[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przydałoby się trochę moralnego wsparcia. Proszę korzystać
swobodnie z telefonu w pokoju siostry przełożonej.
Podziękowała mu obojętnym tonem i odwróciła się do
syna. Właśnie odzyskiwał świadomość i od razu zapytał o
Maxa.
- Chcę Maxa, mamusiu - mamrotał. - Gdzie on jest?
- Zpi, kochanie, jest noc.
- A przyjdzie rano?
- Może. - Zagryzła wargi.
Dziecko znów odpłynęło w nieświadomość. Cathy
sztywno wstała i podeszła do okna. Przejaśniało się, wkrótce
będzie świtać. Czy powinna do niego zadzwonić? Może trochę
pózniej. Gdyby tylko mogła porozmawiać z Joan, ale ta była z
przyjaciółką na Krecie i Cathy nie miała z nią żadnego
kontaktu.
O wpół do szóstej zdecydowała się zadzwonić do Maxa.
Walczyła z sobą, ale Stephen za każdym razem, gdy
odzyskiwał na chwilę świadomość, mamrotał jego imię i nie
mogła już dłużej tego znieść.
Doczekała do szóstej, potem wślizgnęła się do pokoju dla
pielęgniarek i po wybraniu numeru czekała w nieskończoność,
ale nikt nie podnosił słuchawki.
O siódmej zadzwoniła powtórnie, na wypadek gdyby
wrócił spod prysznica czy rannego biegania, potem jeszcze o
ósmej, a o wpół do dziewiątej zadzwoniła do przychodni.
- Wyjechał na urlop - powiedziała szorstko Andrea, która
odebrała telefon, i natychmiast przerwała połączenie.
Zadzwoniła raz jeszcze, tym razem do Johna Glovera i
spytała, czy ma jakiś kontakt z Maxem.
- O ile wiem, jest w domu. Czy mam mu przekazać, żeby
do ciebie zadzwonił?
- Nie ma go tam - powiedziała zmęczonym głosem i
odłożyła słuchawkę. Boże, dopomóż mi, modliła się, już
dłużej nie potrafię dać sobie sama rady! Gdzie jesteś, Max?
Wolnym krokiem wróciła do małego pokoju i przez łzy
dostrzegła wysokiego mężczyznę pochylonego nad łóżkiem
jej dziecka. Trzymał Stephena za rękę. Miał na sobie fartuch,
maskę, a na głowie czepek. Na jej widok wyprostował się
gwałtownie. Zobaczyła nad maską nieprawdopodobnie
niebieskie oczy i znalazła się w objęciach silnych i czułych
ramion. Przytuliła się do znajomej twardej piersi.
- Max? - wyszeptała z niedowierzaniem.
- Cii, wszystko w porzÄ…dku. Jestem tutaj, przy tobie.
- Próbowałam dzwonić... dzwoniłam godzinami -
szlochała.
- Ciicho, kochanie, już wszystko jest dobrze. Chodz,
usiądz. - Zaprowadził ją do fotela, a sam przysiadł na poręczy
i objÄ…Å‚ jÄ… mocno ramieniem.
- Skąd wiedziałeś, gdzie nas znalezć? - spytała zdumiona.
- Nie wiedziałem. Obudziłem się w nocy i nie mogłem
zasnąć. Miałem potworne uczucie, że stało się coś złego i
nawet dzwoniłem do ciebie o wpół do szóstej, ale nikt nie
odpowiadał. Mogłaś, co prawda, być na przykład w pracy, ale
wydawało mi się to mało prawdopodobne. Miałem wolny
dzień, więc zdecydowałem się tu przyjechać i odnalezć cię.
Dojechałem tutaj parę minut po siódmej i zobaczyłem twój
samochód przed domem, pootwierane okna, ale nikt nie
otwierał drzwi. - Zaśmiał się cierpko. ~ Twoi sąsiedzi wzięli
mnie chyba za włamywacza, bo wszedłem na dach werandy, a
stamtąd przez okno do sypialni. Rzut okiem wystarczył, by
domyślić się, że Stephen zachorował, więc obdzwoniłem
wszystkie szpitale i w końcu cię znalazłem.
- I oto jesteś. - Sięgnęła dłonią do jego twarzy, nie mogąc
nadal uwierzyć, że Max jest przy niej naprawdę, a on ujął jej
dłoń w swoją i pocałował.
- Oto jestem, jak mówisz.
- Dzięki Bogu. - Odetchnęła z ulgą.
- Więc jak to wygląda?
- Wciąż pyta o ciebie. Powiedziałam mu, że śpisz, ale
kiedy od szóstej nie mogłam skontaktować się z tobą, nie
wiedziałam co mu powiedzieć, kiedy znów zapyta. Ale od
tego czasu nie odzyskał przytomności... - przerwała pełna
lęku, walcząc ze łzami.
Wszedł lekarz, ten sam, który miał dyżur w nocy, i
sprawdził wykres temperatury Stephena.
- Domyślam się, że jest pan Maxem - powiedział z lekkim
uśmiechem. - Był tu duży popyt na pana. Cieszę się, że pan
dotarł. - Obrócił się do Cathy. - Wygląda na to, doktor Harris,
że Stephen nie poddaje się, ale jeszcze za wcześnie na
rokowania. Będziemy wiedzieli więcej jutro wieczorem. -
Spojrzał na nią z niepokojem, - Dlaczego nie spróbuje pani
przespać się trochę? Sąsiedni pokój jest specjalnie do tego
celu. Obudzimy panią, gdyby coś się zmieniło.
- Nie - pokręciła głową. - Nie mogę go zostawić. Proszę
mnie nie zmuszać!
Max ścisnął ją za ramię.
- Nikt nie ma zamiaru cię zmuszać do czegokolwiek. Ale
gdybym przyniósł ci koc i poduszkę, to czy nie zdrzemnęłabyś
siÄ™ w tym fotelu przez parÄ™ minut? PopilnujÄ™ Stephena za
ciebie.
Była zbyt zmęczona, by zaprotestować. Max wsunął pod
[ Pobierz całość w formacie PDF ]