[ Pobierz całość w formacie PDF ]

58
Nadciągnął wreszcie i Sanhedryn  a wśród niego Hanaan, starzec z twa-
rzą sępa i z oczyma w krwawych obwódkach, oraz ociężały Kajafa, przybrany
w dwurożną czapkę, z pozłocistą tablicą na piersiach. Razem z nimi szli róż-
ni faryzeusze, jak to: w l o k ą c y
n o g i , którzy umyślnie potrącali stopami o wszystkie przeszkody, faryze-
usze o k r w a w y c h c z o ł a c h, również umyślnie rozbijający je o mu-
ry, i faryzeusze z g a r b i e n i , niby gotowi do przyjęcia ciężaru grzechów
całego miasta na swe ramiona. Posępna powaga i zimna zaciekłość różniła
ich od zgiełkliwej zgrai pospolitego ludu.
Cinna przyglądał się tej ciżbie ludzkiej z chłodną i pogardliwą twarzą
człowieka należącego do rasy panującej, Antea  ze zdziwieniem i obawą.
Wielu %7łydów zamieszkiwało Aleksandrię, ale tam byli oni na wpół Hellenami,
tu zaś po raz pierwszy widziała ich takimi, jakimi przedstawiał ich prokura-
tor i jakimi byli w swym własnym gniezdzie. Jej młoda twarz, na której
śmierć wycisnęła już swe piętno, jej do cienia podobna postać zwracały po-
wszechną uwagę. Przypatrywano jej się natrętnie, o ile pozwalali na to ota-
czający lektykę żołnierze; tak wielką była jednak tu pogarda i nienawiść dla
obcych, że w żadnych oczach nie było widać współczucia, raczej połyskiwała
w nich radość, że ofiara nie ujdzie śmierci. Antea teraz dopiero zrozumiała
dokładnie, dlaczego ci ludzie wołali o krzyż dla proroka, który opowiadał
miłość.
I ów Nazarejczyk wydał się jej nagle kimś tak bliskim, że niemal drogim.
On musiał umrzeć  i ona również. Jego, po wydanym wyroku, już nic nie
mogło ocalić  i na nią wyrok zapadł  więc zdawało się Antei, że ich połą-
czyło braterstwo niedoli i śmierci. Tylko On szedł na krzyż z wiarą w po-
śmiertne jutro, ona tej wiary dotąd nie miała i przyszła jej zaczerpnąć w Jego
widoku.
Tymczasem z dala rozległa się wrzawa, świst, wycie, po czym wszystko
ucichło. Dał się słyszeć chrzęst broni i ciężki krok legionistów. Tłumy zako-
łysały się, rozstąpiły, i oddział prowadzący skazanych począł przesuwać się
koło lektyki. Z przodu, po bokach i z tyłu szli równym i powolnym krokiem
żołnierce, w środku widać było trzy przecznice krzyżów, które zdawały się
same postępować, nieśli je bowiem ludzie zgarbieni pod ciężarem. Aatwo było
odgadnąć, że między tymi trzema nie ma Nazarejczyka, dwaj bowiem mieli
bezczelne twarze opryszków, trzecim był niemłody prosty wieśniak, którego
widocznie żołnierze zmusili do zastępstwa. Nazarejczyk szedł za krzyżami,
mając blisko za sobą dwóch żołnierzy. Szedł w narzuconym na wierzch
odzienia purpurowym płaszczu i w cierniowej koronie; spod której kolców
wydobywały się krople krwi. Jedne ściekały mu z wolna po twarzy, inne
skrzepły tuż pod koroną, w kształt jagód dzikiej róży lub koralowych pacior-
ków. Blady był, posuwał się z wolna chwiejnym, osłabionym krokiem. Szedł
wśród urągowiska ciżby, jakby w zaświatowym zamyśleniu pogrążony, jakby
oderwany już od ziemi, jakby nie baczny na okrzyki nienawiści lub jakby
nad miarę ludzkich przebaczeń przebaczający i nad miarę ludzkiej litości li-
tościwy, bo już nieskończonością ogarnięty, już nad ludzkie zło wyniesiony,
cichy bardzo, słodki i tylko ogromem smutku całej ziemi smutny.
 Prawdą jesteś  wyszeptała drżącymi ustami Antea.
Orszak przesuwał się teraz tuż koło lektyki. Była nawet chwila; że się za-
trzymał, podczas gdy idący na przedzie żołnierze oczyszczali z ciżby drogę.
59
Antea widziała teraz Nazarejczyka o kilka kroków: widziała, jak powiew po-
ruszał zwoje jego włosów, widziała czerwonawy odblask, padający od płasz-
cza Jego na wybladłą i przezroczystą twarz. Tłuszcza, rwąc się ku Niemu,
otoczyła teraz ciasnym półkolem żołnierzy tak, że musieli uczynić z włóczni
zaporę, by Go bronić przed jej wściekłością. Wszędy widać było wyciągnięte
ramiona z zaciśniętymi pięściami, oczy wychodzące z powiek, połyskujące
zęby, brody rozchwiane od wściekłych ruchów i usta w pianie, wyrzucające
chrapliwe okrzyki. On zaś, spojrzawszy naokół, jakby się chciał spytać:
 Com wam uczynił?  podniósł następnie oczy ku niebu i modlił się  i
przebaczał.
 Anteo! Anteo!  zawołał w tej chwili Cinna.
Lecz Antea zdawała się nie słyszeć jego wołania. Z oczu płynęły jej wielkie
łzy, zapomniała o chorobie, zapomniała, że już od wielu dni nie podnosiła się
z lektyki i powstawszy nagle drżąca, na wpół przytomna z żalu, litości i z
oburzenia na ślepe okrzyki ciżby, poczęła chwytać hiacynty i kwiat jabłoni i
rzucać pod stopy Nazarejczyka.
Na chwilę uczyniło się cicho. Tłum ogarnęło podziwienie na widok tej do-
stojnej Rzymianki, oddającej cześć skazanemu. On zwrócił oczy na jej biedną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl