[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ruszyli w stronę domku Mary. Każde z nich wspominało ostatni raz,
kiedy wspólnie przemierzali tę trasę. Przeszli przez ogródek przed domem
do oszklonego ganku, który Mary kazała dobudować prócz szklarni na ty-
łach. W gruncie rzeczy dokonała w swym domostwie tak wielu zmian, że w
niczym nie przypominało skromnej, ciasnej chatki pani Josephs.
Kiedy James zadzwonił do drzwi, Agatha niemal się spodziewała, że na
progu stanie Mary. Wciąż nie mogła uwierzyć, że nie żyje, że została za-
mordowana w tak makabryczny sposób.
Lecz otworzyła im dziewczyna tuż po dwudziestce, w ogóle niepodobna
do zmarłej. Miała brązowe oczy, ziemistą cerę, długi, wąski nos i masę ls-
'niących, czarnych włosów. Nosiła męską bluzę w kratę i krótkie spodenki,
odsłaniające bardzo długie, bardzo białe i dość mocno owłosione nogi.
 Panna Fortune?  zagadnÄ…Å‚ James.
 Słucham pana?  Dziewczyna popatrzyła na niego z zaciekawie-
niem, po czym przeniosła wzrok na Agathę.
 To Agatha Raisin, znajoma pani zmarłej matki. Ja nazywam się Ja-
mes Lacey. Też byłem jej przyjacielem. Przyszliśmy złożyć pani kondo
lencje.
Beth Fortune przesunęła się, by ich wpuścić.
LR
T
 Proszę wejść.
W salonie John Derry, jej chłopak, siedział rozparty w fotelu. Beth,
zwyczajem młodzieży, nie zadała sobie trudu, żeby przedstawić go go-
ściom.
 Kawy czy herbaty?  spytała.
 Nic, dziękujemy  odrzekła Agatha pospiesznie, żeby nie stracić
czasu na czekanie, kiedy Beth wyjdzie do kuchni.  Czy policja doszła,
jak zginęła pani matka?
 Najpierw ktoś ją otruł środkiem chwastobójczym, a potem podcią-
gnął do góry  odparła Beth bez śladu łez w oczach. Jej głos z nieznacz-
nym amerykańskim akcentem zdradzał zniecierpliwienie.
 Policja na pewno wkrótce znajdzie sprawcę  pocieszył James.
 Ciekawe jak?  wtrącił po raz pierwszy John Derry.
 Po śladach takich jak lina, którą ją związał, rodzaju użytej trucizny i
innych.
 Użył liny starego typu Woolwortha z naturalnych włókien  wyja-
śniła Beth.  Prawdopodobnie kupił ją bardzo dawno temu. Obecnie robią
je wyłącznie ze sztucznych tworzyw. Nie znaleziono żadnych odcisków
palców prócz tych dwóch osób, które ją znalazły.  Nagle otworzyła sze-
rzej oczy.
 Ach, to chyba wy, prawda?
LR
T
Agatha skinęła głową. Niemal przerażało ją opanowanie Beth.
 Czy pani ojciec przyjedzie na pogrzeb?  spytała.
 Nie sądzę. Nie znosił matki.
 A więc nadal przebywa w Ameryce?
 Tak, w Los Angeles.
 Czy kontaktował się z panią?
 Dzwonił kilka dni temu, żeby zapytać, czy może mi pomóc... finan-
sowo. Ale matka zostawiła mi zabezpieczenie materialnie.
 Z czego żyje tata?
 Jest...  Oczy Beth zwęziły się w szparki.
 Posłuchajcie, miło z waszej strony, że wpadliście, ale mam dość
dziennikarzy i ich niedyskretnych pytań. Nie zamierzam tolerować nacho-
dzenia mnie w moim własnym salonie.
 Przepraszam  wymamrotała Agatha. James próbował ją ułagodzić
opowiadaniem
o działalności Mary w towarzystwie ogrodniczym. Dorzucił, że miesz-
kańcy bardzo ją polubili.
Agatha ukradkiem rozejrzała się dookoła. W salonie Mary już dokona-
no zmian. Jej zielone tapety zamalowano na biało. Mnóstwo porcelano-
wych ozdóbek, które Mary umieściła na gzymsie kominka i podręcznych
stolikach, znikło bez śladu. W kącie ustawiono prowizoryczne regały, zło-
LR
T
żone z desek, wspartych na cegłach, na których ustawiono mnóstwo ksią-
żek. Zielony dywan przykryto wytartymi perskimi kobiercami. Zielone za-
słony zdjęto i zastąpiono żaluzjami. Beth lub John Derry usiłowali usunąć z
wystroju tyle zieleni, ile tylko mogli.
 Czy pani też pasjonuje się ogrodnictwem?
wyrwał Agathę z zadumy głos Jamesa.
 Nie. Szkoda mi czasu. Wyniosłam wszystkie rośliny ze szklarni. Po-
prosiłam kolegę z Oksfordu, który lubi takie tropikalne zielsko, żeby je so-
bie zabrał. Wyłączyłam ogrzewanie. Urządzę tam świetną pracownię.
