[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pojawili się nieliczni policjanci. Większość pozostawała na obrzeżach
Brooklands, odganiając ciekawskich gości. Na dachu ratusza ujrzałem
Sangstera stojÄ…cego obok komisarza Leightona. Patrzyli na rozruchy
spokojnym wzrokiem właścicieli ziemskich, obserwujących zabawę
swoich poddanych, zupełnie jakby podpalanie samochodów i awantury na
tle rasowym były żywiołowymi rekreacjami, charakterystycznymi dla
okrutnego chłopstwa z miast przy autostradach.
Ale świat zewnętrzny zaczynał zwracać na to uwagę. Za ratuszem dwaj
policjanci na motocyklach zatrzymali zespół wiadomości BBC,
rozstawiający swój sprzęt. Zagonili ekipę z powrotem do furgonetki,
kazali kierowcy zawrócić i eskortowali pojazd, dopóki nie wjechał z
powrotem na M25.
Nieliczni świadkowie ich odjazdu byli wyraznie rozczarowani, że
zamieszki w Brooklands, jedyny od lat trzydziestych przyczynek do sławy,
nie zostaną zaprezentowane w porannych wiadomościach. W krótkiej
przerwie, zanim zebrani znalezli kolejny obiekt ataku, wysłuchałem
ostatnich doniesień w radiu trzymanym przez dwie nastolatki w
koszulkach z krzyżami św. Jerzego. Reporter mówił o ulicznych walkach.
Uznał je za przejaw tradycyjnej angielskiej rozrywki, awantur
pseudokibiców. Dodał, że miejskie siły policyjne znajdują się w stanie
gotowości, ale na razie nie interweniują.
Rozczarowani biernością swoich wrogów uczestnicy zamieszek zaczęli
zwracać się przeciwko sobie i noc przekształciła się w serię pijackich burd
i znudzonych ataków na już wcześniej złupione lokale. Odwróciwszy się
plecami do tego wszystkiego, zacząłem przedzierać się przez cichsze
boczne uliczki. Zgubiłem się i wcale nie miałem nic przeciwko temu.
Nienawidziłem rozruchów i aktów przemocy na tle rasowym, ale
wiedziałem, że tłum był rozczarowany klęską rewolty, która miała rozpalić
miasta przy autostradzie. Wiedziałem już, że bomba podłożona w moim
jensenie stanowiła próbę zapalenia lontu. Ale znudzonym konsumentom,
którzy tworzyli społeczność Brooklands, umknęło to, co najważniejsze.
Tkwiąc w swoim raju sprzedaży detalicznej, nie mieli odwagi zmierzać ku
samozniszczeniu. Tłum przed ratuszem chciał, by David Cruise go
poprowadził, ale prezenter telewizji kablowej miał zbyt mało pewności
siebie. Zamieszki skończyły się na tym, że sfrustrowany motłoch gniewnie
popatrywał na siebie w lustrze i tłukł o nie zakrwawionym czołem.
Wiedziałem już teraz, że wszyscy jesteśmy sterowani przez niewielki
zespół nieudolnych lalkarzy. Grupę prominentnych miejscowych
obywateli, którzy, przestraszeni, że Metro-Centre wznieci amatorski pucz,
próbowali odwrócić wskazówki zegara i ocalić swoje stare hrabstwo przed
plagą detalistów. Geoffrey Fairfax, doktor Maxted, William Sangster, a
także inni, prawdopodobnie za cichym przyzwoleniem komisarza
Leightona i starszych rangą oficerów policji, postanowili wykorzystać
szansę daną im przez strzelaninę w Metro-Centre, która doprowadziła do
śmierci mojego ojca. Tylko bezpośredni atak na wielkie centrum handlowe
mógł obudzić głęboko uśpione społeczeństwo. Zniszczenie kościoła czy
biblioteki, splądrowanie szkoły czy muzeum nie dotknęłoby go tak do
żywego. Tylko gwałtowna rewolta, kordyt społecznego konfliktu w
podmiejskim hrabstwie Surrey, mogła zmusić władze hrabstwa i
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych do reakcji. Galerie handlowe
zostałyby zamknięte, lis wróciłby na swoje tereny, a polowanie znów
pogalopowałoby przez opuszczone dwupasmowe autostrady i parkingi
zapomnianych stacji benzynowych.
Tymczasem mój zamęczony jensen był w drodze do laboratorium
kryminalistycznego i mogłem zostać oskarżony o przewodzenie nieudanej
rewolucji...
19. Potrzeba zrozumienia
Sznur karetek pogotowia czekających przed wejściem do izby przyjęć
szpitala w Brooklands wynurzył się zza zasłony mgły i dymu. Uczestnicy
zamieszek ciągnęli ulicą przy szpitalu, dewastując sklepy. Na chodniku
przede mną leżały szyby z okien biura podróży, szkło gotowe, by wbić się
w kostki nierozważnych idących.
Przedzierając się przez brudne odłamki, zauważyłem kobietę w białym
kitlu, która stała obok samochodu, odganiając ręką kłęby dymu.
Rozpoznawszy doktor Julię Goodwin, ucieszyłem się i przez chwilę
zapomniałem o całym tym fatalnym wieczorze.
Julia? Co się stało? Wyglądasz...
Pan Pearson... Richard? Boże, stało się to, co najgor sze. Wyglądała
na zmieszaną, zabębniła pięściami o karose rię samochodu, jakby prawiła
kazanie upartemu pacjentowi. Co ty tu robisz?
Przyłączyłem się do zamieszek. Starałem się ją uspo koić,
chwytając za nadgarstki. Puls na każdym z nich wyda wał się bić w innym
rytmie. Czy... ?
Nic mi nie jest? A jak, do diabła, myślisz? Wyrwała ręce i
zauważyłem, że kierowca karetki wysiadł z wozu. Po machała do niego
uspokajająco i obniżyła głos, odwracając wzrok. Richard, ty jeden
zachowałeś zdrowy rozsądek. Po wiedz mi, co właściwie się stało?
Nie wiesz?
Nie mam zielonego pojęcia. Popatrzyła na samochód i powiedziała
rzeczowo, jakby nie w pełni wierzyła sobie: Geoffrey Fairfax nie żyje.
Bomba w Metro-Centre. To straszne... Przykro mi.
Właściwie był z niego kawał drania. Wyraznie się oży wiła.
Usiłował rozbroić bombę.
SkÄ…d wiesz?
Sierżant Falconer mi powiedziała. Dziwna kobieta. Nie chciałabym,
żeby mnie przesłuchiwała. Geoffrey musiał za uważyć ładunek
wybuchowy w samochodzie zamachowca. Jej zdaniem śledził go. Kto
jezdzi po mieście z cholerną bombą na tylnym siedzeniu? Odwróciła się
do mnie i odruchowo starła plamkę sadzy z mojego ramienia, zupełnie
jakby gła skała kota sąsiada. To całe miasto robi się szalone.
Wydaje mi się, że o to właśnie chodziło. Ale się nie uda ło.
O czym ty mówisz? Widziałeś Tony'ego Maxteda i Sangstera?
W całym mieście. Wszędzie. Praktycznie rzecz biorąc, są
przywódcami.
Starają się obniżyć temperaturę. Uspokoić ludzi i po wstrzymać ich
przed zrobieniem czegoÅ› naprawdÄ™ straszne go. Policja ich wspiera.
Czy to właśnie powiedziała ci sierżant Falconer?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]