[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wieczorem, gdy podchodzimy do lądowania, wracając z operacji przeciwko nadciągającym amerykańskim
kolumnom pancernym, na pasie startowym znienacka wybuchajÄ… fontanny wyrzucanej w powietrze
ziemi. Wtedy dostrzegam na niebie grupę połyskujących w gorącym powietrzu Marauderów. Ruszamy na
nie, mimo że mamy niebezpiecznie mało paliwa. Trzech nieprzyjaciół zestrze-liwują moi ludzie. Czwarty
wędruje na moje konto.
Ze względu na sporą liczbę głębokich lejów w pasie startowym musimy lądować w Bretigny.
NocÄ… dywizjon zostaje przeniesiony do Marolles.
18 sierpnia 1944
Amerykanie prą znad Etampes w kierunku Sekwany, na północ od Paryża.
Pułk otrzymuje rozkaz dyslokacji do Vailly, na wschód od Soissons. Natychmiast zostaje
zorganizowany i wysłany przodem oddział lądowy z szybkimi ciągnikami gąsienicowymi, którego
zadaniem będzie przyjęcie nadlatujących formacji.
W połączonej operacji z pozostałymi dywizjonami wchodzącymi w skład pułku, na czele swoich
czterdziestu samolotów ostrzeliwuję nieprzyjacielskie kolumny transportu zaopatrzenia w pobliżu
Avrenges. Nad Lisieux udaje mi się zestrzelić Mustanga. Pięć minut pózniej kolejny Mustang spada pod
ogniem moich karabinów.
19 sierpnia 1944
Niegdyś zwykłem odmierzać mijający czas swego życia letnimi porami roku.
To się zmieniło. Tegoroczne lato jest jak koszmar, z którego nie sposób się obudzić. W uciążliwym,
sierpniowym francuskim upale śmierć zbiera swe krwawe żniwo: każdego dnia uchylam się przed cięciami
jej kosy.
Najgorsze w tym wszystkim jest czekanie - czekanie, aż kosa dosięgnie mnie, tak jak dosięgła innych;
czekanie, gdy godziny zmieniają się w dni; czekanie, gdy po każdym dniu nieubłaganie przychodzi
kolejny. Samej śmierci się nie boję, bo nadchodzi szybko. Wystarczająco dużo razy się jej wymknąłem,
aby się o tym przekonać. Ale to okropne oczekiwanie na cios, i ta niepewność co do tego, kiedy spadnie...
Między misjami albo leżę przez namiotem i odpoczywam, albo dryfuję leniwie w gumowym pontonie po
rzece Aisne, zaledwie parę metrów za moim stanowiskiem dowodzenia. Woda jest krystalicznie czysta;
posługując się niewielką włócznią, próbuję polować na szczupaki przyczajone nad kamieniami
pokrywającymi rzeczne dno. Nadziana na koniec dzidy silna drapieżna ryba miota się dziko w agonii,
wysoko rozbryzgując zaczerwienioną wodę. Kiedy przyjdzie moja kolej, nie będzie to trwało tak długo.
Stałem się bardzo małomówny. Odzywam się wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne, a i wówczas
zwracam się tylko do adiutanta, lekarza wojskowego lub do oficera administracyjnego. Mój adiutant to
austriacki kapitan, który ze względu na wiek mógłby być moim ojcem. Lekarz to lubieżny typ, nie
potrafiący myśleć o niczym innym, jak tylko o swoich wygodach i kobietach. A oficer administracyjny nie
umie zamknąć ust i cały czas gada.
Od czasu, gdy powróciłem do latania operacyjnego, nie doszła do mnie żadna prywatna poczta. I
dobrze. Lilo pisałaby
w listach o domu i dzieciach. Lepiej, żeby nikt mi teraz o nich nie przypominał.
Brak mi Jonny'ego Festa: powinien być teraz przy mnie. Ten wysoki, jasnowłosy chłopak... Dlaczego
właśnie on, spośród tylu ludzi, musiał wpaść pod ostrze kosy?
Od wielu dni słońce praży niemiłosiernie. Za każdym razem, gdy przed startem zamykam kopułę, mam
wrażenie, że zamykam wieko własnej trumny. Ze wszystkich porów skóry wypływa pot. Gdy ląduję po
zakończeniu misji, koszula nieprzyjemnie lepi mi się do pleców.
Każdy dzień wydaje się być wiecznością. Nie ma już nic: tylko operacje, które są piekłem, a potem znów
czekanie - to targające nerwy czekanie na cios, który nieuchronnie musi nadejść, prędzej czy pózniej.
Noce nie przynoszą wytchnienia. Są krótkie, suche i męczące. Tak więc żadnego odprężenia dla spiętych
nerwów.
Codziennie o 3.00 dzwoni telefon przy moim łóżku. To pułk. Dostaję dzienne rozkazy operacyjne - loty
patrolowe, eskortowanie myśliwców bombardujących, przeprowadzanie niskich nalotów na takie i takie
cele, w tym a tym sektorze. Potem odbieram meldunek od oficera technicznego o stanie maszyn. Z dnia na
dzień jest ich coraz mniej.
Dziś dywizjon ma zaatakować wrogie cele na terenie na północ od Paryża. Opuściwszy sektor Lisieux -
Argentan, Amerykanie dotarli do Sekwany. Na południe od Paryża przekroczyli już rzekę.
Startuję czterokrotnie i czterokrotnie nie udaje mi się wykonać zadania, ponieważ za każdym razem
zostajemy przechwyceni przez o wiele liczniejsze myśliwce nieprzyjaciela, zanim docieramy do celu.
Wykształciłem w sobie niemal nadnaturalne poczucie pewności siebie w walce powietrznej. Wydaje mi
się, że posiadam instynkt urodzonego łowcy. Działam rozmyślnie i ze spokojem, niemal tak, jakby wiodła
mnie niewidzialna dłoń. Nie ma w tym oczywiście wielkiego bohaterstwa. Za każdym razem, gdy na
celowniku pojawia mi się nieprzyjaciel, zdaje się popełniać jakiś podstawowy błąd taktyczny. Chłodno i
beznamiętnie, bez najmniejszego poczucia
triumfu patrzę, jak się rozbija. Dziś, wspomagany szczęśliwym trafem, sprowadzam w ten sposób na
ziemiÄ™ trzy Thunderbolty.
Ale co z tego? Pięć z naszych samolotów nie wraca. To zle. Strata pięciu samolotów - albo pięciu pilotów -
znaczy dla nas tyle, co strata pięćdziesięciu dla nieprzyjaciela.
28 sierpnia 1944
Wróg próbuje przeprawić się przez Sekwanę po mostach pontonowych pomiędzy Vernon i Mantes.
Nieprzerwane patrole myśliwskie tworzą parasol ochronny, strzegąc przeprawy wraz z kordonem
skoncentrowanego ognia obrony przeciwlotniczej.
Wczoraj w sześciu misjach w tym sektorze dywizjon stracił dwanaście maszyn. Jesteśmy skończeni.
Dziś rano meldunek o stanie gotowości bojowej maszyn dywizjonu wymienia tylko cztery samoloty jako
zdolne do lotów operacyjnych. Dwa inne z mocno pokiereszowanymi kadłubami zdolne są wyłącznie do
lotów niebojowych. Są tak zdemolowane, że nie mam zamiaru odpowiadać za wysłanie w nich moich ludzi do
walki.
O 6.00 odbieram telefon od szefa sztabu dowództwa korpusu. Wścieka się i udziela mi ostrej nagany.
Dziś rano meldował pan o czterech maszynach zdolnych do lotów operacyjnych. Właśnie się
dowiedziałem, że może pan latać sześcioma. Czy pan oszalał? Czy zdaje pan sobie sprawę z powagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]