[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to bardzo przyjemne uczucie. Jeśli się jeszcze kiedyś zmierzymy, co niechybnie
nastąpi, i jeśli nie przyjdą mu z pomocą okoliczności zewnętrzne, to kto wie?
75
Należałoby szybko poszukać takiej okazji. Dzisiejsza potyczka przestraszyła go,
byłem pewien. To może sprawić, że następnym razem zadrży mu ręka, że zawaha
się na jedną śmiertelną chwilę. . .
Puściłem się kolka i zeskoczyłem z ostatnich pięciu metrów lądując na ziemi
na ugiętych kolanach. Była to już przysłowiowa ostatnia chwila, ale nie traciłem
nadziei, że zdążę umknąć prześladowcom:
Miałem bowiem za paskiem talię kart.
Wyciągnąłem kartę z Bleysem i wbiłem w nią wzrok. Ramię mnie piekło, ale
zapomniałem o tym czując ogarniający mnie chłód.
Istniały dwa sposoby, żeby przenieść się z Amberu bezpośrednio do Cieni. . .
Jeden to Wzorzec, rzadko używany do tego celu, a drugi Atuty, pod warunkiem,
że można było zaufać któremuś z braci. Mój wybór padł na Bleysa. Był moim
bratem i miał kłopoty, co znaczyło, że mogę mu się przydać.
Wpatrywałem się intensywnie w jego ubraną na czerwono-pomarańczowo po-
stać z ognistą koroną włosów, z mieczem w prawem ręce, a kielichem wina w le-
wej. W jego niebieskich oczach tańczyły diabliki, broda płonęła, a ornament na
klindze przedstawiał  jak sobie nagle uświadomiłem  fragment Wzorca. Jego
pierścienie rzucały błyski. On sam wyglądał jak żywy.
Nawiązanie kontaktu zwiastował lodowaty wiatr. Mężczyzna na karcie urósł
do naturalnych rozmiarów i zmienił pozycję. Poszukał mnie wzrokiem i poruszył
ustami.
 Kto to?  spytał i usłyszałem te słowa całkiem wyraznie.
 Corwin  odpowiedziałem, na co wyciągnął do mnie lewą rękę, w której
nie było już kielicha.
 Wobec tego chodz do mnie, jeśli chcesz.
Wyciągnąłem rękę i nasze palce się zetknęły. Postąpiłem krok naprzód. Nadal
trzymałem kartę w lewej ręce, ale staliśmy obaj na skale, po prawej stronie zionęła
przepaść, a po lewej wznosiła się wysoka forteca. Niebo nad nami było koloru
ognia.
 Witaj, Bleys  powiedziałem, wtykając jego kartę do pozostałych za pa-
sem.  Dzięki za pomoc.
Nagle poczułem, że słabnę, i zobaczyłem krew tryskającą mi z lewego ramie-
nia.
 Jesteś ranny!  zawołał, opasując mnie ręką, a ja kiwnąłem głową i ze-
mdlałem.
Pózniej tego wieczoru, wyciągnięty w fotelu w jednej z komnat fortecy, omó-
wiłem z Bleysem sytuację nad butelką whisky.
 A więc zjawiłeś się w Amberze?
-Tak.
 I zraniłeś Eryka w pojedynku?
 Tak.
76
 Niech to diabli! Szkoda, że go nie zabiłeś!  Tu się zreflektował.  Choć
może to i dobrze. Wtedy ty objąłbyś tron. Kto wie, czy nie lepiej mi pójdzie
z Erykiem, niż poszłoby mi z tobą. Jakie masz plany?
Postanowiłem zagrać w otwarte karty.
 Wszyscy chcemy tronu  powiedziałem  wobec czego nie warto się
okłamywać. Nie mam zamiaru nastawać z tego powodu na twoje życie  byłaby
to głupota  ale też nie myślę zrezygnować z walki z wdzięczności za twoją
gościnność. Random chciałby tego co my, lecz nie ma szans. O Benedykcie nikt
od dłuższego czasu nie słyszał. Gerard i Caine popierają Eryka i nie zgłaszają
pretensji. To samo z Julianem. Zostają Brand i nasze siostry. Nie mam pojęcia,
co knuje Brand, ale wiem, że Deirdre nic sama nie wskóra. Chyba że wesprze
ją Llewella i zgromadzą jakieś posiłki w Rebmie. Flora jest oddana Erykowi. Co
z FionÄ…, nie wiadomo.
 Wobec tego na polu walki zostajemy my dwaj  skonstatował Bleys, na-
lewając nam następną szklaneczkę.  Tak, masz rację. Nie wiem, co chodzi po
głowach całej reszcie, ale oszacowałem siły każdego z nas i myślę, że mam naj-
większe szansę. Mądrze zrobiłeś zwracając się do mnie. Poprzyj mnie, a dam ci
księstwo.
 Serdeczne dzięki  powiedziałem.  Zobaczymy. Pociągnęliśmy ze
szklaneczek.
 Co innego pozostaje do zrobienia?  spytał i zrozumiałem, że to ważne
pytanie.
 Mogę jeszcze zebrać własną armię i przystąpić do oblężenia Amberu 
powiedziałem.
 Gdzie pośród Cieni leży twoja armia?  zainteresował się.
 To już, oczywiście, moja sprawa  rzekłem.  Nie mam zamiaru powsta-
wać przeciwko tobie. Jeśli chodzi o sukcesję, chciałbym widzieć na tronie ciebie,
siebie, Gerarda albo Benedykta, o ile jeszcze żyje.
 Najchętniej naturalnie siebie.
 Oczywiście.
 Wobec tego rozumiemy się. I sądzę, że możemy na razie zjednoczyć swoje
siły.
 Ja też tak sądzę. Inaczej nie oddałbym się w twoje ręce.
Uśmiechnął się w gęstwinie brody.
 Potrzebowałeś kogoś  powiedział  a ja byłem mniejszym złem.
 To prawda  przyznałem.
 Szkoda, że nie ma z nami Benedykta. Szkoda, że Gerard się sprzedał.
 Daremne żale. Na nic się nie zda rozpatrywać, co by było, gdyby. . .
 Masz racjÄ™.
Przez chwilę paliliśmy w milczeniu.
 Jak dalece mogę ci ufać?  zapytał.
77
 Tak dalece, jak ja tobie.
 Wobec tego zawrzyjmy umowę. Prawdę mówiąc, myślałem, że nie żyjesz.
Nie przyszło mi do głowy, że zjawisz się nagle w kluczowym momencie zgłasza-
jąc własne pretensje. Ale skoro tu jesteś, to przesądza sprawę. Zawrzyjmy sojusz,
połączmy nasze siły i razem przystąpmy do oblężenia Amberu. Ten z nas, któ-
ry przeżyje, zdobędzie tron. Jeśli zaś obaj przeżyjemy, to cóż, zawsze możemy
rozstrzygnąć sprawę przez pojedynek.
Zastanowiłem się nad tym i doszedłem do wniosku, że to zapewne najkorzyst-
niejsza propozycja, na jaką mogę liczyć.
 Chcę to jeszcze przemyśleć  powiedziałem.  Dam ci odpowiedz jutro
rano, zgoda?
 Zgoda.
Wypiliśmy do dna i oddaliśmy się wspomnieniom. Ramię trochę mnie rwało,
ale whisky i maść dostarczona przez Bleysa łagodziły ból. Wkrótce ogarnął nas
obu sentymentalny nastrój. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl