ciałem na furtkę, aż
zadygotała i otworzyła się od siły uderzenia. Marta usłyszała za sobą przestraszone
krzyki. Zaczęła cofać się w stronę domu, ale Marian zdołał chwycić ją za nadgarstek.
Szarpnęła ręką.
usiłując się wyrwać, gdy nagle uścisk zelżał, a mężczyzna zatoczył się do tyłu.
- Puść moją żonę! - Damian mocno chwycił mężczyznę szarpiącego Martę i
odepchnÄ…Å‚.
Nie czekając, aż napastnik się pozbiera, z całej siły uderzył go w twarz. Rozległ się
chrzęst pogruchotanej kości i tamten runął na chodnik, przyciskając ręce do nosa.
Spomiędzy palców spływała krew.
- Kur.... - zaklÄ…Å‚, krztuszÄ…c siÄ™.
-Już zadzwoniłam po policję! - Biegła ku nim Dorota z pistoletem w ręku.
Marta przytuliła się do męża.
- Skąd się tu wziąłeś? - spytała zaskoczona.
- Nie powiedziałaś jej, że przyjeżdżam? - spytał siostrę. - Przestań rym wymachiwać!
- krzyknął na Dorotę i zwrócił się do żony: - Co tu się dzieje? Kto to jest?
- Zapłacisz za to, facet! - Marian podniósł się chwiejnie na nogi. - Myślisz, że nic
wiem, co tu się dzieje? Matka wszystko mi opowiedziała na widzeniu. Co zrobiłaś z
trupami, co?
- Jakimi trupami? - Gniew zastąpiło zdziwienie. - O czym on mówi?
- Matka powiedziała, że załatwiła dwóch facetów, a ciała zostawiła i uciekła. Gdzieś
ich ukryłaś, suko, ale nic z tego. Jak zawiadomię policję, to bekniesz za współudział.
PÅ‚acicie albo siedzicie!
- Nie znam pańskiej matki! Wynoś się pan stąd...
- To nasza matka - odezwała się cicho Marta, przytrzymując Damiana za rękę. -
Janina %7Å‚ywek. To moja matka i jego.
-Co...? - Zaskoczona Dorota opuściła broń. - To rwój brat?
338
339
- Przyrodni. Mieliśmy tę samą matkę, a ojców różnych. Dziwnym trafem wdał się w
mojego, nie w swojego
- dodała, nic mogąc darować sobie sarkazmu. - Nazywa się Marian Kasperski i
siedział za narkotyki. Nie znam szczegółów. Jest starszy ode mnie o pięć lat. Mój
ojciec ożenił się z jego matką, ale nigdy go oficjalnie nie uznał, dlatego nosimy inne
nazwiska - wyjaśniała szczegółowo, jakby to było ważne, ale czuła, że musi mówić,
zanim Marian powie jeszcze coÅ› przeciw niej.
- Nie obchodzi mnie, kim pan jest. - Damian popatrzył z odrazą na napastnika. - Moja
żona i ja nie chcemy mieć z panem nic wspólnego. Nic po tym, co pan zrobił.
- wepchnął Martę i siostrę do ogrodu i zatrzasnął za sobą furtkę. - Radzę stąd odejść,
zanim przyjedzie policja i oskarżę pana o napaść.
- Niech przyjeżdżają - odparł Marian, śmiejąc się szyderczo. - Siostrunia pokaże im
miejsce, gdzie schowała trupy.
-Jakie trupy?
- Matka powiedziała mu, że zabiła dwóch facetów a ja ukryłam zwłoki... -
wykrztusiła z trudem Marta.
- Przecież to była wariatka! Nic ma żadnych trupów! Jeśli chodzi o ścisłość, to Janina
Zywek dopuściła się napaści, i to dwukrotnie, ale na mnie! jak pan widzi, stoję tutaj
cały i zdrowy, mimo że dwa razy chciała mnie zabić! Te zwłoki to jej urojenia! -
Damian, nie oglądając się na Mariana, pociągnął Martę za łokieć i poprowadził do
domu. - Przestań biegać z bronią i to przy dziecku!
- powiedział groznie do Doroty, idącej za nimi. Zaczekał, aż obie wejdą do środka, i
zatrzasnÄ…Å‚ drzwi.
- Nic ci nie jest? - zwrócił się czule do żony, odgarniając jej włosy z twarzy.
340
Marta zamiast odpowiedzieć, wybuchnęla spazmatycznym płaczem; cała się trzęsła.
- No już, już... Spokojnie. - Damian przytulił ją mocno i delikatnie kołysał w
ramionach. - Nic się nie stało, wszystko będzie dobrze.
Dorota i Aneta wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia i zniknęły w
kuchni.
Osłupiały Marian stał na chodniku i patrzył za nimi. Nic mógł uwierzyć w to, co się
stało. Już podczas tamtego widzenia zorientował się, że z matką coś jest nie tak. Nie
spodziewał się jednak, że mówiła nieprawdę. Opowiadała tak przekonująco, była tak
przestraszona tym, co zrobiła, że... Kopnął furtkę i odszedł. Nie ma tu czego szukać.
Przynajmniej na razie. Musi poważnie się zastanowić. Facet mógł kłamać, ale na to
nie wyglądało. Marian nabrał powietrza ustami; w złamanym nosie czuł tępy
pulsujący ból. Musi coś wymyślić. Nie chcieli po dobroci, to pogra z nimi inaczej.
Facet ma sklep jubilerski. Coś się wymyśli. Wystarczy tylko skrzyknąć paru
chłopaków. Feli się nie nadaje. No właśnie, Feliks, pomyślał, wbiegając po schodach.
Trzeba coś zrobić z Feliksem... Do lasu i kula w łeb - zdecydował, otwierając drzwi
do mieszkania.
Jarosz ze zwieszoną głową i przygarbionymi ramionami siedział na krześle pośrodku
pokoju. Słysząc otwierające się drzwi, wyprostował się ostrożnie. Jedno oko miał tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]