[ Pobierz całość w formacie PDF ]
anula & polgara
ous
l
anda
sc
Miała jednak nadzieję, że będzie zbyt zaabsorbowana opieką nad
Dylanem, by do tego doszło.
Niemożliwością było stwierdzić, które z dzieci należały do rodziny, a
które były tylko z nią zaprzyjaznione. Na tak wielkiej posiadłości bez
trudu można by założyć przedszkole. Heather z radością zgłosiłaby się
na opiekunkę, gdyby w ten sposób uniknęła uczestnictwa w wielkiej
fecie rozpoczynającej kampanię wyborczą Abrahama Danfortha. Miała
szczerze dosyć sztywnych, oficjalnych wystąpień, podczas których
musiała zabiegać o uwagę bogatych protektorów. Teraz dla odmiany
byłoby miło wmieszać się w tłum.
Z zamyślenia wyrwał ją dziecięcy pisk dobiegający nie wiadomo
skąd. Chłopiec w wieku Dylana zjeżdżał po poręczy spiralnych
schodów, której blask zdradzał sumienne polerowanie dziecięcymi
siedzeniami przez ponad stulecie. Odskoczyła przestraszona, że chłopiec
wyląduje na niej. Toby zrobił krok do przodu i chwycił malca w locie.
- A to kto? - spytał wpatrując się w twarz, która przypomniała mu
dzieciństwo. - Pewnie Peter Pan?
Chłopiec zachichotał.
- Nie Peter Pan, tylko Peter!
Jego ojciec podszedł i zwichrzył mu włosy.
- Toby, poznaj swojego bratanka.
Duma w jego głosie była niezaprzeczalna. Tak jak i miłość do
dziecka. Heather wywnioskowała, że Toby nie miał dotąd okazji poznać
swojego psotnego bratanka. Podobało się jej, z jaką łatwością
nawiązywał kontakt z dziećmi, nie tylko ze swoim synem. Taki mężczy-
zna z pewnością ma dość miłości, by obdarzyć nią niejedno dziecko, a
Dylan na pewno by się ucieszył, gdyby miał rodzeństwo. Zapełniłoby
pustkÄ™ po matce.
Nie, Heather nie miała ochoty wyjść za niego czy związać się w inny
sposób.
- Chłopcy dobrze na siebie wpłyną - usłyszała, jak Jacob mówi do
brata.
Starszy od Dylana o rok Peter pociągnął go za rękę.
- Chodz, pobawimy siÄ™.
Kiedy Dylan spojrzał z wahaniem na Heather, uśmiechnęła się do
anula & polgara
ous
l
anda
sc
chłopców i zaproponowała, że pójdzie z nimi. Toby dotknął jej łokcia.
- Jeśli chcesz zostać, na pewno znajdę kogoś, kto pobędzie z
dziećmi, dopóki się nie rozgościmy. Wyglądasz na zmęczoną.
- Nie ma problemu.
Myśl o odejściu razem z dziećmi gdzieś daleko od rodzinnego zgiełku
wydała się Heather atrakcyjna. Miała nadzieję, że w Crofthaven uda jej
się nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Chciała też na własną rękę
zapoznać się z tym miejscem.
Poza tym co dobrego przyszłoby jej z wmieszania się w wyższe sfery.
Natychmiast krewni Toby'ego zaczęliby podejrzewać, że interesują ją
jego pieniądze. Nieważne, że byli mili. Po co się trudzić i zacieśniać
więzi z ludzmi, których najpewniej nigdy już nie spotka?
Przyszedł jej do głowy jeden tylko powód - niewątpliwie pomogłoby
to jej zrozumieć lepiej Dylana. No i jego wprawiającego w zakłopotanie
ojca. Nie bardzo wiedziała, dlaczego wygląda teraz na tak bardzo
rozczarowanego.
- Towarzystwo rówieśników dobrze mu zrobi - nalegał Toby, a
uparcie zaciśnięte szczęki nie wróżyły dobrze próbom oporu.
