[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyciągam się, żeby wydobyć z kąta but, obserwowana przez
uważną psią głowę, i przez chwilę myślę, że należałoby wyba-
wić psy, zwłaszcza psy, od wypranych szamponem dywanów,
psich parkurów, flanelowych nogawek i śmiesznych żartów
(wie pani, jak mój pies się nazywa?), widok jest zaskakujący,
pod ławkami nogi, skarpetki, rajstopy, okruchy croissantów,
łydki Pfistera są niesamowicie chude, psia głowa, która nie
ma z tym wszystkim nic wspólnego, znalazła go pani, głos
pani Hungerbühler drży, tak! nastÄ™pnym razem zostanÄ™ tu
dłużej, może położę się obok psa (bardzo dziękuję!) w de-
nerwującej bluzce, zdrowotnych rajstopach, zrobię to, żeby
zobaczyć Mondial z innej perspektywy, to zabawna myśl,
przerażająca, że chciałabym położyć się koło osłoniętych
kaloryferów, pocę się, cała jestem mokra, to więcej niż po-
cenie, pot wypływa ze mnie, stolik numer siedem przygląda
mi siÄ™, bracia Schärer, dwie pary nieprzeniknionych oczu.
Proszę wybaczyć, Pfister wstaje, zapinając marynarkę, uwa-
żam, że bardzo dobrze wykonuje pani swoją pracę (dziękuję
bardzo, ja też życzę panu miłego dnia, do jutra!), ja, która
mimo wszystko czuję się miło połechtana, złoszczę się na
to, jaka jestem.
Co siÄ™ z tobÄ… dzieje, pyta Nomi, kiedy Mondial pustoszeje,
zapala mi papierosa, mówi, żebym usiadła. Założyłam złe
rajstopy, złą bluzkę, nie spałam, jeszcze nic nie jadłam, dzisiaj
jest piątek, a piątków z zasady nie lubię, dlaczego, nie wiem,
może dlatego że to dzień, który zwala się przed weekendem&
Przestań, no mów, co się naprawdę dzieje, Nomi patrzy
na mnie uważnie, gładzi po ramieniu, ale jak zwykle nie
możemy rozmawiać, drzwi znów się otwierają, gasimy papie-
rosy, wypijamy szybki łyk kawy, pózniej pogadamy, a jutro
wieczorem gdzieÅ› wyjdziemy, ok?
Niebiańsko
Przyjeżdżamy w środku nocy, jest rok tysiąc dziewięćset
osiemdziesiąty szósty, przyjeżdżamy nie jak zwykle na Haj-
duka Stanki, do Mamiki, ale do ciotki Icu, nasz biały merce-
des tuż przed celem grzęznie w błocie. Nagły deszcz zmienia
niewyasfaltowane boczne drogi w szlam, utknęliśmy, koła
buksują, ojciec zaczyna kląć, Breżniew, pocałuj się w swoją
śmierdzącą dupę (żadna z nas nie mówi, że Breżniew od
dawna nie żyje), wycieraczki pracują histerycznie, Nomi i ja
patrzymy w żółte światło ulicznej latarni, deszcz jest& na
polowaniu! mówimy, ale nie śmiejemy się, bo ojciec naciska
na pedały, przeklina system, silnik dwusuwowy i komunizm,
to nie jest samochód na tutejsze drogi, odzywa się cicho
matka, ciÄ…gle jeszcze trzymajÄ…c siÄ™ uchwytu, musimy spro-
wadzić pomoc, ojciec zarzuca kurtkę na głowę, jego szare
półbuty toną w błocie, słyszę mlaskanie, chciwe odgłosy
mokrego szlamu, ojciec zdejmuje buty, rusza boso, prze-
skakuje studzienki kanalizacyjne, biegnie do domu ciotki,
naciska dzwonek, słyszę szczekanie psów, dwóch wilczurów,
które stróżujÄ… zamkniÄ™te w klatce i tylko gdy zbliża siÄ™ Béla,
nasz kuzyn, kroczÄ…c na szeroko rozstawionych nogach, za-
czynają skomleć, jękliwe tony zawisają w powietrzu niczym
cienkie ostre nitki, Nomi i ja zwykle stoimy wtedy z boku,
przy studni, przyglÄ…damy siÄ™, jak psy z pokorÄ… przyciskajÄ…
83
gÅ‚owy do pylistej ziemi, jakby Béla je oszoÅ‚omiÅ‚ albo zacza-
rował, co jest jednym i tym samym, jakby przepraszały za
wyszczerzone jeszcze przed chwilÄ… zÄ™by. Béla otwiera klatkÄ™
wprawnym ruchem, mimochodem klepie psy po grzbietach
(jakby nigdy nie bawił się misiami), z wprawą wymiata psie
kupy, resztki spÅ‚ukuje wężem ogrodowym, Béla poskramia
wzrokiem nie tylko psy, podchodzi niespiesznie do samo-
chodu, podczas gdy ojciec biegnie, jakby Béla go spÅ‚oszyÅ‚,
jakby go prowadził przed sobą na smyczy, a nasz kuzyn
kroczy ze skrzyżowanymi na piersi rękami, zwycięża błoto,
bo go nie zauważa.
Przez lata Béla doprowadziÅ‚ do perfekcji swoje zdolnoÅ›ci,
czy też może skłonność do poskramiania zwierząt, jest naj-
lepszym hodowcą gołębi w kraju, jego tipplery są słynne
daleko poza granicami& Lecz kiedy po niego przychodzÄ…,
bo potrzebujÄ… ludzi do systematycznego zabijania i niszcze-
nia, gest, jakim pokazuje ustawione pieczołowicie pucha-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]