 Czy to znaczy, że planuje pani tu zamieszkać?
 spytała Agatha.
Beth obrzuciła ją nieprzychylnym spojrzeniem.
 Czemu nie?
 Przypuszczałam, że wynajmujecie pokoje w Oksfordzie  odpowie-
działa Agatha uprzejmie.
 Oczywiście, ale chyba pani nie zapomniała, że miewamy wakacje i
ferie?  Beth nagle zwróciła wzrok na Jamesa.  Chwileczkę! O ile do-
brze usłyszałam, nazywa się pan James Lacey, prawda?
 Tak.
 Chciałabym zamienić z panem słówko na osobności. Johnie, odpro-
wadz panią Raisin do wyjścia.
LR
T
Agacie nie pozostało nic innego jak wstać i wyjść. Na ganku John popa-
trzył na nią z góry.
 Słyszałem o pani. Podobno zwykła pani wtykać nos w nie swoje
sprawy. Proszę tu więcej nie przychodzić.
Agatha wyszła sztywno jak obrażona kotka. Kiedy wróciła do domu, za-
stała tam swoją sprzątaczkę panią Simpson.
 Zobacz, dziś rano napisali w gazecie o mężu pani Fortune  oznaj-
miła zamiast powitania.
 O cholera!  Agatha zgarnęła gazety, usiadła przy stole w kuchni i
zaczęła je przeglądać.
Amerykański korespondent  Daily Mail" przeprowadził wywiad z by-
łym mężem Mary, Barrym Fortune. Zacytował jego słowa, że bardzo mu
przykro z powodu tak potwornego morderstwa. Pan Fortune twierdził, że
rozstali się polubownie przed piętnastu laty. Ożenił się powtórnie. Posiadał
sieć wypożyczalni kaset wideo. Gdybym tak rano przeczytała gazety,
oszczędziłabym sobie zadawania zbędnych pytań  pomyślała Agatha.
 A to poczta dla ciebie  oznajmiła Doris, kładąc na stół nieduży plik
kopert.
Agatha obejrzała je. Jedną z nich przysłano z kancelarii prawniczej z
Mircester. NazwÄ™ nadawcy wypisano starannie czarnymi literami:  Carter,
Bung i Desmond". Po otwarciu koperty Agatha uniosła brwi ze zdziwienia.
Pismo dotyczyło ostatniej woli zmarłej Mary Fortune. Poinformowano ją,
że jeśli przybędzie do kancelarii, otrzyma korzystną dla siebie wiadomość.
LR
T
 Hej, Doris, chodz tu na chwilę!  zawołała.
Sprzątaczka przyszła z powrotem do kuchni.
 %7łal mi tych twoich kotów, Agatho  powiedziała.  %7ładna przy-
jemność bawić się w tym Gu łagu, który im urządziłaś z tyłu.
 Już niedługo Wielki Dzień. Wtedy obniżymy płot. Nie mówiłaś o
tym nikomu?
 Oczywiście, że nie. Co mi chcesz pokazać?
 To.  Agatha podała jej list.
Doris przeczytała go powoli.
 A to ci niespodzianka!
 Ja też nie przypuszczałam, że mogłaby mi coś zostawić.
 Nie o to mi chodziło.
 A o co?
 Nie znała cię zbyt długo. Przypuszczalnie już wcześniej sporządziła
testament. Dlaczego nagle go zmieniła na twoją korzyść? Czyżby przewi-
działa, że umrze?
 To jest myśl!
Zadzwonił dzwonek u drzwi.
 To na pewno James  stwierdziła Agatha.  Odłóż to gdzieś, pro-
szÄ™.
LR
T
Sprzątaczka popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Normalnie Agatha popę-
dziłaby na górę zmienić ubranie lub poprawić makijaż.
Gdy James wkroczył do kuchni, Agatha wręczyła mu list.
 Ach, to  mruknął, siadając obok niej.  Też dostałem coś takiego
dziÅ› rano.
 Mogłeś mi powiedzieć.
 Wstydziłem się z wiadomych względów.
 Czego chciała od ciebie Beth?
James wstał, zamknął drzwi, po czym wrócił za stół.
 Mary zadzwoniła do niej na początku roku z wiadomością, że zamie-
rza wyjść za mąż... za mnie.
 Och!
 Dobrze powiedziane. Przypuszczam, że Beth uważa mnie za głów-
nego podejrzanego. Lepiej jedzmy do tego biura. Swoją drogą, po co zasła-
niasz żaluzje i palisz światło w kuchni w taki piękny dzień?
 Nieważne. Jedzmy już  ponagliła Agatha.
Po chwili znów wyjeżdżała z Jamesem, lecz teraz już potrafiła go trak-
tować jak zwykłego znajomego. Pogratulowała sobie opanowania.
LR
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • policzgwiazdy.htw.pl