[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obtupał śnieg z butów i cicho wszedł z Brewsterem i kobietą do domu.
- No dobrze, Brewster, ty na podłogę, a panią położymy na sofie. - Ubranie kobiety było prawie
suche, więc przykrył ją dwoma kocami i ściągnął jej buty. Na stopach miała grube, wełniane skarpetki,
wciąż suche.
Dix wyciągnął komórkę z kieszeni i wystukał dziewięćset jedenaście. Odebrała dyspozytorka
Amalee Witten.
- Cześć, szeryfie, co jest?
- W lesie koło mojego domu znalazłem ranną kobietę. Przyślij karetkę najszybciej, jak możesz.
Amalee miała pięćdziesiąt dwa lata i ważyła sto dziesięć kilo, ale kiedy sytuacja tego wymagała,
potrafiła ruszać się szybciej niż Rob, gdy wypadła jego kolej na sprzątanie łazienki.
- Trzymaj siÄ™, szeryfie.
- Tato, czy ona wydobrzeje?
- Nie wiem, Rob, nie mogę jej obudzić. Idz, zrób gorącej herbaty. Zobaczymy, czy uda się nam ją
napoić.
Niecałe pięć minut pózniej syn wszedł do salonu, trzymając w dłoniach kubek herbaty.
- Nie jest zbyt gorąca, żeby nie poparzyła sobie ust.
- Dobrze. - Dix uniósł głowę kobiety i przyłożył kubek do jej dolnej wargi. - No, powąchaj, to
Lipton, najlepsza herbata w torebkach. Rob zrobił ją tak, jak trzeba, żebyś mogła tylko otworzyć usta i
pociągnąć solidny łyk. Ogrzeje cię od środka.
Ku jego zaskoczeniu kobieta otworzyła usta i łyknęła herbaty. Otworzyła oczy, popatrzyła na Dixa i
wypiła jeszcze trochę.
- Czy coÅ› ciÄ™ boli?
Powoli potrząsnęła głową i przemówiła słabym głosem:
- Tylko głowa. - Próbowała unieść dłoń, ale Dix ją przytrzymał.
- Masz ranę po lewej stronie, nad skronią. Nie będę jej ruszał, niech lekarze się nią zajmą.
Brewster wskoczył na sofę i położył się obok kobiety.
- To jest Brewster, to on znalazł cię w lesie, zanim śnieżyca rozpętała się na dobre.
- Brewster - powiedziała, dotykając jego mordki - dziękuję.
- Nazywam się Dixon Noble, jestem szeryfem w Maestro. Chłopak, który zrobił herbatę, to mój syn,
Rob. Możesz mi powiedzieć, jak masz na imię?
- Ja ... - ,Potarła podbródkiem o sierść Brewstera, który lizał ją po dłoni. - To dziwne - powiedziała
po chwili, odwracając się, żeby spojrzeć na Dixa. - Wyobraz sobie, że nie mam zielonego pojęcia.
Dix powoli wstał. Kobieta wydawał się przerażona, a ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to, żeby straciła
nad sobÄ… kontrolÄ™.
- Nie wiem, co jeszcze się wydarzyło - powiedział łagodnie - ale na pewno dostałaś solidny cios w
głowę. Może dlatego nie pamiętasz. Lekarz na pewno nam powie, co się dzieje. Jestem pewien, że to
przejściowe, więc spróbuj się nie martwić, dobrze? Sprawdzę w kieszeniach twojej kurtki, czy nie masz
jakiegoś dokumentu. Pamiętasz, czy miałaś ze sobą torebkę albo portfel?
Zobaczył, że kobieta miała rozszerzone zrenice, i to go zaniepokoiło.
- Nie przejmuj się tym. Może masz coś w kieszeniach dżinsów. Sprawdzą to w szpitalu, bo ja nie
chcę cię ruszać. Jutro poszukam twojej torebki w lesie.
- To jakieś szaleństwo - powiedziała i Dix dostrzegł, że poruszyła się pod kocem. Pewnie sama
sprawdzała kieszenie spodni. - Nic nie mogę znalezć. To nie ma żadnego sensu. Gdzie jest moja
komórka? Czy miałam torebkę? Nie, raczej nie. Nigdy nie brałam ze sobą torebki.
Dix czekał cierpliwie. - Nigdy.
- Ale wiesz, że miałaś komórkę?
- Tak. W każdym razie tak mi się wydaje. - Zaczęła nucić.
- Dlaczego śpiewasz? - spytał Rob.
- Nie lubię przeklinać, więc nucę, kiedy jestem zła.
- Fajnie - powiedział Rafe, który stanął obok sofy i patrzył na kobietę.
- To mój drugi syn, Rafer. No dobrze, powoli coś sobie przypominasz. Nie zmuszaj się. Na
wszystko zawsze można znalezć wytłumaczenie.
- To, co przed chwilą powiedziałeś, wydało mi się znajome, jakbym sama mówiła tak do ludzi.
Za Robem do pokoju weszli pracownicy pogotowia. Dziesięć minut pózniej Dix i kobieta siedzieli
w karetce, która zmierzała w stronę szpitala w Louden, oddalonego o jakieś dwanaście mil. Znieg padał
tak gęsto, że droga zajęła im ponad pół godziny. Kobieta była blada i miała szkliste oczy. Dix trzymał ją
za rękę. Nie nosiła żadnych pierścionków tylko praktyczny, czarny zegarek. W izbie przyjęć na razie
panował spokój, ale wszyscy byli przygotowani na najgorsze.
Gdy kobietę zabrano na badania, Dix usiadł w prawie pustej poczekalni i zabrał się do lektury
National Geographic z 1997 roku.
Usłyszał jej krzyk, wstał automatycznie i podszedł do odgrodzonej zasłoną niszy.
- Szeryfie, musimy wypełnić dokumenty.
Zrobił, co mógł, ale ponieważ nie miał pojęcia, kim była kobieta ani jaka była historia jej chorób,
większość rubryk pozostała pusta, poza imieniem: Jane Doe2
Dix wyjął komórkę i zadzwonił do Emory'ego Coxa, żeby dowiedzieć się, co się dzieje.
- To dziwne, szeryfie, ale mieliśmy tylko jeden telefon i nie uwierzy pan, ale to była pomyłka.
- Nie, nie wierzę. Pewnie chodziło o przemoc w rodzinie i jutro żona pojawi się u nas ze złamanym
nosem i cała w siniakach. Zobaczymy.
- Jak na razie wydaje się, że wszyscy zachowują się mądrze i siedzą w domach.
- Miejmy nadzieję, że nadal tak będzie, Emory. Ja jestem w szpitalu, mam tu pewne kłopoty -
Opisał Emory'emu, jak znalazł kobietę, wiedząc, że pewnie Amalee opowiedziała już o tym połowie ludzi
w mieście. - Chciałbym, żebyś posłał dwóch ludzi, Clausa i B.B., żeby poszukali samochodu tej kobiety.
Nie, nie wiem, jaki to rodzaj auta, bo ona w tej chwili prawie nic nie pamięta. Chcę, żebyś sprawdził
raporty o zaginionych młodych kobietach w całym hrabstwie. Jeśli do jutra rana nie przypomni sobie, kim
jest, przepuścimy jej odciski palców przez System Identyfikacji Linni Papilarnych, może dopisze nam
szczęście. Jeżeli będzie trzeba, jutro możecie zrobić jej zdjęcie, które roześlemy. Sprawdz motele i hotele
w promieniu piętnastu mil od Maestro. Mogę tylko powiedzieć, że ma po trzydziestce, ciemne włosy,
jasną cerę i bardzo zielone oczy. Jest raczej szczupła, może biega. Jej ramiona i nogi wydawały się silne,
kiedy sprawdzałem, czy czegoś nie złamała. Jest wysoka, pięć stóp dziewięć, może dziesięć. Samochód
2
" Jane Doe - amerykański odpowiednik polskiego N.N. (przyp. tłum.).
powiedziałby nam wszystko, bo pewnie w środku są jej dokumenty, albo moglibyśmy ją zidentyfikować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]