[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Matthew?
- O... dzień dobry, kochana.
184
- Matthew... Boisz się go?
Mięśnie twarzy Canfielda napięły się.
Wiedziała. Oczywiście, że wiedziała.
- Myślę, że nie będę się bał... kiedy go znajdziemy.
- Zawsze tak jest, prawda? Obawiamy się kogoś lub czegoś, czego nie znamy.
- Tak właśnie określiła to Elizabeth.
Usiadła otulając się kocem i oparła o wezgłowie. Było jej zimno.
- Powiedziała ci?
- W końcu tak. Nie chciała, ale nie zostawiłem jej wyboru...
Musiała.
Janet patrzyła przed siebie nie widzącym wzrokiem.
- Boję się - powiedziała cicho.
- Wiem... Ale nie musisz. On cię nie dotknie.
- Skąd ta pewność? - Zaczęły jej drżeć ręce. Nagle rzuciła się w poprzek łóżka. - O
Boże, Boże, Boże! - Ukryła głowę w poduszce.
Canfield w pierwszej chwili nie zareagował, ponieważ nie krzyczała ani nie podnosiła
głosu, on zaś był skupiony na notatkach.
W jej stłumionym wołaniu nie było desperacji, lecz cierpienie.
- Co się stało, Janet? - Zerwał się z krzesła i podbiegł do łóżka. - Janet...! Kochanie,
przestań. Proszę, przestań. - Wziął ją w ramiona i próbował uspokajać, jak potrafił.
Po twarzy Janet niepowstrzymanie płynęły łzy, ale nie szlochała.
Zaniepokoiły go jej oczy.
Mimo potoku łez były szeroko otwarte, jak w transie. Transie wywołanym
przerażeniem.Powtarzał w kółko jej imię.
- Janet. Janet. Janet. Janet...
Nie odpowiadała. Wydawało się, że coraz głębiej pogrąża się w obezwładniającym
strachu. Zaczęła jęczeć, z początku cicho, potem coraz głośniej.
- Janet! Przestań! Przestań! Kochanie, przestań!
Nie słyszała go.
Próbowała go odepchnąć, uwolnić się. Przytrzymał ją mocniej, choć bał się, że coś jej
zrobi.
Nagle uspokoiła się. Odrzuciła głowę do tyłu i powiedziała zduszonym głosem, jakiego
dotąd u niej nie słyszał:
- %7łebyś zdechł w piekle...! %7łebyś zdeeeeeechł! - przeciągnęła ostatnie słowo, aż
zamieniło się w krzyk.
Powoli, niechętnie rozłożyła nogi na pościeli.
Tym samym zduszonym, gardłowym głosem wyszeptała:
- Ty świnio! Zwinia! Zwinia! Zwinia!
Canfield obserwował ją z trwogą. Przybierała pozycję do stosunku płciowego, jakby
uzbrajała się przeciw ogarniającemu ją przerażeniu.
- Janet, na miłość boską... Przestań! Nikt cię nie dotknie!
Proszę cię, kochanie!
Dziewczyna zaśmiała się nieprzyjemnie, histerycznie.
185
- Jesteś kartą, Ulster! Cholernym waletem... waletem... Skrzyżowała nogi, kładąc jedną
na drugiej, i przykryła dłońmi piersi. - Zostaw mnie w spokoju, Ulster! Proszę cię, o Boże,
Ulster! Zostaw mnie w spokoju...! Dasz mi spokój? - Zwinęła się w kłębek i zaczęła szlochać.
Canfield przykrył ją kocem.
Przerażające, że tak znienacka, bez ostrzeżenia mogła zmienić się w dziwkę Scarletta.
Tak jednak było i musiał to zaakceptować.
Potrzebowała pomocy. Być może innej niż ta, którą on był jej w stanie zapewnić.
Pogłaskał ją delikatnie po głowie i położył się obok.
Akania Janet ucichły, zmieniły się w równy oddech. Miał nadzieję, że śpi, nie był
jednak tego pewien. Tak czy owak, niech odpoczywa. Da mu to czas na zastanowienie się, jak
powiedzieć jej wszystko, co musiała wiedzieć.
Najbliższe cztery tygodnie będą dla niej straszne.
Dla nich trojga.
Ale teraz pojawił się pewien nowy element, którego poprzednio nie było i z którego
Canfield się cieszył. Wiedział, że nie powinien, ponieważ kłóciło się to z jego zawodową
etyką.
Była to nienawiść. Własna, osobista nienawiść.
Ulster Stewart Scarlett przestał być dla niego zwykłym obiektem poszukiwań. Stał się
człowiekiem, którego zamierzał zabić.
