[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiedzieć. Jak wyglądali ci trzej? Opisał ich gorliwie. A ich samochód? Z tym było
trudniej. Numery? Co pamięta z drogi, kiedy jechał z Lou? (Zapamiętał mały biały ko-
ściółek. Zapamiętał barak ponad zakrętem na górskiej drodze, ze światłem w oknie).
Czy jest pewien, że chcieli go przejechać? Czy potrafiłby odnalezć tę drogę w lesie?... Jak
dobrze było odpowiadać na te pytania. Nie wiedział, ile życia stracił, dopóki one mu go
nie przywróciły.
W końcu sierżant powiedział: Dziękuję panu, Tony. Zajmiemy się tą sprawą i od-
dzwonimy.
Proszę zaczekać!
Tak?
Nie mogę tutaj zostać.
Proszę wytrzymać jeszcze trochę... Telefon zamarł.
Spojrzał na swoich gospodarzy, ci patrzyli gdzie indziej. Nieznajomi ze skraju wio-
ski o poranku, dobrzy na tyle, że pozwolili mu skorzystać z telefonu. Nie może tu zo-
stać... ale gdzie zatem? %7łona i córka zaginione, samochód zabrany, nie ma nic, poza
ubraniem na sobie i portfelem. Telefon ożył ponownie.
Tony? Coś panu powiem. Wyślemy po pana człowieka. Poczeka pan na nas.
W porzÄ…dku.
Za jakieś pół godziny ktoś się tam zjawi.
Tak więc jadą po niego, zaopiekują się nim. Dobra policja, pocieszająca, ojcowska.
Chciał się uśmiechnąć, ale uznał, że to by głupio wyglądało, gdy farmer i jego żona pa-
trzyli na niego.
45
To dam panu coś przegryzć orzekła pani Combs.
Nakarmiła go dobrze przy kuchennym stole z blatem w szachownicę. Wisząca ża-
rówka rzucała blade, mało przyjemne światło. Mąż wyszedł popracować do stajni. Jej
spojrzenie było czujne. Nie odpowiedziała na podziękowanie Tony ego, a ten jadł w mil-
czeniu.
Nigdy nie lubiłam podróżować sama mówiła. Gdzie indziej ludzie są różni.
Nie wiadomo na kogo można się natknąć.
Pokiwał głową, miał pełne usta. Krytyka ukryta za sympatią. Tak pomyślał
ale akurat się złożyło, że to właśnie w waszej okolicy natknąłem się na tych ludzi!
Niemniej jednak bądz wdzięczny za dobrą policję i uprzejmych, choć ostrożnych, go-
spodarzy.
Do czasu, gdy przyjechał po niego wóz policyjny, dzień był już w pełni, choć po-
ranne słońce kryło się jeszcze za wzgórzem. Wóz miał oficjalne godło z boku i światła
na dachu, teraz wyłączone. Policjant był wielkim młodym człowiekiem z małym brązo-
wym wąsikiem i o szerokich barach. Przypominał mu pewnego dziecinnego studenta,
który w zeszłym roku w kółko przychodził do jego gabinetu. Nie pamiętał już jego na-
zwiska.
Jestem Talbot przedstawił się policjant. Sierżant Miles polecił mi powie-
dzieć panu, że nie wpłynął żaden raport odnośnie pańskiej żony i dziecka.
Rozczarowanie. Zdał sobie sprawę, że spodziewał się w każdej chwili, iż zosta-
nie powiadomiony o zgłoszeniu się Laury i Helen. Jeszcze nie ma ósmej pomyślał.
Większość sklepów i biur jeszcze jest zamknięta .
Wielki młody studenciak w mundurze uruchomił silnik i rzucił coś do mikrofo-
nu. Radio warknęło ciemnym, mechanicznym męskim głosem. Twarz Talbota była po-
ważna.
Jest pan pewien, że nie ustaliliście miejsca, w którym mieliście się spotkać? za-
pytał.
Ustaliliśmy je, Posterunek policji w Bailey. Tylko że zamiast tego wyrzucili mnie
w lesie.
Co to jest Bailey?
Powiedzieli, że to najbliższe miasto. Mieliśmy pojechać tam na policję.
