[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chciał to wszystko wyjaśnić, ale słowa zastygły mu na wargach. Pochylił się ku Ashley i pocałował ją.
Szmaragdowy anioł 341
Potem scałował łzy z jej policzków. Po chwili jego usta pieściły jej szyję.
Wiedział, że jest stracony.
Porwał ją w ramiona i zaniósł na łóżko. Nie mógł się nasycić jej bliskością, głębią pięknych oczu.
Stale pamiętał, że była tylko chwilowym, przelotnym darem niebios, i dlatego tak żarliwie i z wielką
uwagą pieścił się z nią i kochał - by ją dobrze zapamiętać. Teraz jednak zapragnął zatracić się przy niej
całkowicie. Być może już nie będzie miał takiej szansy.
Zamknął ją w gwałtownym uścisku. Jego usta wędrowały po jej ciele. Nie pamiętał, by kiedykolwiek
doznał tak głębokiego, niezwykłego poruszenia. Przy niej zapominał o wszystkim.
Odczuwał jedynie intensywną fascynację każdym zakamarkiem jej ciała, atłasową skórą,
aksamitnymi włosami, każdym jej poruszeniem, wywołującym żywą reakcję w jego ciele. Tuliła się
do jego piersi, obejmowała go. Osunęła się na niego, poczuł wilgotne ciepło jej warg i dotknięcie
palców. Oplotła go w wybuchu ekstazy, a on miał wrażenie, że unosi się wysoko ponad światem.
Pozwolił jej ną inicjatywę do momentu, kiedy nie mógł już znieść rozkoszy. Wszedł w nią
gwałtownie, zaborczo. Zdawało mu się, że wyciska na niej swoje piętno, ale jednak to jej ramiona i
delikatny, czuły dotyk zdejmowały z niego jakiś ciężar. W jej objęciach czuł się uleczony.
Resztki jego gniewu zupełnie wyparowały w miłosnym szaleństwie. A potem, kiedy leżał wyczerpany
i nasycony, uświadomił sobie, że jego świat się odmienił. Ona go odmieniła.
342 Heather Graham
Powietrze przyjemnie chłodziło jego skórę. Oplótł palcami jej dłoń.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak? Co takiego? - spytała ostrożnie.
Obrócił się i oparł na łokciu, wpatrując się w szmaragdowy ocean jej oczu. Chciał, żeby ta chwila
trwała wiecznie. Wokół głowy Ashley rozsypała się aureola ognistych włosów. Wyglądała tak pięknie
i naturalnie przy jego boku: naga, strojna jedynie w szmaragdy. Uśmiechała się z niepewnym
zaciekawieniem.
Dotknął kciukiem jej dolnej wargi.
- Ona jest tu właściwie domownikiem - powiedział wreszcie.
- Ona?
Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego podejrzliwie. Eryk roześmiał się.
- Nie, nie mam w piwnicy przybytku rozkoszy. Nawet nie mam piwnicy. Ona, czyli kocica. Ma na
imię Baby. Wendy zaopiekowała się nią, kiedy była mała. Jej matka zginęła. Krąży między dwoma
domami i kręci się po okolicy, dopraszając się smakołyków. Nie zrobiłaby ci krzywdy.
- Ona jest... oswojona?
- Tak... Jesteś na mnie zła?
- Hm. Powinnam być. - Zmrużyła lekko oczy. - Powinnam być wściekła. Pocałowałeś mnie, i tak
dalej... - Wskazała dłonią łóżko. - I to wszystko pod fałszywym pretekstem!
- Ale...
- Powinnam ci przyłożyć. Prosto w szczękę.
- Już to zrobiłaś. - Uśmiechnął się szeroko.
- Wcale nie żałuję. Zasłużyłeś na to.
Szmaragdowy anioł 343
- Ha, czyżby?
- Tak.
- No cóż, nie zaakceptowałem tego. Pozwoliłem ci na to jeden jedyny raz, ale nigdy więcej.
- Pozwoliłeś, bo wiesz, że zasłużyłeś - odparła słodkim tonem.
- Jesteś bezczelna, wiesz o tym?
Wzruszyła ramionami. Zamierzała się odciąć, ale zrezygnowała.
- Jesteś najbardziej fascynującą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Przykro mi, jeśli cię to obraża,
ale tak jest - szepnęła zamiast tego.
Nie odpowiedział. Po chwili pocałował ją delikatnie w czubek nosa i usta. Ostrożnie zsunął się z niej i
wstał z łóżka. Podszedł do okna i nacisnął przycisk. Rolety powędrowały do góry. Był piękny,
słoneczny dzień. Za oknem roztaczał się dziki, odludny pejzaż. Surowe pustkowie, niebezpieczne dla
obcych.
Ona jest pożyczką od niebios, myślał. Aniołem przygnanym przez huragan. Takie anioły w pewnej
chwili rozpościerają srebrne skrzydła i odlatują w dal. Być może to dobrze, że ją spotkał, a nawet
zatracił się w niej. Może daja mu więcej niż ktokolwiek inny. Ale już jest po burzy. Ich czas dobiegł
kresu.
Podszedł do łóżka. Wiedział, że Ashley go obserwuje i zastanawia się, o czym przemyśliwał, ale nie
odezwała się. Dotknął jej włosów i pocałował ją.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. Na ekranie, na zdjęciach, w życiu.
Podszedł do komody i wyciągnął ubranie. Odwrócił się, by powiedzieć, że idzie do łazienki, ale nie
wyrzekł ani słowa.
344 Heather Graham
Leżała tyłem do niego, wsparta na łokciu. Jej włosy opadały kaskadami na ramiona. Linia pleców była
obramowana słonecznymi promieniami, tymi samymi, w których kąpały się pagórki, drzewa i morze
traw za oknem. Wyglądała tak pięknie. Tę chwilę także chciałby zatrzymać na zawsze.
Nie zna jej myśli, nie widzi jej oczu. Sądził, że spogląda na posępne mokradła z lękiem i odrazą.
- Wezmę prysznic - powiedział cicho.
Nie zareagowała, może nawet nie usłyszała. Poszedł do łazienki i tu też podniósł rolety. Za oknem był
ogrodzony wysokim parkanem ogród. Rosły tam filodendrony, winorośl, jakieś pnącza, dzikie
orchidee.
Powinien uruchomić generator, przydałaby się ciepła woda. Zabrał ręcznik i przeszedł przez sypialnię.
Ashley chyba spała. Wyszedł na zewnątrz i udał się do drewnianej szopy. Generator zaskoczył
dopiero po kilku próbach. Eryk rozejrzał się dookoła. Nie było gorąco, burza złagodziła upał póznego
lata.
Czy było jakieś inne miejsce, gdzie mógłby chodzić w samym ręczniku na biodrach, walcząc z
kapryśnym generatorem? Dookoła rozpościerało się pustkowie, choć do szosy nie było wcale daleko,
a obok jego posiadłości znajdował się kanał. W pobliżu było kilka podobnych samotnych siedzib, a
nawet niewielkie osiedla. W jednym z nich mieszkał jego dziadek, który wolał towarzystwo swych
starych przyjaciół. Eryk to rozumiał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl