[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chce...  Głos zamarł mu w krtani. Podniósł wzrok na komisarza.  A potem stało się.
Chciała, bym się z nią ożenił. Nie wiedziałem, co robić. Jestem zaręczony z dziewczyną w
Londynie. Jeśli się o tym dowie  a dowie się z pewnością  to zerwie ze mną. I będzie
miała rację, bo jestem skończonym łajdakiem. Nie wiedziałem, co mam robić. Unikałem
spotkania z Rose. Myślałem, że wrócę do miasta, skontaktuję się z moim adwokatem, by
ustalić dla niej jakieś odszkodowanie pieniężne czy coś takiego. Boże, jakim byłem głupcem!
Wszystko jest jasne i przemawia przeciw mnie. Ale tamci panowie siÄ™ mylÄ…. Ona na pewno
zabiła się sama.
 Czy groziła kiedykolwiek, że odbierze sobie życie?
Sandford przecząco pokiwał głową.
 Nigdy. Nie sądzę, by była do tego zdolna.
 A co z tym chłopcem, Joe Ellisem?
 Tym stolarzem? To poczciwiec ze wsi. Trochę tępy, ale wariował na punkcie Rose.
 Mógł być zazdrosny?
 Myślę, że tak. Ale on jest taki powolny. Cierpiałby chyba w milczeniu.
 Cóż, muszę już iść  zakończył rozmowę sir Henry.
Przyłączył się do swych kolegów po fachu.
 Wie pan, Melchett  powiedział.  Wydaje mi się, że powinniśmy rzucić okien na
tego Ellisa, zanim przedsięwezmiemy jakieś drastyczne kroki. Nie trzeba, by dokonał pan
aresztowania, które miałoby się okazać pomyłką. Zazdrość jest równie poważnym powodem
zabójstwa  i do tego częstym.
 To prawda  zgodził się nadinspektor.  Nie pasuje to jednak do Joe Ellisa. Nie
skrzywdziłby nawet muchy. Nikt nigdy nie widział, by stracił panowanie nad sobą. Wydaje
mi się jednak, że trzeba go zapytać, gdzie był wczoraj wieczorem. Będzie teraz w domu.
Mieszka z panią Bartlett, poczciwą wdową, która dorabia sobie przyjmując pranie do domu.
Mały domek, do którego się skierowali, świecił wprost czystością i schludnością. Rosła,
krzepka kobieta w średnim wieku otworzyła im drzwi. Twarz miała miłą i niebieskie oczy.
 Dzień dobry, pani Bartlett  powitał ją inspektor.  Czy zastaliśmy Joe Ellisa?
 Wrócił niedawno, jakieś dziesięć minut temu  odpowiedziała kobieta.  Wejdzcie,
panowie, do środka, proszę.
Wycierając ręce w fartuch wprowadziła ich do małego pokoju bawialnego mieszczącego
się od frontu, gdzie pełno było wypchanych zwierząt i porcelanowych psów. Stała tam sofa i
różne meble niewiadomego przeznaczenia.
Pospiesznie przygotowała dla nich miejsca do siedzenia, pozbierała drobiazgi na półkę,
by zrobić więcej miejsca, i wyszła wołając:
 Joe, jacyÅ› panowie do ciebie.
Głos z kuchni odpowiedział:
 Zaraz tam będę, tylko się umyję.
Pani Bartlett uśmiechnęła się.
 Joe nie sprawia żadnego kłopotu?  spytał pułkownik Melchett niedbale.
 Nie wyobrażam sobie lepszego lokatora, sir. Spokojny młody człowiek. Nigdy nie pije
ani kropli. Ceni swoją pracę. Zawsze uprzejmy i chętny do pomocy. Zrobił dla mnie te półki i
nowy stół w kuchni. Dogląda wszystkich napraw w domu, a robi to tak, po prostu, nawet nie
chce, bym mu dziękowała. Ach! Niewielu jest dzisiaj takich jak Joe, proszę pana.
 Jakaś dziewczyna będzie miała kiedyś szczęście  rzucił od niechcenia Melchett. 
Robił słodkie oczy do tej biednej Rose, prawda?
Pani Bartlett westchnęła.
 Aż przykro było patrzeć, naprawdę. Wielbił prawie ziemię, po której chodziła, a ona
nie dbała o niego nawet tyle, ile brudu za paznokciem.
 Jak Joe spędzał wieczory, pani Bartlett?
 Tutaj, oczywiście. Czasem majsterkuje, a czasem uczy się listownie prowadzenia
ksiÄ…g.
 Ach, tak! A wczoraj wieczorem był w domu?
 Tak, proszÄ™ pana.
 Na pewno, pani Bartlett?
Kobieta obróciła się w jego stronę.
 Najzupełniej.
 Nigdzie nie wychodził między ósmą a pół do dziewiątej?
 Ależ nie!  Pani Bartlett roześmiała się.  Robił właśnie stół w kuchni przez cały
wieczór, a ja mu pomagałam.
Sir Henry spojrzał na jej uśmiechniętą twarz i po raz pierwszy uczuł, jak ogarniają go
wątpliwości.
W chwilę pózniej Ellis wszedł do pokoju. Był wysokim, barczystym mężczyzną o trochę
wiejskiej urodzie. Miał niebieskie oczy, które patrzyły nieśmiało, i dobroduszny uśmiech.
Całość robiła wrażenie dobrego, młodego olbrzyma.
Melchett zagadnął go. Pani Bartlett wycofała się do kuchni.
 Badamy okoliczności śmierci Rose Emmott. Pan ją znał, Ellis.
 Tak.  Zawahał się, a potem wykrztusił.  Miałem nadzieję, że się z nią kiedyś
ożenię. Biedna dziewczyna.
 Wie pan, w jakim była stanie?
 Tak.  W oczach błysnął mu gniew.  Rzucił ją. Ale to dla jej dobra. Nie byłaby z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl