[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mari zadrżała. Czyżby i tej nocy nie mogli spać spokojnie?
- On nie wróci. To pewne - oświadczyła Barbo tonem tak zdecydowanym, że młodzi
natychmiast jej uwierzyli.
- Posłuchaj mnie, Hannah - mówiła Barbo. - Niczego się nie bój. Dziecko przyjdzie na świat
zdrowe. Będą przy tobie twoi bliscy. Trochę bólu jesteś przecież w stanie wytrzymać.
Hannah się uśmiechnęła. Barbo we wszystkich swoich słowach była taka przekonująca.
Latem Hannah tęskniła za staruszką, ale domyślała się, że biedaczka nie ma siły na pokonywanie
długiej drogi od zagrody do zagrody w górach.
- Dziękuję - szepnęła, uśmiechając się do mądrej twarzy kobiety. - Kto przy mnie czuwał w
nocy?
Teraz Barbo się uśmiechnęła.
- Był tu pastor, służąca, akuszerka i...
- i...
- Psiarz. Dużo czasu tu spędził i dużo dobrego zrobił.
Hannah zamknęła oczy. Mogła teraz odpocząć. Wiedziała, że wszystko dobrze się skończy.
Stopniowo wracała jej pamięć. Przypomniała sobie wrzaski i atak lensmana. Pamiętała, jak Simen
szedł przez podwórze i jak leżała na ziemi. Potem otworzyła oczy i pytająco popatrzyła na Barbo.
- Gdzie on jest?
- Nie masz się czego obawiać. Rozmawiałam z nim dziś rano. Ten człowiek jest ruiną. Nie
zostało w nim ani trochę siły. Już nigdy więcej go nie zobaczymy, uwierz mi.
I Hannah wierzyła. Dlatego, że bardzo chciała w to wierzyć, i dlatego, że to Barbo o tym
mówiła.
Gdy niedługo potem Barbo opuściła dwór, niosła koszyk z przysmakami. Mari odgadła
pragnienia Hannah i nie przyjęła protestów staruszki na poważnie.
- Włożyłam jej trochę mięsa i sera, no i różne inne rzeczy - opowiadała Mari z uśmiechem,
gdy przyszła do alkierza dołożyć do pieca. - Mam nadzieję, że dobrze zrobiłam.
Hannah odpowiedziała zadowolonym spojrzeniem, które dziewczynie w zupełności
wystarczyło.
- Gospodyni ma leżeć. Niedługo przyjdzie Ingrid i dotrzyma pani towarzystwa.
Hannah cieszyła się, że Mari umówiła się już z jej kuzynką. Ingrid była miła i serdeczna, no
a przede wszystkim Hannah miała do niej zaufanie.
Kiedy za Mari zamknęły się drzwi i Hannah została sama, zaczęła rozmyślać o Olem i
Flemmingu. Barbo orzekła, że już jadą, a ona chyba powinna to wiedzieć.
Nagle Hannah zaczęła płakać. Azy cisnęły się do oczu, moczyły policzki i pościel. Wraz ze
szlochem ujście znajdowały strach i tęsknota. Czuła się w tej chwili taka słaba i bezradna. Tak
bardzo pragnęła poczuć czułą dłoń, która wróci życie jej zmęczonemu ciału, rozgrzeje krew i wleje
w nią radość. Mocno zacisnęła ręce na kołdrze, marząc o dłoni Flemminga. Płacz nie chciał
ucichnąć, chociaż przy każdym szlochu bolał ją bark. Dobrze jednak było wyrzucić z siebie
wszystko, co do tej pory hamowała. Chwilę pózniej poczuła lekkie kopnięcie w brzuchu. Otarła
twarz kołdrą i uśmiechnęła się. Dziecko żyło. Dziecko jej i Flemminga. I tylko to miało jakie-
kolwiek znaczenie.
Od wypadku minęły trzy dni. Ingrid z rękami zajętymi robótką rozprawiała o ważnych i
nieważnych sprawach. Hannah drzemała. Docierały do niej tylko urywki zdań, ale przy Ingrid czuła
się bezpieczna. Kuzynka czuwała przy niej nieustannie, troszczyła się, by chora miała spokój, a
czasami chwilę odprężającej pogawędki. Nie na żarty się przeraziła, widząc Hannah w łóżku taką
bladą. Najtrudniej było pojąć, że sprawcą tego haniebnego czynu okazał się sam lensman. Ingrid
wiedziała, że posłano wiadomość lensmanowi z Gol i na poszukiwanie Ingvara wyruszyła cała
gromada mężczyzn. Od tamtej brzemiennej w skutki nocy nikt go jednak nie widział.
Do chorej mówiła o przyjemniejszych rzeczach. Gdybyż Hannah wiedziała, ile trzeba było
się namęczyć, by utrzymać ludzi z dala od jej alkierza! Ingrid uśmiechnęła się pod nosem. Plotki o
strasznym wydarzeniu prędko obiegły wioskę i już drugiego dnia wieczorem pojawili się pierwsi
goście. Zaraz po nastaniu ciemności na podwórzu rozległy się kroki i do drzwi zastukał Lars.
Przyszedł się dowiedzieć, co z Hannah. Stał taki przejęty i smutny, że Ingrid zrobiło się go żal, ale
musiała go odprawić, mówiąc, że Hannah nie przyjmuje żadnych odwiedzin. Lars to zrozumiał.
Wcale zresztą nie chciał przeszkadzać, przyniósł tylko pewien drobiazg.
Tym drobiazgiem okazała się nowiusieńka sieć na ryby wypleciona własnoręcznie przez
Larsa. Ingrid wzruszył ten gest, przyjęła podarek, obiecując, że gospodyni dowie się o nim zaraz,
gdy tylko się obudzi.
Następnego wieczoru pukanie rozlegało się niemal bez przerwy. Najpierw z pytaniem o
zdrowie Hannah pojawiła się Ingebjrg, sąsiadka z letniej zagrody. Przyniosła w podarunku kosz z
brzozowych korzeni. Ingrid wiedziała, ile pracy kosztował ją ten prezent. Wyciąganie korzeni
brzozy samo w sobie jest trudne, ale ich czyszczenie, zmiękczanie, dzielenie, a na koniec splatanie
w ładny wzór to nadzwyczaj uciążliwe i wymagające wprawy zajęcie. Widać było, że ludzie cenią
Hannah. Ingrid aż tak bardzo to nie zaskoczyło, jednak trochę się dziwiła, bo nie leżało w zwyczaju
przynoszenie chorym aż tak cennych darów.
Następną osobą, która stanęła w progu, była Marit Eikre, młoda żona. Zastukała z poważną
miną i położyła za drzwiami niedużą paczuszkę.
- To Hallgrim zrobił - powiedziała zażenowana. - Pomyśleliśmy, że może się przydać. I
bardzo chcielibyśmy podziękować za rady, które dostaliśmy od Hannah, no i oczywiście życzyć jej
wszystkiego dobrego. Chyba wróci do zdrowia?
Ingrid kolejny raz powtórzyła, że chyba wszystko będzie dobrze, ale Hannah jest zbyt
zmęczona, by przyjmować gości. Marit z wyrozumiałością pokiwała głową i podała jej rękę na
pożegnanie. Ingrid podziwiała młodą gospodynię. Marit miała mocne spojrzenie, proste plecy i
zdecydowanie wypisane na twarzy, przesłaniające już to początkowe onieśmielenie. Ingrid
[ Pobierz całość w formacie PDF ]