Nigdy nie słyszałem o żadnym Bailey. A na pewno nie ma czegoś takiego jak po-
licja z Bailey.
Złe, złe choć nie całkiem nowe te wieści...
Tego się właśnie obawiałem.
Ruszyli. Wóz jechał w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszedł tu Tony.
Niespodziewanie zaczął się bać, jakby zostawiał coś poza sobą. Nagle zgubił drogę w tej
nowej podróży, nie mógł przypomnieć sobie zakrętów, ani kolejnych wiosek, przez które
46
przejeżdżali. Jadąc jakby w zapieczętowanym wozie ochronnym, pozostawił ten kosz-
mar za sobą, ale tym samym zniszczył ścieżkę do niego prowadzącą, a przez to drogę
powrotu do życia. Pamiętał, że Miles pytał go, czy byłby w stanie odnalezć na powrót
drogę, począwszy od domu Combsów, i teraz pomyślał: Czy nie powinienem poprosić
Talbota o pomoc w odtworzeniu moich kroków? Ale nie podsunął mu tego uznając, że
coś nieprzyzwoitego byłoby w takiej sugestii.
Wieś w świetle poranka była żółta i zielona, rozkołysana i świeża. Drogi czarno
błyszczały w słońcu. Pędzili zawieszeni wysoko na zboczach wzgórz, górujących nad
rozległymi dolinami pełnymi pól i kęp drzew. Zjeżdżali w gaje i po długich prostych
wspinali siÄ™ na stoki. Zwalniali w osadach, mijali budynki, pola kukurydzy, Å‚Ä…ki z kro-
wami, podwórza ze świniami i zagrody pełne owiec. A na wzgórzach lasy, Jakże piękna
byłaby wieś, gdybym miał Laurę, żeby jej to powiedzieć pomyślał. Posterunek policji
był nowym, jednopiętrowym budynkiem z cegły, z placem wytyczonym łańcuchami na
skraju miasta, za którym pasły się już krowy. Po przeciwnej stronie znajdował się motel.
Tony Hastings podążył za Talbotem przez korytarz, potem obok dyżurki, przez biuro,
aż do pomieszczenia, gdzie stały dwa biurka. Mężczyzna zza biurka w dalszym rogu po-
koju podniósł się.
Jestem porucznik Graves. Sierżant Miles skończył właśnie służbę.
Porucznik Graves był niedużym człowiekiem o zaokrąglonych kościach policzko-
wych i z małym, jak u kreskówkowej wiewiórki, podbródkiem. Miał czarne wąsy, które
po obu stronach schodziły poniżej ust. Jego oczy, a może kształt całej twarzy, sprawiały,
że podobny był trochę do Raya w nocy. Lepiej żebym na niego nie patrzył pomy-
ślał Tony. Bał się, że twarz porucznika wymaże mu z pamięci twarz Raya.
Kiedy Tony usiadł na krześle przy biurku, porucznik Graves odczytał mu napisany
ręcznie dokument. Czytał wolno, więc zabrało to dużo czasu. Potem poprosił Tony ego
o powtórzenie całej historii. Zapisał ją na kartce żółtego, poliniowanego papieru, cho-
ciaż Tony nie rozumiał, jak udało mu się ograniczyć wszystko do kilku zaledwie wyra-
zów. Kiedy skończył, powtórzył pytania sierżanta Milesa, a potem siedział długo, pod-
parłszy brodę dłonią.
Cóż odezwał się w końcu zaalarmowaliśmy już wszystkich, jeżeli chodzi
o te dwa samochody. Coś powinno to dać. Nie bardzo wiem, co jeszcze możemy zrobić,
poza czekaniem... Spojrzał na Tony ego. Ma pan gdzie się zatrzymać?
Nie bardzo.
Po drugiej stronie ulicy jest motel zapisał coś na kartce. To telefon taxi,
może się przydać. Pieniądze pan ma?
Mam karty kredytowe. Książeczka czekowa została w walizce. W samochodzie.
Wszystkie ubrania także.
Na Hallicot Street jest bank. OtwierajÄ… o dziewiÄ…tej.
47
Dziękuję.
Jest jeszcze wcześnie. Możliwe, że gdzieś nocowali.
Ale gdzie? rzucił od razu Tony.
Porucznik myślał, kiwając głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]