- Ależ pozwól jej iść - upomniała brata Genie i zwróciła wzrok na
Heather. - Rozejrzyj się dokoła, a my powspominamy stare czasy. Na
pewno znudziłyby cię te opowieści, jakimi mój brat z pewnością uraczy
mojego męża.
Heather rzuciła siostrze Toby'ego spojrzenie przepełnione
wdzięcznością. Nie spodziewała się pomocy z jej strony.
- Ale - dorzuciła Genie słodkim głosem - oczekuję, że będziesz
towarzyszyć Toby'emu podczas uroczystości. Jeśli pokaże się sam,
zostanie stratowany przez piękne kobiety, odwracając tym samym uwagę
od wuja Abe'a i jego wielkiego politycznego przemówienia. - Protesty
Toby'ego nie zrobiły na Imogene żadnego wrażenia.
Jednak Heather wciąż próbowała się wykręcić:
- Ale czy Dylan nie będzie...
Genie w zarodku ucięła dalszą dyskusję. Miała stanowczą i upartą
minę, w czym niezwykle upodobniła się do starszego brata. Ta delikatna
osoba była żywym dowodem, że kobiety Południa nie bez przyczyny na-
zywa siÄ™ Stalowymi Magnoliami.
anula & polgara
ous
l
anda
sc
- Nie martw się o Dylana. Nic mu nie będzie. Wujek Abe zatrudnił
wykwalifikowane opiekunki do dzieci. Poza tym przewidziano różne
atrakcje, na przykład klauni i magicy, więc maluchy będą miały co robić
przez cały czas trwania imprezy.
Niemal niedostrzegalnie do rozmowy włączyła się Miranda. Ta
niezwykła kobieta wpływała na wszystkich kojąco, co świadczyło o
wieloletniej wprawie w gaszeniu sporów.
- Ależ moja droga, w każdej chwili będziesz mogła sprawdzić, czy
Dylan cię nie potrzebuje. Dla mnie to zupełnie zrozumiałe. A my
skorzystamy z okazji, by poznać cię bliżej. W końcu jako niania Dylana
należysz teraz do rodziny. Byłabym zachwycona, gdybyś zatrzymała się
w naszym domu. Trzeba pojechać kawałek dalej tą samą drogą, którą tu
przybyliście. Rozpolitykowane towarzystwo będzie na pewno bardzo
hałaśliwe, natomiast u nas jest znacznie spokojniej. To dużo lepsze
warunki do zawarcia bliższej znajomości z wnukiem.
Nie można było odmówić tak grzecznemu zaproszeniu. Heather
jeszcze mocniej poczuła, jak bardzo brakuje jej takiej matki. Wiedziała,
że Mirandą Danforth kierowała zwykła serdeczność, ale i tak miała
ochotę się rozpłakać z żalu nad sobą. Dotąd z rodziną kojarzyły jej się
jedynie nieludzkie wymagania oraz bezwarunkowy przymus ich
spełniania. Pochlebiała jej myśl, że ktoś chciałby ją poznać ze względu
na niÄ… samÄ….
- Jeśli jest pani pewna, że nie będę przeszkadzać... - Heather starała
się, by głos nie zdradził, jak bardzo jest wzruszona. - To bardzo miłe z
pani strony.
Odpowiedziały jej chóralne zapewnienia, że skąd, że absolutnie, w
żadnym wypadku nie będzie przeszkadzać. Matka i córka wymieniły
ukradkiem spojrzenia, ale Heather nie była ich świadoma. Choć bardzo
tego nie chciała, tak czy inaczej znalazła się centrum uwagi.
anula & polgara
ous
l
anda
sc
ROZDZIAA PITY
Toby zdołał się powstrzymać i nie poluzował krawatu. Był
przekonany, że wymyślono go na pohybel rodzajowi męskiemu. Jako
mały chłopiec żywiołowo opierał się uczestnictwu w oficjalnych
uroczystościach, takich jak dzisiejsza gala, podczas której miano zbierać
fundusze na kampanię. Toby wolał zapach końskiego potu od mdlących
perfum unoszÄ…cych siÄ™ w westybulu hotelu Twin Oaks. Jego
podniebienie też nie ewoluowało na tyle, by docenić smak kawioru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]