186
ROZDZIAA 37
Ulster Scarlett patrzył na zaczerwienioną, pełną złości twarz Adolfa Hitlera. Doszedł do
wniosku, że Hitler, mimo ogarniającej go furii, umie panować nad sobą w sposób graniczący
z cudem. Ale w końcu on sam też był cudem. Historyczny człowiek-cud, który poprowadzi
ich wszystkich do najwspanialszego świata na ziemi, jaki można sobie wyobrazić.
We trzech - Hess, Goebbels i Kroeger - przyjechali w nocy z Montbeliard do
Monachium, gdzie Hitler i Ludendorff czekali na raport ze spotkania z Rheinhartem. W
przypadku pomyślnego wyniku konferencji uruchamiano plan Ludendorffa. Wszystkie
frakcje w Reichstagu, które miały jakiekolwiek znaczące poparcie, będą powiadomione, że
nadchodzi czas koalicji. Rzuci się trochę obietnic, trochę grózb. Jako jedyny członek
Reichstagu należący do partii narodowosocjalistycznej i ubiegłoroczny kandydat na
prezydenta, Ludendorff będzie miał posłuch. Był żołnierzem-filozofem. Powoli odzyskiwał
już pozycję utraconą po klęsce pod Meuse-Argonne.
Demonstracje przeciw Traktatowi Wersalskiemu odbędą się jednocześnie w dwunastu
miastach, w których sowicie opłacono policję, żeby się nie wtrącała. Hitler miał pojechać do
Oldenburga w północno-zachodnich Prusach, gdzie starzy wojskowi powoli przygotowywali
grunt. Tam miał zostać zorganizowany wielki marsz i planowano, że wezmie w nim udział
sam Rheinhart.
Rheinhart wystarczył, żeby zaświadczyć o poparciu wojska dla partii. Więcej, stanowił
jakby ukoronowanie ich dotychczasowych postępów. Uznanie Hitlera przez Rheinharta nie
pozostawi wątpliwości co do tego, kogo popierają generałowie.
Ludendorff uważał tę operację za polityczną konieczność.
Hitler - za zamach stanu. Austriacki kapral nigdy nie był obojętny wobec opinii junkra.
Zależało mu na jego aprobacie - był jednak wściekły, że musi o nią zabiegać.
W wielkim wynajętym biurze, którego okna wychodziły na Sedlingerstrasse, Goebbels
kończył właśnie przekazywać Ludendorffowi i Hitlerowi uwagi Rheinharta dotyczące
przewodniczącego partii.
Hitler złapał się oparć fotela i wstał. Przez chwilę wpatrywał się w Goebbelsa, ale
chudy kuternoga wiedział, że nie on był powodem jego gniewu, tylko wiadomości, które
przyniósł.
- Fettes Schwein! Wir werden ihn zu seinen Landsort zuriick senden! Lass ihm zu
seinen Kiihen zuriick gehen!
Scarlett stał oparty o ścianę obok Hessa. Jak zawsze kiedy rozmowy prowadzone były
po niemiecku, chętny do pomocy Hess zwrócił się do niego i powiedział cicho:
- Jest bardzo zdenerwowany. Rheinhart może okazać się przeszkodą.
- Dlaczego?
- Goebbels nie wierzy, że Rheinhart otwarcie poprze nasz ruch.
- Przecież powiedział, że poprze. W Montbeliard tak właśnie powiedział! O czym
Goebbels teraz mówi?
- Powtórzył im to, co Rheinhart mówił o Hitlerze. Pamiętasz? - Hess szeptał osłaniając
dłonią usta.
Scarlett podniósł głos:
187
- Powinni powiedzieć Rheinhartowi: nie ma Hitlera, nie ma forsy! Niech idzie do
diabła!
- Was ist los? - Hitler rzucił Hessowi i Scarlettowi grozne spojrzenie. - Was sagt er,
Hess?
- Lass Rheinhart zum Teufel gehen!
Ludendorff zaśmiał się kątem ust.
- Dos ist naiv.
- Powiedzcie Rheinhartowi, że ma nas słuchać albo wynocha!
Nie będzie wojska! Nie będzie broni! Nie będzie mundurów! Nie będzie nikogo, kto by
za to zapłacił! Ja nie zapłacę! Nie będzie gdzie szkolić ludzi bez alianckich kontrolerów na
karku! Wtedy posłucha! - Scarlett pospiesznie wyrzucał z siebie słowa, prawie nie zwracając
uwagi na Hessa, który je tłumaczył.
Kiedy tylko Hess skończył tłumaczyć, Ludendorff napadł na niego:
- Mań kann einen Mann wie Rheinhart nicht drohen. Er ist ein einflussreich Preusse!
Hess odwrócił się do Scarletta.
- Herr Ludendorff mówi, że nie ma co grozić Rheinhartowi.
To junkier. ? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl