[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie byÅ‚o mnie w Londynie. Natychmiast po po­
wrocie złożyłem wizytę lordowi Burtonowi. Ale ten
gÅ‚upiec jest uparty jak muÅ‚. OÅ›wiadczyÅ‚, że może jej wy­
baczyć tylko wtedy, gdy ona mnie poślubi.
- Ojej... - Beatrice znalazła się w kropce. Lord Ra-
vensden zdawał się mówić rozsądnie i wiedzieć, że sam
zawinił, niewątpliwie jednak było to odgrywane na jej
użytek. Przypomniała sobie jednak, co usłyszała o tym
człowieku Oliwia. - Ty szubrawcze! Jak mogłeś być tak
nieroztropny, by publicznie oświadczyć, że moja siostra
może być jedynie klaczą zarodową?
- No nie! - oburzył się Harry. - Nie pozwolę się
oskarżać o tak grubiańskie słowa. Mogłem wspomnieć
przyjacielowi, że nie zawieram małżeństwa z miłości...
ale reszta to zwykłe kłamstwo.
- I pan oczekuje, że w to uwierzę? - Spojrzała na
niego wyzywajÄ…co, prowokujÄ…c nastÄ™pne usprawiedli­
wienie.
- Moja droga panno Roade - zirytował się Harry. -
Nic mnie nie obchodzi, czemu w tej chwili daje pani
wiarÄ™. Najpierw omal nie zamarzÅ‚em na Å›mierć, a po­
tem zostawiono mnie samopas w tym zimnym salonie,
gdzie nikt nie pali w kominku i nie podaje niczego do
picia ani jedzenia. Zamierzałem błagać Oliwię, żeby
przemyślała swoją decyzję, ale teraz sam nie wiem, czy
postanowiłem rozsądnie. W jej rodzinie wszyscy muszą
być niespeÅ‚na rozumu, bo jeÅ›li nie, to znaczy, że wypi­
Å‚em za dużo marnego wina i wkrótce zbudzÄ™ siÄ™ z gi­
gantycznym bólem głowy.
Beatrice wbiła w niego wzrok. Gdyby próbował
wkraść się w jej łaski, uznałaby go za szalbierza. Teraz
czuÅ‚a siÄ™ rozdarta, nie wiedziaÅ‚a bowiem, czy wybuch­
nąć słusznym gniewem, czy raczej śmiechem.
- Zaiste potraktowano pana niegrzecznie - przyzna­
Å‚a Å‚agodniej. - Zapewniam, że nie piÅ‚ pan marnego wi­
na, przynajmniej o ile wiem, mojego ojca stać bowiem
na tak niewiele trunków, że kupuje wyłącznie najlepsze.
Poza tym skoro pana niczym nie poczęstowano, nie
miaÅ‚ pan okazji siÄ™ upić. Co zaÅ› do stanu umysÅ‚u do­
mowników, to... hm, w tej sprawie musi pan wyrobić
sobie pogląd samodzielnie. Zaraz pójdę po sherry, chleb
i ser. Obawiam siÄ™, że do obiadu nie mogÄ™ panu zapro­
ponować niczego więcej, chyba że woli pan migdały
w cukrze i wino malinowe mojej ciotki. - Dostrzegła
u niego na twarzy wyraz obrzydzenia, więc nie wytrzy-
maÅ‚a i jednak parsknęła Å›miechem. - ProszÄ™ usiąść, lor­
dzie Ravensden. Nie pozwolę, żeby pan głodował.
Gdy opuszczała pokój, patrzył za nią. W kuchni
znalazła chleb świeżo upieczony przez Nan, smaczny
miejscowy ser, pikle i niezÅ‚e sherry. Ojcu nie mogÅ‚o za­
braknąć sherry. Inne braki w domu się zdarzały, na ten
nigdy nie pozwoliła. Ponadto mieli w piwnicy kilka
skrzynek dobrego stoÅ‚owego wina, kupionego w le­
pszych czasach, a podawanego przy rzadkich okazjach,
gdy przychodzili goście na obiad. Dla lorda Ravensdena
nie zamierzała jednak otwierać butelki. O, nie! Niech
napije siÄ™ sherry, zagryzie chlebem i serem, a potem za­
biera siÄ™ z powrotem do Londynu, bo tam jest jego
miejsce.
- O, jesteś - powiedziała Nan ze schodów, gdy Be-
atrice wracała z tacą. - Wielkie nieba, powinnam była
się o to sama zatroszczyć. Na śmierć zapomniałam.
Wszystko dlatego, że poszłam na górę do twojej siostry,
w dodatku na próżno.
- ZanieÅ› to proszÄ™ do salonu. - Beatrice z ulgÄ… po­
dała jej tacę. - Ogień już chyba się rozpalił i lord Ra-
vensden będzie mógł spokojnie coś zjeść. Ja tymczasem
sprawdzę, czy nie będę miała więcej szczęścia od
ciebie.
- Oliwia mówi, że nie wyjdzie z sypialni, póki on
nie odjedzie.
- A on mówi, że nie odjedzie, dopóki jej nie zo­
baczy.
Nan pokręciła głową, zdziwiona takim przejawem
upora, ale spełniła życzenie bratanicy, która tymczasem
szybko pobiegła na górę i zapukała do drzwi pokoju
siostry.
- Oliwio, kochanie, wpuść mnie, proszę.
- Czy on sobie pojechał?
- Posila się w salonie. Chce cię przeprosić.
- Ale ja nie chcÄ™ go sÅ‚uchać. Powiedz mu, żeby od­
jechał.
- On nie odjedzie, póki siÄ™ z tobÄ… nie rozmówi. Nig­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl