[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aleks, oblizujÄ…c siÄ™ ze smakiem. - Nie rozumiem, po co.
- %7łeby miał z kim spać - poinformowała go Jenny. Nathaniel i Megan zakrztusili się z
wrażenia.
- Czasem dorośli bywają w nocy samotni - kontynuowała dziewczynka - i lubią, jak
ktoś obok nich leży. Mamusia, na przykład, zawsze śpi z tatusiem, ja ze swoim misiem, a...
- No dobrze, przerwa. - Nathaniel z trudem zdławił śmiech. - Może byście poszli z
Psem na spacer?
Propozycja została przyjęta jednogłośnie. Okrzyki radości towarzyszyły tupotowi nóg.
- Mała ma rację. - Nathaniel przyłożył zimną szklankę do spoconego czoła. - Czasem
czujÄ™ siÄ™ w nocy potwornie samotny.
- Myślę, że Jenny chętnie pożyczy ci swojego pluszowego misia. - Megan odeszła
kilka kroków i rozejrzała się wkoło. - Bardzo tu ładnie. Tak swojsko - dodała.
- A co? Spodziewałaś się bocianiego gniazda, do którego wchodzi się po trapie?
Uśmiechnęła się.
- Zgadłeś. Słuchaj... chcę ci podziękować, że zająłeś się Kevinem.
- I Aleksem, i Jenny. Oni są nierozłączni jak trzej muszkieterzy.
Zza domu doleciały piski i śmiech.
- Istotnie - przyznała Megan.
- Zresztą to żaden kłopot. Lubię ich towarzystwo. - Nate przysiadł na surowych
deskach. - Chłopak ma twoje oczy.
Uśmiech znikł z jej twarzy.
- Nieprawda. Jego są piwne. - Jak oczy Baxtera Dumonta, przemknęło jej przez myśl.
- Chodzi mi o ich wyraz, a nie kolor - wyjaśnił Nate. - Co on wie o swoim ojcu?
Posłała mu gniewne spojrzenie.
- Nie przyjechałam tu, żeby rozmawiać z tobą o moich sprawach.
- Nie?
- Nie. Przyjechałam po dzieci. I żeby omówić z tobą twoje finanse.
Rzucił okiem na teczkę, którą zostawiła na tarasie, kiedy weszła do kuchni po
lemoniadÄ™.
- Przy wiozłaś papiery?
- Tak. - Podniosła teczkę i po chwili wahania usiadła na deskach. - Skończyłam
pierwszy kwartał. Styczeń, luty, marzec. W tym okresie wydatki przewyższały wpływy. W
lutym powinna była wpłynąć spora suma pieniędzy. Tysiąc dwieście trzydzieści dwa dolary i
trzydzieści sześć centów. - Zerknęła do wydruku z komputera. - Od niejakiego pana Jacquesa
LaRue.
- LaRue miał ciężki rok. - Nathaniel dolał sobie lemoniady. - Uznaliśmy z Holtem, że
damy mu trochÄ™ czasu.
- To wasza sprawa. Ale zazwyczaj jest tak, że po miesiącu zaczyna się liczyć odsetki
za zwłokę.
- My tu na wyspie nie stosujemy tak drastycznych metod.
- W porządku. - Poprawiła zsuwające się okulary. - Jak widzisz, wszystko
uporządkowałam. Podzieliłam na kategorie. Tu są wydatki, czyli czynsz, świadczenia,
artykuły biurowe, reklama i tak dalej. Następnie pensje, zaliczki na podatek.
- Nowe perfumy. Podniosła głowę.
- SÅ‚ucham?
- Masz nowe perfumy. Z nutą jaśminu.
- Tak, dostałam od Coco.
- Aadnie pachną. - Przysunął się bliżej. Megan przewróciła stronę.
- Tu zaś są wpływy - ciągnęła. - Podsumowałam sprzedaż biletów za rejsy. Aha,
zauważyłam, że gościom zatrzymującym się w Wieżach oferujecie zniżki.
- To taki przyjacielski układ. Chyba korzystny.
- Bardzo korzystny. Mniej więcej osiemdziesiąt procent gości hotelowych decyduje
się na wycieczkę. Czy... czy musisz siedzieć tak blisko?
