[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak.
Mam jeszcze jedno ciało. Chciałbym pogrzebać je z Roon.
Kto to?
Człowiek, który dał nam wolność. Zasługuje na to, by tu spocząć.
Jak umarł?
Miał słabe serce.
Ale on nie jest cygańskiej krwi. Muszę pomówić z synem Roon.
Cornelius cofnął się, podczas gdy Cyganie rozmawiali ze sobą. Starał się wyglądać
niedbale, pomimo wewnętrznej rozterki. Ci ludzie nie mogli niczego się domyślać.
Gdyby podejrzewali& W końcu stary człowiek wrócił do niego.
%7łyczeniem syna Roon jest, by jego matka była pochowana sama. Gdyby ten
mężczyzna był Cyganem, to byłoby co innego.
Poczekamy powiedział Cornelius i odwrócił się.
I co? w głowie Jenny słychać było napięcie. Co powiedzieli?
Musimy poczekać odparł.
Twarz Jenny wykrzywiła się z wściekłości.
Nie pozbędziesz się samochodu przed świtem! Wszystko przez bandę
przesądnych ignorantów&
To nasi ludzie przypomniał jej Cornelius i Jenny ucichła. Cyganie nie spieszyli się
z zakończeniem pogrzebowych obrządków. To był święty obyczaj i nie należało go
przyspieszać. Przez następne pół godziny kontynuowali swoje niskie i płaczliwe
śpiewy, dopóki najstarszy z nich i syn zmarłej nie wystąpili naprzód, podnieśli nosze
i cisnęli ciało tak daleko, jak tylko zdołali. Pogrzeb był skończony. Potem
pojedynczo, ze spuszczonymi głowami, Cyganie rozeszli się, kierując w stronę
Garderoby Diabła.
Chodz! syknęła Jenny. Nie ma czasu do stracenia.
Cornelius podniósł zakrwawionego trupa.
Chris Latimer czuł, że płuca płoną mu żywym ogniem. Ssący Dół był już chyba
niedaleko? A może zgubił drogę w tym niesamowitym lesie? Jednak ścieżka
prowadziła prosto do celu. Nie trzeba było ani razu zbaczać z wytyczonego szlaku.
Usłyszał głosy. Nadstawił ucha. Jacyś ludzie szli tą drogą. Czyżby byli to mordercy
wracajÄ…cy po dokonaniu swego ohydnego czynu? Latimer
cofnął się w cień srebrnej brzozy, odbezpieczając jednocześnie broń. Zastrzeli ich
bez litości. Zajął pozycję dogodną do strzału. Pozostawi ich na tej ścieżce, by
umierali powoli.
Zbliżają się. Są za szkockimi sosnami. Za kilka sekund wynurzą się na oświetloną
księżycem polanę. Latimer podniósł broń do ramienia, palec wskazujący spoczął na
cynglu. Teraz! Nie, zaczekaj! W ostatniej chwili powstrzymał się od pociągnięcia za
spust.
Cyganie! Może powinien wypalić pomimo wszystko. Może byli współodpowiedzialni
za te haniebne zbrodnie.
Stać! Latimer wyskoczył na ścieżkę, księżyc zabłysnął groznie na lufie
dubeltówki. Co
tu robicie?
Idący na przedzie mężczyzna zatrzymał się i podniósł głowę. Jego głos nie był
głośniejszy od szeptu.
Idziemy w pokoju. Nie krzywdzimy nikogo.
Nie jestem o tym przekonany w głosie Chrisa brzmiały nuty wściekłości. Pytam,
dlaczego, do diabła, wałęsacie się tu po nocy, jak zgraja wygłodniałych wilków.
Wracamy z pogrzebu.
Co! lufa strzelby podskoczyła w górę. Z jakiego pogrzebu? Mów człowieku!
Albo zabiję cię tam, gdzie stoisz! Cyganie cofnęli się w przerażeniu. Znowu
odpowiedział mu najstarszy z nich. Był bardzo przestraszony.
Roon zakrakał. Roon, która była z nami przez osiemdziesiąt wiosen. Jej czas
się wypełnił. Ale może szukasz innego pogrzebu?
Co to znaczy? lodowaty chłód ogarnął Latimera.
Cornelius padła odpowiedz. Kazaliśmy mu czekać ze zmarłym mężczyzną,
który nie był Cyganem. Możesz przybyć zbyt pózno, bo szliśmy powoli&
Na bok! przerwał ostro Latimer i wszyscy rozstąpili się, robiąc mu przejście.
Ruszył biegiem. Nigdy nie był religijnym człowiekiem, ale teraz modlił się gorąco,
żeby zdążyć na czas.
Jenny Lawson powoli schodziła po stromej pochyłości za Corneliusem. Olbrzym
piastując w ramionach trupa niczym niemowlę, ostrożnie wybierał drogę. Przez
środek tego potwornego bagna wiodła tylko jedna ścieżka. Dookoła czyhała
podstępna śmierć. Wystarczył jeden niewłaściwy krok&
Tutaj to zrobimy powiedział.
Więc wyrzuć go szybko warknęła. Straciliśmy już dosyć czasu.
Cornelius z wysiłkiem podniósł ciało Rowlandsa ponad głowę. Krople potu wystąpiły
mu na czoło i spływały po twarzy, mieszając się z zaschniętą krwią.
Wydawało się, że jego siła gdzieś znikła. Tylko straszliwy wysiłek woli pozwolił mu
utrzymać ciężar.
Rusz się zasyczała Jenny. Na co czekasz?
Cornelius stęknął. Ciało Rowlandsa zniknęło w topieli. Cygan odwrócił się. Zmiał się.
Mamrotał jak dziecko.
Dół! zaryczał, waląc się w pierś jak dzikie zwierzę. Ssący Dół. Tam właśnie
wszyscy
zmierzamy!
Jenny cofnęła się. Jej tryumf zamienił się w strach.
Cornelius! zawyła. Co z tobą, do diabła? Oszalałeś? Przestań. Rozkazuję ci,
przestań!
Ale rozum Corneliusa był już zmącony. Napięcie tej nocy i własne przerażające
uczynki, to
było zbyt wiele, nawet jak dla niego.
Wszyscy razem jego obłąkany śmiech wypełnił leśną polanę. Wszyscy tam
idziemy.
Służyć Panu!
Nagły ruch wśród drzew na szczycie wzniesienia przyciągnął jego uwagę. Ktoś
nadchodził. Cornelius zawahał się. Potem zobaczył mężczyznę o jasnych,
potarganych włosach i przystojnej twarzy wykrzywionej niemal tak samo dziko, jak
jego własna. Przybysz był uzbrojony.
Stój tam, gdzie jesteś, ty sukinsynu! zawył Chris Latimer.
. Jeszcze jeden krok, a wypruję z ciebie flaki! To dotyczy także ciebie, ty suko z
piekła rodem!
Cornelius ma tylko jednego Pana! olbrzym wyciągnął rękę ku Jenny, która
cofnęła się. 12-milimetrowy pocisk mocno go zranił. Cornelius wyprostował się.
Zachwiał, ale nie upadł.
Panie! zawołał. Panie& Panie&
Chris zauważył rozszerzającą się plamę krwi na piersi Cygana jedna i ćwierć uncji
ołowiu trafiło go z odległości nie większej, niż piętnaście jardów. I ciągle trzymał się
na nogach. Olbrzym górował nad dwiema kobietami, niebezpieczny jak zraniony byk.
To dla ciebie, ty sukinsynu! Latimer posłał mu kolejną kulkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]