- MuszÄ™. Zjemy dziÅ› razem kolacjÄ™, Meg?
- Nie.
- Boisz się być ze mną sam na sam?
- Tak. Wracając do finansów, w marcu wasze przychody wyraznie się zwiększyły...
- Zabierz z sobÄ… Kevina.
- SÅ‚ucham?
- Bełkoczę czy co? - Uśmiechając się, zdjął jej z nosa okulary. - Powiedziałem: wez z
sobą Kevina. Pojedziemy do takiej miłej knajpki za miastem. Nie pożałujesz. Mają tam
pyszne paszteciki z homarem. Może kuchnia Coco jest lepsza, ale...
- Sama nie wiem.
- Czego się boisz? - spytał. Westchnęła.
- Zgoda. Kevin będzie zachwycony.
- Zwietnie. - Zwróciwszy jej okulary, Nate wstał i podniósł następną deskę. - Czyli
jedziemy.
- DziÅ›?
- Pewnie. A na co mamy czekać? Zadzwoń do Suzanny i uprzedz ją, że po drodze
podrzucimy Aleksa i Jenny do domu.
- No dobrze. - Patrząc na plecy Nate'a, Megan poczuła dreszczyk podniecenia. Na
szczęście, pomyślała, do niczego nie dojdzie; Kevin wystąpi w roli przyzwoitki. - Nigdy
jeszcze nie jadłam pasztecików z homarem.
- A więc czeka cię wspaniała niespodzianka.
Miał rację; absolutnie nie żałowała. Podobała się jej kręta, malownicza droga oraz
urokliwe wioski, które wyglądały jak z prospektów reklamowych. Czerwona tarcza słońca
opadała ku zachodowi, a wiaterek niósł zapach ryb, potem kwiatów, a wreszcie morza.
Restauracja nie należała do ekskluzywnych, przeciwnie, mieściła się w szarym
drewnianym domku na palach, do którego wchodziło się po trzeszczącej kładce. Jako
dekoracje służyły porwane sieci i stare, powgniatane boje.
Porysowane stoły stały na porysowanej podłodze. Na środku każdego umieszczono
świecznik , czyli pomalowaną puszkę po tuńczyku ze świecą. Migoczące płomyki miały
wprowadzić romantyczny nastrój, lecz tego nie robiły - między innymi dlatego, że większość
świec była wypalona. Zestaw serwowanych dań widniał na tablicy wiszącej przy otwartych
drzwiach prowadzÄ…cych do kuchni.
- Mamy paszteciki z homarem, sałatkę z homarem i homara - tłumaczyła kelnerka
siedzącej przy jednym ze stolików czteroosobowej rodzinie. - Do picia może być piwo,
mleko, mrożona herbata i napoje gazowane. Są frytki i surówka, ale lodów nie można
zamówić, bo wysiadła chłodziarka. To co państwu podać?
Nagle spostrzegła Nate'a. Porzuciwszy rodzinę, podeszła do niego i na powitanie dała
mu kuksańca.
- Hej, kapitanie! Co słychać?
- Cześć, Julie. Dawno nie jadłem pasztecików z homarem.
- Przybywasz w odpowiednie miejsce. - Julie, chuda jak patyk, z szopą siwych włosów
na głowie, zmierzyła wzrokiem Megan. - A to kto?
- Megan O'Riley i jej syn Kevin - wyjaśnił. - Megan, przedstawiam ci panią Julie
Peterson, która przyrządza najlepsze homary na całej wyspie.
- Megan O'Riley? Nowa księgowa z Wież? - Kelnerka skinęła na powitanie głową. -
Siadajcie. Przyjdę do was, jak skończę z tamtymi. - Wróciła do grupy, którą przed chwilą tak
bezceremonialnie porzuciła. - To co, namyśliliście się? Czy zamierzacie dalej siedzieć i
podziwiać dekoracje?
- Jedzenie jest tu lepsze niż obsługa. - Mrugając porozumiewawczo do Kevina, Nate
ruszył w stronę stolika pod oknem. - Właśnie poznałeś jedną z najważniejszych osób na
wyspie. Rodzina pani Peterson od ponad stu lat Å‚owi i przyrzÄ…dza homary.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]